Artykuły

Notturno sul canale grande

Jerzy Grzegorzewski od lat stara się wyjść poza formułę teatru dramatycznego czy epickiego, próbuje tworzyć spektakle, które byłyby scenicznymi odpowiednikami poematu czy dziennika. "Złowiony" jest kolejną - po "Warjacjach" czy "Miasto liczy psie nosy" - próbą podjętą w ramach tych poszukiwań. Spektakl oparty został przede wszystkim na dwóch poematach Tadeusza Różewicza, "Et in Arcadia ego" (1961) i "Złowiony" (1969), osnutych wokół podróży do Włoch. W 1978 Grzegorzewski w tymże samym wrocławskim Teatrze Polskim przygotował inscenizację opowiadania Różewicza "Śmierć w starych dekoracjach", w którym motyw podróży do Włoch odgrywa istotną rolę. "Złowiony" jest szczególnego rodzaju repliką tamtego przedstawienia, stworzoną po piętnastu latach, podejmującą te same tematy, ale w innej optyce i tonacji. W "Złowionym" narrator ma poczucie, że płynie zanurzony w rzece czasu, między przeszłością a przyszłością, które na równi są nicością. Płynąc odkrywa, że został schwytany na linkę - jak ryba, która połknęła przynętę - i stracił swobodę ruchów. Jego życie stało się bowiem nieustannym zbliżaniem do śmierci. Łącząc narratora "Złowionego" z głosem przemawiającym i rejestrującym obrazy w trakcie podróży do Włoch w "Et in Arcadia ego", Grzegorzewski stworzył bohatera swego spektaklu. Ów bohater, grany przez Olgierda Łukaszewicza, w trakcie podróży do Włoch odkrywa, że jego życie stało się powolnym umieraniem, dokonuje rozrachunku, powraca we wspomnieniach i snach do przeszłości, ale też staje się świadkiem rozpadu cywilizacji ucieleśnianej przez Italię.

Bohater "Śmierci w starych dekoracjach", grany przez Tadeusza Wojtycha, był komicznym prowincjuszem, szarym człowiekiem. Łukaszewicz gra intelektualistę czy nawet twórcę. Gdy pojawia się na peronie kolejowym z wielką walizką, recytuje w oryginale "Italienische Reise" Goethego.

"Śmierć w starych dekoracjach" rozgrywała się w Rzymie. Pusta widownia Teatru Polskiego stawała się na moment Colosseum i Bazyliką św. Piotra, aby w zakończeniu zostać teatrzykiem w Termach Caracaleei, miejscem przypadkowej śmierci Bohatera. "Złowiony" rozgrywa się w Neapolu i w Wenecji, a więc dwóch miastach na różne sposoby łączących się ze śmiercią. Popularne powiedzenie: "zobaczyć Neapol i umrzeć". Umierająca Wenecja to nade wszystko sceneria agonii Gustawa von Aschenbacha ze "Śmierci w Wenecji" Tomasza Manna, przywoływana już przez Grzegorzewskiego w "Warjacjach". W "Śmierci w starych dekoracjach" widzowie zasiedli na scenie, w "Złowionym" ulokowani zostali na drugim balkonie, wysoko nad sceną, tuż pod sklepieniem sali.

Na wznoszącym się amfiteatralnie balkonie Grzegorzewski pozostawił tylko środkowe fotele. Po bokach, w podłodze tkwią słupki od poręczy. Wśród nich umocował Grzegorzewski charakterystyczne słupy do cumowania łodzi z weneckich nabrzeży. W kątach balkonu, odgrodzonych niskim murem, poustawiał ponadto gryfy kontrabasów, złote, metalowe obramowania bębnów, a po prawej stylową harfę. Od otworów pod sklepieniem sali do środka sceny przeciągnięte są linki, jak gdyby struny ogromnego instrumentu. Pośrodku pustej, szarej sceny stoi metalowy pulpit do nut i leży na boku kontrabas. Tylna ściana sceny jest odsłonięta. Spektakl rozgrywa się w całym teatrze, choć najistotniejsze sceny mają miejsce na drugim balkonie tuż przed oczami widzów, w znacznej mierze w wąskim przejściu między balustradą balkonu a pierwszym rzędem foteli.

Przedstawienie rozpoczyna się od wejścia kontrabasisty, który podnosi instrument i stojąc przed pulpitem zaczyna grać. Melodię podejmuje ukryty zespół muzyczny złożony ze skrzypiec, trąbki i klarnetu oraz chór zasiadający w pierwszym rzędzie balkonu. Zza kulis wychodzi na scenę śpiewak w renesansowym stroju, który wysokim, nieomal kobiecym głosem, wykonuje tradycyjną canzone do słów zaczerpniętych z "Italienische Reise" Goethego. Powróci jeszcze na scenę i będzie przypominał o wspaniałej tradycji włoskiej sztuki i poezji. W drzwiach prowadzących na balkon, jeszcze w trakcie pieśni, zaczną pojawiać się postacie o dość niejasnej tożsamości. Będą otaczać bohatera, krążącego po balkonie, ze wszystkich stron. Sceny przez nie odgrywane mają również sens dość niejasny. Układają się one w ciąg natrętnych obrazów, bolesnych wspomnień i wyrzutów sumienia bohatera. W tym strumieniu świadomości jawa miesza się ze snem, a przeszłość z teraźniejszością. Grzegorzewski - w ślad za Różewiczem - stosuje technikę montażu luźno ze sobą powiązanych scen, przejętą z filmów "Mondo cane" czy "Dolce vita". Poetyka spektaklu nawiązuje do estetyki kina. Wprost ze "Złowionego" przejęty został obraz planu filmowego. Aktorki pod dyktando reżysera i w rytmie uderzeń klapsa przybierają różne pozy. Reżyser (Krzysztof Bauman) układa palce dwóch rąk w kształcie prostokąta i szukając odpowiedniego kadru opisuje drobiazgowo scenę śmierci z "Obywatela Kane'a". Gdy bohatera otacza krąg kobiet, z którymi był związany, tym samym przywołana zostaje słynna scena z "Osiem i pół" Felliniego. W chwili, gdy czarno ubrani gondolierzy chwytają za długie pręty przymocowane do balustrady balkonu i zaczynają nimi rytmicznie poruszać, a cały balkon płynie niczym gondola weneckim kanałem, Grzegorzewski niewątpliwie próbuje wywołać w pamięci widzów pierwsze sekwencje "Śmierci w Wenecji" Viscontiego. Lecz ten obraz zostanie natychmiast zburzony:

w papierowej torbie płynę

kanałem mniej reprezentacyjnym

przez okno zamiast świateł i serpentyn

wyfrunęły śmieci

lecz opadają płyną

nikt tutaj nie śpiewa

świateł jest mało wonie mniej wytworne

Jakby tego było mało, dwaj gondolierzy okazują się Polakami zagubionymi we Włoszech. "Spotkałem wczoraj znajomego/ z Warszawy/ to było piękne jak/ przypadkowe spotkanie na stole/ sekcyjnym maszyny do szycia/ z parasolem" - odezwie się nagle jeden z nich. Drugi zwierzy się ze swoich kłopotów: "Tadziu przysięgam Bogu/ nie mogę się wyplątać/ chleb mam ze sobą owinięty w gazetę/ smalec w garnuszku/ tylko tych sznurków nie mogę rozwiązać".

Wszystko objawia się bohaterowi w postaci zdegradowanej i trywialnej. Kobieta w czerni, która kładzie bohaterowi na oczach dłoń obleczoną w czarną rękawiczkę i mogłaby być ucieleśnieniem śmierci, gdy przechodzi wzdłuż balustrady, jest zaczepiana przez gondolierów. Starsza kobieta mówi: "kobieta jest jak kwiat/ odłóż to piękne/ stare porównanie/ na bok". Gondolierzy wabią kobietę w czerni za pomocą znaczących gwizdów i cmoknięć. Gdy kobieta podchodzi do Kelnera (Krzysztof Dracz), ten wysyła ją do kuchni. Tajemnicza piękność okazuje się kucharką. Najdobitniej rozpad cywilizacji, postępującą brutalizację i anonimowość obrazuje ciąg scen rozgrywanych przy dźwiękach głośnego dyskotekowego rappu, do słów "X Eklogi" Wergiliusza o miłości. W rogach pierwszego balkonu, w świetle czerwonych reflektorów, dwie nagie kobiety tańczą. Obraz miłości zredukowanej do seksu, zamienionej na towar. "Sklep z miłością mechaniczną", jak to nazwał Różewicz w "Złowionym" albo raczej, jak się dzisiaj mówi, "peep-show". Na scenę wchodzą i stają pod betonową ścianą młodzi mężczyźni. Powoli rozbierają się. Jest w tym coś z mechanicznie wykonywanego rytuału miłosnego, ale obraz nabiera szybko nowych znaczeń. Stojący w szeregu pod ścianą mężczyźni wywołują wspomnienie masowych egzekucji z czasów wojny.

Wykopaliska w moim kraju mają małe czarne

głowy zaklejone gipsem okrutne uśmiechy.

Powoli opada czarna zasłona. W tym samym czasie na proscenium w konwulsyjnych drgawkach umiera mężczyzna. Z balkonu rozlegają się słowa wiersza Różewicza "Zakatrupiony", napisanego po śmierci Pasoliniego:

to ty Pier Paolo

powiedziałeś

"Człowiek widzi z daleka człowieka

który zabija innego człowieka.

Jest świadkiem działania,

dystansuje się odeń..."

Bohater podchodzi do leżącego mężczyzny i obrysowuje kontur jego ciała kredą, jak czyni policja podczas ulicznych wypadków. Lecz jest w tym też wspomnienie warszawskiej "Ameryki" Grzegorzewskiego, gdzie Łukaszewicz grał Karla Rossmanna, po którym pozostawała tylko sylwetka narysowana kredą na posadzce. Z głośników dobiega końcowa melodia z tego spektaku sprzed dziewiętnastu lat i z jego wrocławskiej repliki sprzed lat dwunastu. W tej parominutowej sekwencji zawarł Grzegorzewski śmierć muzyki i poezji ginących w huku decybeli, bezosobowość seksu sprzedawanego jako towar w wielkich miastach, masową zagładę, jaką niosła wojna, ostatni film Pasoliniego "Salo albo 120 dni Sodomy" i jego śmierć, a nawet wspomnienie dawnego przedstawienia. Rozpadowi ulega również sztuka. Stary poeta czy reżyser (Igor Przegrodzki), który przyzna się za chwilę, że płakał we Włoszech, pojawia się jako rozchichotany, zdziecinniały staruszek, zjeżdżający na wózku po pochylni. W kawiarni ulicznej, w kącie balkonu wypełnionego siedzącymi na plastikowych składanych krzesełkach aktorami, opowie o Salvadorze Dali "na konferencji prasowej" wychodzącym "z olbrzymiego jaja" i ukazującym się "we fraku pokrytym osiemdziesięcioma ośmioma kieliszkami". W kawiarni zjawia się krytyk (Bogusław Kierc) oznajmiający, że pisze "rozprawę o tożsamości w nowej poezji", i nagle rzucający się między siedzących. Powszechne w dyskusjach o sztuce jest przeświadczenie, że "znajdujemy się u końca pewnej epoki".

Pod koniec spektaklu jego rytm ulega zwolnieniu. Bohater pozostaje sam ze swoją samotnością i poczuciem nieustannego umierania, jak wcześniej, gdy w pokoju pensjonatu, przed ułożeniem się do snu, oglądał swoje nagie ciało. W ciszy bohater mówi swój monolog. Mając poczucie, ze został złowiony, stara się zawrócić, płynąć pod prąd. Wraca do wspomnień z dzieciństwa, do rodzinnego domu w małym miasteczku. Na balkon wchodzi mężczyzna dźwigający na ramionach starą, drobną kobietę, matkę bohatera (Iga Mayr). Bohater zamienia z nią parę zdań i uświadamia sobie, że jedynym miejscem, z którym coś go łączy w rodzinnym mieście, jest cmentarz. Bohater, stojąc przy balustradzie, spogląda w dół, niczym w wody Lete, rzeki zapomnienia. Powoli przy dźwiękach muzyki ciemnieje światło. W końcu wszystko tonie w mroku. Pięćdziesięciominutowy spektakl Grzegorzewskiego - poprzez właściwą poezji współczesnej lapidarność i zagęszczenie znaczeń jest niewątpliwie dziełem trudnym i hermetycznym, dostępnym zaledwie niewielu. Widzowi nie będącemu w stanie podjąć proponowanej przez inscenizatora gry wyobraźni i pamięci pozostaje jedynie śledzenie pulsujących obrazów i zagadkowych etiud aktorskich.

Jeśli jednak z czegoś czynić zarzut Grzegorzewskiemu, to przede wszystkim z pewnych niedostatków formy i słabości aktorstwa. W budowaniu rytmów i napięć nie zawsze udało się Grzegorzewskiemu osiągnąć pożądaną precyzję, jakby nie zapanował w pełni nad ruchem aktorów w tej niezwykłej przestrzeni. Z tym wiąże się niestaranna chwilami gra aktorów, szczególnie młodych, z drugiego planu, którzy jakby nie wiedząc do końca, w czym i co grają, nazbyt mechanicznie wykonują swe zadania. Pewien niedosyt pozostawia też gra Olgierda Łukaszewicza, który stworzył postać zbyt słabo zarysowaną. W jego grze uderza pewna monotonia tonu.

Granie tuż przed oczami widzów potęguje niestety te słabości. Na tym tle interesująco wypadają starsi wrocławscy aktorzy, którzy przed laty z Grzegorzewskim współpracowali (m.in. Igor Przegrodzki, Iga Mayr czy Danuta Balicka). Nie tylko precyzyjnie wykonują swe etiudy, ale potrafią mocno zaznaczyć swą obecność i bezbłędnie utrafić we właściwy ton. Grzegorzewskiemu nie udało się stworzyć spektaklu równie doskonałego i poruszającego jak "Śmierć w starych dekoracjach". Ze strumienia słów i obrazów wyłania się zaledwie zarys scenicznego poematu o starzeniu się i umieraniu człowieka i cywilizacji, poczuciu wszechogarniającej i dojmującej pustki, łagodzonej tylko nieznacznie przez lekko szyderczy humor i pamięć o pięknie sztuki. Najmocniej brzmi jednak w "Złowionym" motyw przemijania, zanurzenia w rzece czasu, zobrazowany przez symboliczną podróż w gondoli-łodzi Charona weneckim kanałem. Temat przemijania znalazł w "Złowionym" wyraz także bardzo osobisty. Jerzy Grzegorzewski powraca w nim bowiem do swojego dawnego teatru i jego aktorów, przywołuje motywy ze swoich spektakli sprzed lat. I w tych momentach przedstawienie staje się w szczególny sposób przejmujące.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji