Artykuły

Przebój sezonu

TA PREMIERA ma wszelkie szanse stać się najbardziej podniecającym wydarzeniem sezonu. Po szesnastu latach, jakie upłynęły od pierwszej inscenizacji musicalu "Jesus Christ Superstar" w nowojorskim Mark Hellinger Theater doczekaliśmy się polskiej wersji słynnego utworu. Na świecie opadły dawno największe emocje, u nas wrzawa wokół dzieła Tima Rice'a i Andrew Lloyda Webbera dopiero się rozpoczyna. I nie tylko dlatego, że musical, znany z płyt, a nielicznym - z filmowej ekranizacji Normana Jewisona, można wreszcie zobaczyć na rodzimej scenie w gdyńskim Teatrze Muzycznym. Całemu przedsięwzięciu towarzyszy dodatkowo posmaczek skandalu - chodzą słuchy o naruszeniu praw autorskich i procesie sądowym.

Na łamach "Życia Warszawy" ukazał się list dyr. Macieja Englerta, w którym jest mowa o kontrakcie zawartym między agencją Superstar Venture Ltd. z Londynu a warszawskim Teatrem Współczesnym. Po kilku latach niełatwych pertraktacji zakupiono jedyną zatwierdzoną przez autorów partyturę "Jesus Christ Superstar". Wojciech Młynarski, przy współpracy Piotra Szymanowskiego, podjął - nie ukończoną jeszcze - pracę nad przekładem tekstu i nie dał zgody na wykorzystanie tłumaczenia w Teatrze Muzycznym. Polska prapremiera zastrzeżona była dla Teatru Współczesnego w Warszawie. Jerzy Gruza w odpowiedzi na stawiane mu zarzuty stwierdził, że takie zezwolenie otrzymał. Ileż miał czekać na spektakl warszawski, skoro opcja na wystawienie musicalu w Polsce kończy się 31 sierpnia tego roku?

Mówi Maciej Englert: "Nasz teatr nabył prawo do grania sztuki przez trzy lata od dnia premiery. 31 sierpnia br. wygasa umowa p. Gruzy z ZAIKS-em, nas to nie dotyczy.

Dlaczego nie zrobiliśmy jeszcze tego spektaklu? Odpowiedź jest bardzo prosta - istniejące warunki sprzyjały jego realizacji, rzecz będzie możliwa dopiero w przyszłym sezonie. Pan Gruza nie prowadził ze mną na ten temat żadnych rozmów, poza jednym listem z prośbą o odstąpienie praw autorskich, na co się oczywiście nie zgodziłem. Z tego, co wiem, tłumacz wysłał do Gdyni depesze, sprzeciwiając się korzystaniu z przekładu, który miał być ostatecznie dopracowany dopiero w trakcie prób w Teatrze Współczesnym. A kwestia partytury? Miejmy nadzieję, że nie zechcą się tu włączyć Anglicy.

Wystąpiliśmy właśnie do ZAIKS-u z propozycją polubownego, jeśli się uda, załatwienia sprawy. Gdyby zaś doszło do procesu, to może przy okazji uporządkowałoby się coś w teatralnych obyczajach. Nie walczymy przecież o to, by sztuki nie wystawiać, lecz przeciwko metodzie, za pomocą której się to robi".

Jerzy Gruza nie poczuwa się do winy i zaistniały spór określa jako śmieszny. "Od iluś lat jest możliwość zagrania musicalu "Jesus Christ Superstar" w Polsce, dzięki - podkreślam - Teatrowi Współczesnemu, który wystarał się o uprawnienia, a ZAIKS zatwierdził je dla wszystkich scen, nie tylko dla Macieja Englerta. W 85 roku otrzymaliśmy tekst tłumaczenia, a p. Młynarski osobiście udał się z pismem od nas do ministerstwa. Dostaliśmy pozwolenie na granie. Autor przekładu informował, że prawo pierwszeństwa ma p. Englert, zapytaliśmy go więc listownie o przewidywaną datę premiery. Odpowiedź była dość enigmatyczna. Za to w licencji wydanej przez ZAIKS powiedziane jest wyraźnie, że przedstawienie musi powstać do końca sierpnia. Czy mogłem zwlekać dłużej niż do połowy czerwca, skoro upływał mi termin? Myślałem, że w Warszawie zrobią to wcześniej od nas, ale widocznie meli jakieś trudności. Dwa lata wyczekiwania - wydaje mi się - wystarczą.

My jesteśmy teatrem muzycznym, więc przeznaczonym niejako szczególnie do wystawienia tego musicalu. W licencji od Anglików nie ma zresztą słowa o wyłączności Teatru Współczesnego.

Młynarski, owszem, protestował, ale co miałem zrobić, wstrzymać dziesięciomilionową inwestycję?! Dlaczego do zatwardzenia poszedł tekst nie dokończony? Ja mam zgodę ministerstwa, jestem w trakcie prób, a tłumacz nagle się wycofuje - czy tak można? Jeśli konieczne są poprawki, proszę bardzo, mogę ie jeszcze teraz wprowadzić.

Wielki szum wokół sprawy stawia nasz teatr w jakimś dziwnym świetle - że myśmy ten tekst przemycili, czy może ukradli? Nie róbmy afery. Przedstawienie cieszy się olbrzymim powodzeniem, ludzie od szóstej rano stoją po bilety".

"Zgoda ministerstwa nie ma w tym przypadku żadnego znaczenia - twierdzi mecenas Bogdan Serafin z ZAIKS-u, który otrzymał właśnie oficjalną skargę dyrektora Englerta. Minister nie może wszak dysponować czymś, co nie jest jego własnością. Pan Englert jako pierwszy zainteresował się musicalem, zawarł umowę, wyłożył potężne pieniądze dla uzyskania właściwych uprawnień i zastrzegł w ZAKS-ie pierwszeństwo premiery. Bez zgody Teatru Współczesnego i autora przekładu nie może więc z tym spektaklem wystąpić żadna inna polska scena.

Nastąpiło tu niestety podwójne naruszenie praw autorskich - wykorzystano niegotowy tekst p. Młynarskiego i podjęto nieuczciwą konkurencję z Teatrem Współczesnym. Z mojej rozmowy z Młynarskim wynika, że nie wręczył on nigdy p. Gruzie ukończonego tłumaczenia, lecz jedynie wersję roboczą dla wstępnego zapoznania się z librettem".

Wojciech Młynarski, który bawi chwilowo za granicą, miał się wyrazić, iż oburzony jest niecodzienną praktyką teatru z Gdyni, lecz wstrzyma się prawdopodobnie od dochodzenia swych praw na drodze sądowej. Największe rozgoryczenie budzi w nim fakt, że na scenę trafił przekład "surowy", jego zdaniem - niedoskonały.

W Ministerstwie Kultury i Sztuki uważa się, że dyrektor Gruza postąpił niehonorowo. "Zapytaliśmy - mówi Stanisław Seferyński, wicedyrektor Departamentu Muzyki - dlaczego premiera w Teatrze Muzycznym odbyła się wcześniej niż we Współczesnym. Pan Gruza wytłumaczył, że z umowy się wywiązuje, ponieważ jego spektakl grany jest w formie prób otwartych. Wiemy, że nie satysfakcjonuje to p. Englerta i trudno się dziwić. Teatr gdyński włożył w swe przedsięwzięcie sporo pracy, kosztów i nie chciał wstrzymywać wystawienia musicalu, ale o prawa autorskie starał sie przecież dyr. Englert, który załatwił i to, że transakcja będzie bezdewizowa. Jeśli teraz okaże się, że p. Gruza musi płacić Anglikom w funtach, od nas ich na pewno nie dostanie".

Czy J. Gruza porozumie sią z M. Englertem i Młynarskim? Dyrektor Serafiński apeluje, by dyrektorzy teatrów rozmawiali ze sobą i uzgadniali terminy, zwłaszcza gdy wystawić chcą spektakl ważny. Wydaje się jednak, że dżentelmeńska umowa nie będzie tu narzędziem najbardziej skutecznym. Teatr to wszak nie tylko świątynia sztuki, ale również - jak na całym świecie - lepszy lub gorszy biznes. Dobrze, że takie myślenie zaczyna sobie torować drogę i u nas, ale właśnie dlatego trzeba być przygotowanym, że sytuacje podobne do opisanej nie pozostaną wyjątkami. Rzeczywista ochrona interesów autorów i troska o rzetelność w stosunkach między poszczególnymi teatrami wymagają jasno sprecyzowanych zasad, zobowiązujących zainteresowane osoby i instytucje do wzajemnego respektowania swych praw.

Mec. Serafin nie ukrywa, że z taką sprawa spotyka się po raz pierwszy. "Będę się starał ich pogodzić - zapowiada - ale konsekwencje ktoś ponieść musi".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji