Artykuły

Na szersze wody

Rok ubiegły był dla dyrektora Teatru Muzycznego w Gdyni Jerzego Gruzy z pewnością udany. Niespotykany sukces inscenizacji rock-opery "Jesus Christ Superstar" sprawił, iż o gdyńskiej placówce było w kraju bardzo głośno. Aktorzy z Gdyni w pierwszych dniach kwietnia br. wyjeżdżają za ocean, aby w Stanach Zjednoczonych pokazać tamtejszej wybrednej publiczności polską wersję "Jezusa".

CZYŻBY początek międzynarodowej kariery Teatru Muzycznego? - pytamy pana Jerzego.

- Nie sądzę. Wprawdzie odnieśliśmy ogromny sukces przedstawiając fragmenty "Jesus Christ Superstar", w Leningradzie choć wyjeżdżamy do USA i przygotowujemy spektakl z fragmentów musicali na festiwal w fińskim mieście Kotka, to jednak jesteśmy zbyt licznym zespołem, a co za tym idzie drogim, aby marzyć o wielkich światowych wojażach.

- W planie repertuarowym na obecny sezon znajduje się aż kilkanaście premier. Czy to trochę nie za dużo?

- Mam te same obawy zwłaszcza, że sztuki, które aktualnie wystawiamy cieszą się dużym powodzeniem. Zdajemy sobie sprawę, że każda nowa premiera powoduje zdjęcie z afisza innego w naszym przypadku "nie wygranego" przedstawienia, a koszty kolejnej pozycji repertuarowej rosną niepomiernie i szybko.

- Co więc na pewno pokażecie wybrzeżowej widowni?

- Wpierw, w maju znany musical Noela Gaya "Me and My Girl", którego intensywne próby właśnie trwają. Chcemy rozpropagować nowoczesny taniec w widowisku "Balet, balet, balet". Planujemy premierę tego przedstawienia w połowie bieżącego roku. Innym widowiskiem baletowym, które będziemy adresowali dla najmłodszych jest "Cippolino". Dzieci będą mogły obejrzeć ten spektakl w październiku br. Duże nadzieje wiążę z musicalem "Człowiek z La Manchy" Mitchella Leigta z librettem Dale Wassermana. Reżyserować będzie Krzysztof Zalewski. Oczywiście największe nasze przedsięwzięcie to sławne przedstawienie "Nędznicy" według Wiktora Hugo z muzyką Claude - Michla Schonberga i librettem Alaina Boublila.

Już za kilka dni powinienem dostać zapis nutowy owej sztuki i jak najprędzej chciałbym rozpocząć próby, aby wystawić "Nędzników" jeszcze w tym roku.

- A więc jednak plany są bardzo szerokie i ambitne...

- Tak, mimo bowiem ograniczeń, których wspominałem, musimy wciąż dbać o jak najnowocześniejszy i atrakcyjny repertuar, bowiem dzięki temu tylko zachowamy wysoką pozycję naszej placówki.

- Obok funkcji pełnionej w teatrze jest pan również dyrektorem generalnym XXV Międzynarodowego Festiwalu Piosenki w Sopocie. Zeszłoroczne koncerty nie były zbyt udane. W tym roku wcześniej jednak rozdano nominacje i pierwszą imprezą, gdzie powinny zapaść ustalenia festiwalowe, były Targi Płytowe MIDEM'88 w Cannes. Czy rzeczywiście udało się coś załatwić?

- Tak. Podjęliśmy intensywne rozmowy z wieloma agencjami i impresariami. Doszliśmy jednak przy okazji po raz kolejny do wniosku, iż głównym odbiorcą tego typu koncertów na całym świecie jest nie widownia bezpośrednio obserwująca takie imprezy, lecz ta zgromadzona przed telewizorami. Zbyt małą rolę i wagę przywiązywano do tej pory do atrakcyjności transmisji telewizyjnych. Większość festiwali na świecie całkowicie zatraciła swą estradowość. Nic więc dziwnego, że ocenia się tam przede wszystkim kompozycje, a nie wykonanie i piosenkarze pomagają sobie taśmami playbackowymi, bądź wręcz całymi playbackami. U nas nie wchodzi to chyba w rachubę, niemniej formuła MFP wymaga modyfikacji.

- Czy aby ta modyfikacja nie wynika również z braku funduszy?

- Oczywiście, że tak. Brak pieniędzy jest dla nas bardzo odczuwalny. Dlatego też szukamy intensywnie sponsorów oraz możliwości jak największych efektów artystycznych przy jak najmniejszych kosztach. Jest to jednak bardzo trudne. Nikt nam bowiem nie może dokładnie powiedzieć, jakie choćby będą latem koszty przelotów, hoteli czy jedzenia.

- Ale ma pan już jakąś artystyczną wizję festiwalu?

- Chyba za wcześnie mówić o szczegółach, a niestety wiąże się to ściśle z naszymi możliwościami finansowymi. Wiem, że należy połączyć tradycje festiwalową z nowoczesnymi formami estradowymi. Zgłoszenia wykonawców już napływają. Z tego co się zorientowałem, może być w tym roku konkurs na zupełnie niezłym poziomie. Chcieliśmy też zaprosić gwiazdę pierwszej światowej wielkości, aby wystąpiła poza konkursem. Myśleliśmy o Julio Iglesiasie. Menażer artysty zażądał jednak za recital 50 tys. dolarów, co nie ukrywam, przekracza nasze możliwości. No, ale rozmowy trwają i z pewnością jakiegoś tuza światowych scen w Sopocie zobaczymy.

Najważniejsza jest jednak atmosfera koncertów. Ona będzie stanowić czy festiwal będzie udany, czy nie.

- A owe zapowiadane nowości?

- Być może właśnie ze względu na kryzys będziemy chcieli zrobić widowisko, które nazywam roboczo life - wideo - promocja. Jest na świecie wiele grup jak i solistów, którzy zyskali sławę, pieniądze i rozgłos lansując jeden lub dwa przeboje. Nie mają oni jeszcze repertuaru godnego całego koncertu, ale są znani i lubiani, a przy tvm... tani. Myślimy więc o sprowadzeniu 10 wykonawców w stylu - Samanthy Fox, Sandry, Blacka czy Desirelles. Dzięki temu zrobilibyśmy przegląd tego co w chwili obecnej jest najmodniejsze i najbardziej promowane. Przy okazji byłoby to z pewnością widowisko atrakcyjne dla widzów bezpośrednio oglądających występy, ale również i telewidzów. Niewykluczone, iż sprowadzilibyśmy najlepszą i najnowocześniejszą nagłośnieniową aparaturę półplaybackową.

- Wróćmy jednak do najbliższych planów. Bardzo głośno w kraju o pana zamierzeniu wielkiego plenerowego przedstawienia dla 100 tysięcy widzów na stadionie X-lecia w Warszawie.

- Będzie to największe w dziejach Polski przedstawienie. Chcemy 18 czerwca br. pokazać "Jesus Christ Superstar" w inscenizacji, wspomaganej ogromną techniką z tysiącami statystów.

- Życzę powodzenia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji