Artykuły

Koszalet, Rubins i inne absurduty

Tekst scenariusza Krzysztofa Skibskiego jest niezwykle błyskotliwą, przezabawną i rozpisaną na role grą słowną. To właśnie słowo scala ten świat i wydobywa jego unikalność - o spektaklu "Bywalcy absurdutu" Teatru u Przyjaciół pisze Katarzyna Nowaczyk z Nowej Siły Krytycznej.

Spektakl zaczyna się już na dziedzińcu. Do oczekujących widzów wychodzą trzej charakterystyczni jegomoście w surdutach, cylindrach, żabotach. Zaczepiają, zabawiają rozmową, rozdają "Wolnych malarzy i fasonów okólnik" - coś na kształt programu, gazety jednodniowej, zawierającej portrety, rysunki, teksty - wszystko, co może przydać się w tropieniu absurdów. W końcu panowie zapraszają na scenę, która znajduje się na szóstym piętrze. Prowadzą do niej wąskie, stare drewniane schody, po których trzeba się wspiąć w słabym, migotliwym świetle.

Czekanie na spektakl, wchodzenie po schodach, rozsiadywanie się na widowni - sytuacje najbardziej oczywiste i rutynowe w teatrze - stają się tu elementem gry, pretekstem do nawiązania pierwszego kontaktu aktorów z publicznością i jej zaangażowania w działanie. Dzieje się to jednak bardzo subtelnie, naturalnie, bez nachalności. Ostateczny kształt przedstawienia zależy więc od danej chwili i sytuacji, a także gotowości widza do uczestnictwa.

"Scena absurdystowska" na poddaszu jest kameralna, przeznaczona dla nielicznej publiczności. Przestrzeń, zaaranżowana w stylu XIX-wiecznego saloniku, sprawia wrażenie zagraconej i dusznej. Jest tu stara szafa, kredens, stolik i wiele gustownych bibelotów. Są kieliszki, szkatułka na biżuterię, karafka, koronkowy obrus; na ścianach wiszą obrazy - portrety przedstawiające bywalców tego miejsca.

Do salonu - kawiarni zaczynają schodzić się goście - Amputny Bolesław, Morfińska Eulalia, Waleriana Boudoir, Zgrzebny Egon i Sprawny Witold, a obsługuje ich kelner totalny, tacmistrz Skrobol Alojzy i Prymarny Wiesław. Istna galeria osobliwości! A jeśli dodać do tego jeszcze Hucznego Kryspina przyschniętego do kredensu, to siła rażenia absurdu jest wręcz onieśmielająca. Historia toczy się wbrew jakiejkolwiek logice. Opowieści bohaterów wydają się całkowicie irracjonalne, podobnie jak gry towarzyskie, którymi urozmaicają sobie czas. Jest wśród nich chociażby "leksybol" - trzyosobowa potyczka słowno-rotacyjna, czy "nonsens" - nawijanie nici przez krzesło z przytupem w rytmie bossa nova. Zupełnie naturalne wydaje się też bywalcom, niczym bohaterom z Narnii, przechodzenie przez szafę czy zwierzanie się ze swoich słabostek i postanowień portretowi Ambrożego, wielkiego architekta Absurdutu, który jest dla nich autorytetem i patronuje spotkaniom. Bywalcem trzeba umieć być - stwierdza jeden z bohaterów, dlatego też przyjęcie nowego członka do absurdutowego grona staje się niemal rytuałem, któremu towarzyszy wypowiadana z emfazą przedziwna formuła.

Wszystko dzieje się tu na opak. Sytuacje wymykają się wszelkim normom i regułom. Są pokazane jakby w krzywym zwierciadle, w pewnym zawieszeniu w czasie i przestrzeni. Tym jednak co przede wszystkim konstytuuje ten świat jest - słowo. "Siłą kreatywną dla tych spektakli - czytamy w programie - jest typ myślenia, widzenia świata w niestabilnej, paradoksalnej perspektywie". Ale także sposób wyrażenia świata w języku. Tekst scenariusza Krzysztofa Skibskiego jest niezwykle zręczną, przezabawną i rozpisaną na rolę grą słowną. Wiele w tym swobody, dowcipu i błyskotliwości. Postaci mają dość oryginalną przypadłość przekręcania wyrazów - stąd też twórcą słynnego zdania "marność nad marnościami i wszystko marność" staje się nie kto inny jak Koszalet, a słynnym flamandzkim malarzem barokowym, gustujący bardziej w formie kluskowej niż makaronowej jest niejaki Rubins. Drążenie sensów, przywoływanie skojarzeń, przewrotne rozbijanie związków frazeologicznych, ciągłe igranie ze znaczeniem dosłownym i przenośnym sprawia, że postaci są tak charakterystyczne i magnetyzujące. Chociażby Zgrzebny Egon, który jest z zawodu grabarzem. Wszystko, co mówi i robi kojarzy mu się z jego profesją. Ma obsesje sprawdzania i porównywania swojego tętna z tętnem każdego napotkanego na swej drodze potencjalnego klienta. Nie odpuści nawet lisowi, który zdobi szyję pani Waleriany. Nie rozstaje się też z małą łopatą, by w razie potrzeby móc z niej od razu zrobić użytek. Przy wyjściu Egon rozdaje widzom wizytówkę z oferowaną usługą - "pomoc przy zejściu".

Spektakl osadzony został w konwencji nieco dziś archaicznej. Stylowe kostiumy z epoki wraz z bogatą scenografią zderzone zostają na przekór z absurdalnym, przewrotnym tekstem. Połączenie to, wbrew wszelkim nonsensom, stanowi jednak zadziwiająco spójną i wyrazistą całość.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji