Artykuły

Nowy Jesus Superstar

Rozmowa z Maciejem Korwinem

KRZYSZTOF GÓRSKI: Jest już kilka wersji rock-opery, "Jesus Christ Superstar", której światowa prapremiera miała miejsce w 1971 roku. Jaka jest ta, przygotowana przez Pana?

MACIEJ KORWIN: W teatrze w Chorzowie Maria Magdalena jest tirówką. O Herodzie często słyszałem, że jest homoseksualistą. Nie wyczytałem w tekście nic takiego. Ostatnia wersja przygotowana przez autorów w 1995 roku dzieje się w Koloseum i nie ma już nic wspólnego z hipisami. Andrew Lloyda Webbera - współtwórcę musicalu z hipisami także łączy już niewiele. Przed nazwiskiem nosi tytuł sir - królowa przyznała mu tytuł szlachecki. Nie chcę przedstawiać "wykładni" mojego spektaklu. Myślę, że widz jest na tyle inteligentny, że zrozumie, co chciałem w nim powiedzieć. U nas akcja rozgrywa się w przystani nad jeziorem. Czym tłumaczyć tak sporą popularność "Jesus Christ Superstar"?

- Ta muzyka dziwnie się nie starzeje. Dziś jest tak samo atrakcyjna jak kiedyś, chociaż pewne rozwiązania aranżacyjne trzeba nieco poprawiać. Nie są to jednak duże korekty. Wreszcie jest to nośny temat. Spojrzenie na jedno z największych wydarzeń w historii cywilizacji. Nie ma człowieka obojętnego wobec tego wydarzenia, bez względu na to, czy jest to człowiek wierzący, czy też nie. Jest w tym musicalu także pewna aktualność. Wykorzystamy również nowoczesne środki - np. elementy filmu. Czy nie obawia się Pan porównań z legendarnym spektaklem Jerzego Gruzy z roku 1987, który jeszcze kilka lat temu był w repertuarze Teatru Muzycznego?

- Nie obawiam się. Na całym świecie jest tak, że ktoś zrobi coś bardzo dobrego, a potem kolejni stają przed trudnym zadaniem. Gdyby się obawiali, nikt nic by nie robił. Mój spektakl jest zupełnie inny, niż ten wyreżyserowany przez Gruzę. Widziałem tylko fragmenty na wideo tamtego przedstawienia. Każdy zresztą wspomina go inaczej. Muszę się liczyć z porównaniami, ale nie chcę dyskutować z tym widowiskiem. Robię swoje. Teraz też jest inna publiczność. Inne będą oczywiście dekoracje, kostiumy. Dziś krzyż z gazet, obrazujący wówczas kłamstwo systemu, nie miałby sensu. Dziś trzeba odwoływać się do innych symboli.

Czy bez lidera heavymetalowej grupy TSA - Marka Piekarczyka, który grał dotąd Jezusa, musical może liczyć na tak duże powodzenie?

- W tamtych czasach chodziło o co innego. "Jesus Christ Superstar" powstawał w określonych warunkach, gdy panowała legenda samej grupy TSA. Dziś takich grup już nie ma, nikt nie mógłby tak ponieść spektaklu. Myślę, że Piekarczyk wystąpi w naszym spektaklu w drugiej połowie sezonu. Ale to już nie jest ten sam Piekarczyk, dzisiaj to człowiek koło 50.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji