Artykuły

"Jesus Christ Superstar"

Teatr Muzyczny w Gdyni: JESUS CHRIST SUPERSTAR. Muzyka: Andrew Lloyd Webber, libretto: Tim Rice. Przekład: Wojciech Młynarski przy współpracy Piotra Szymanowskiego. Reżyseria: Jerzy Gruza, opracowanie muzyczne: Stanisław Królikowski i TSA, choreografia: Jerzy Sidorowicz, scenografia: Pracownia Scenograficzna TM, dyrygenci: Stanisław Królikowski i Wiesław Suchoples. Prapremiera polska 7 VI 1987

Nowoczesna bryła Teatru Muzycznego w Gdyni przyciąga uwagę wielkim, czerwonym napisem "Jesus Christ Superstar". Zaciekawia tak wyeksponowany tytuł, nieco obrazoburczy zwłaszcza w Polsce; gdzie nawet wśród niewierzącej mniejszości niewielu odnosi się do spraw wiary bez szacunku.

Oczywiście, "Jesus Christ Superstar" nie jest utworem antyklerykalnym ani antyreligijnym, również spektakl Jerzego Gruzy nie budzi kontrowersji. Świadczą o tym liczni na widowni księża i zakonnice; także siedzący po mojej prawicy (dostałem bowiem najlepsze miejsce) przedstawiciele lokalnych władz nie zdradzali oznak oburzenia (ale i - zainteresowania).

O bilety na spektakl jest niezmiernie trudno - prosił mnie np. o ułatwienie wejścia młody człowiek z Warszawy podający się za krakowianina (gdyż warszawiaków lubią mniej). Odbiór przedstawienia jest gorący, widzowie - często z innych miast - wychodzą z teatru wzruszeni.

Jednak to chyba nie spektakl wywołuje taki efekt, lecz jego temat - widowisko nie jest z tych, co pozostają w pamięci ze względu na wyjątkowo wysoki poziom całości lub jakiegoś elementu. Bogiem a prawdą, właściwie ani balet, ani soliści, ani muzycy nie prezentują w tym teatrze najwyższej klasy. Trudność oceny zasadza się na tym, że zespół Teatru Muzycznego odżegnuje się najczęściej od tradycyjnych widowisk rewiowych czy operetkowych, gdzie kryteria oceny są bardzo specyficzne, ale i precyzyjne: balet ma tańczyć równo, dziewczyny mają mieć ładne, długie nogi i słuszny wzrost, głosy powinny być nośne, piękne i dobrze postawione, aktorstwo wiarygodne, dowcip lekki, wystawa - tak efektowna, jak na to pozwala współczesna technika.

Gdyński teatr ma nowoczesną siedzibę, lecz boryka się z kłopotami finansowymi i kadrowymi. Swój zespół szkoli sam, a ponieważ teatr muzyczny nie jest dziś najlepszą odskocznią do zrobienia kariery i majątku., kandydaci na ogół pozbawieni są złej cechy karierowiczostwa, mają zaś szczere zamiłowanie do uprawiania tańca, piosenki i teatru. Czasem jednak ów dobór "etyczny" nie może zastąpić estetycznego i psychofizycznego (predyspozycji).

Jeden z najnowocześniejszych i najefektowniejszych budynków teatralnych w kraju, dyrektor Jerzy Gruza znany jako jeden z najlepszych znawców i praktyków show-businessu, a zespół - odziany w zgrzebne, jakby prywatne stroje, wyglądający jak kontestująca młodzież na spektaklu w La Scali.

Ja wiem, że chodzi o pieniądze.

Podstawową trudnością Teatru Muzycznego jest, jak sądzę, znalezienie dobrych śpiewaków obdarzonych talentem aktorskim. W wypadku muzyki rockowej problem się pogłębia, gdyż śpiewacy "operetkowi" okazują się tu bezradni, polscy "rockmani" nie są zaś obeznani ze sztuką aktorską, nie istnieje bowiem w Polsce wideo-clip, film muzyczny czy estradowy "show" na wysokim poziomie.

Wykonawcą roli Chrystusa jest Marek Piekarczyk. Jego głos nie odznacza się wyjątkową siłą i urodą. Konstatacja ta nie jest krytyką, gdyż w muzyce rockowej niewiele jest głosów "pięknych" w potocznym rozumieniu (są wyjątki: Greg Lake albo Jan Anderson, ale czy potrafiliby zagrać na scenie Chrystusa i to jeszcze użerając się z kablem od mikrofonu?). Ta rola została szczerze i głęboko przeżyta - widać to wyraźnie. I wystarcza, aby nawiązać kontakt z widownią. Żeby rola nabrała wielowymiarowości i głębi, przydałaby się lepsza muzyka.

Aż się przestraszyłem tego, co napisałem, ale brnę dalej: muzyka Jesus Christ Superstar nie dorównuje tematowi, dramatyzmem i inwencją. Życie i męczeństwo Chrystusa zostało opisane muzyką o piętnaście lat za wcześnie - w czasach, gdy wpływy Beatlesów były jeszcze silne, a szczyty awangardy wyznaczały zespoły King Crimson, The Nice, Emerson Lake and Palmer, Yes, Pink Floyd, Colosseum. Była to, z małymi wyjątkami, muzyka nie eksperymentująca z harmonią, czasem grzesząca naiwnością w "kupletowości" piosenek - cóż z tego, że niekiedy przechodzących w dłuższe utwory. Byłem miłośnikiem tej muzyki i bardzo ją ceniłem. Być może, wtedy siłę wyrazu muzyki "Jesus Christ Superstar" uznałbym za wystarczającą. Ale dziś, gdy np. muzyka elektroniczna stara się oddać "kosmiczny" wymiar i nastrój, a różne odmiany rocka doprowadziły do skrajności wszystkie możliwe aspekty muzyki: wyrafinowanie brzmieniowe, ekspresję, dynamizm, "Jesus Christ Superstar" ma coś z naiwności beatowej mszy Katarzyny Gaertner.

Zarzut naiwności dotyczy nie tylko języka muzycznego, lecz także konstrukcji: chóry, arie, zwrotkowa forma pieśni, brak recytatywów czy jakichkolwiek innych "wypełnień" akcji - wszystko to zmusza wykonawców do przekazywania skomplikowanych czasem (np. w roli Judasza) wizerunków psychologicznych gestem i ruchem scenicznym, który musi, się "zmieścić" w rygorystycznym metrum.

Dodajmy jeszcze dotkliwą dla wszystkich niewygodę zbyt wysoko napisanych partii i kolejną słabość muzyki: jej niezmienność wyrazu w ramach poszczególnych songów. Muzyka tej rock-opery ma bowiem charakter songów opowiadających czy komentujących jakieś zdarzenie przy chwytliwej melodii - nie jest to płynna, powiązana ściśle z tekstem w całym jego zniuansowaniu, narracja muzyczna. Dla czytelników starszej daty: jest to bardziej "Traviata" niż "Otello", nie mówiąc już o Wagnerze.

Czy znakomite głosy, niezwykle sprawny balet i złożona z wirtuozów orkiestra zmieniłyby w istotnej mierze moje wrażenie? Chyba nie. Oczywiście, zewnętrzny efekt widowiska i muzyki byłby większy, lecz oddalenie od potencjalnej siły oddziaływania tematu - jeszcze wyraźniejsze.

Wykonawcy wygrali przez to, że temat nie był dla nich li tylko librettem. Jest coś wzruszającego w tym, że "rockmani", zdaniem wielu afirmujący wartości odmienne od chrześcijańskich, próbowali przelać w postaci Chrystusa, Piotra, Marii Magdaleny więcej życia i emocji, niż sugerowała to muzyka.

Jezus w interpretacji Marka Piekarczyka był łagodny, wrażliwy - zaprzeczenie supergwiazdy, raczej uwikłany w jakieś widowisko. Maria Magdalena (Katarzyna Chałasińska) zbudowała postać może trochę jedno wymiarowo, kładąc nacisk na jej religijne oddanie, ufność i łagodność. Gatunek jej głosu uwiarygodnił jednak taką koncepcję. Wykonawcy innych ważnych ról: Kajfasza, Annasza, Kapłanów, Piłata, Heroda, Szymona, Piotra mieli niekiedy kłopoty głosowe większe niż zawodowym śpiewakom przystało. Najbardziej skomplikowana psychologicznie rola Judasza (Andrzej Siedź) nie została do końca "wygrana", a winą za to należałoby obciążyć reżysera. Wahanie Judasza przed przyjęciem srebrników można przecież było pokazać subtelniej niż przez odrzucanie, a następnie branie sakiewki (przy mimice nieruchomej jak u Bustera Keatona).

W ogóle reżyser mógł chyba odważniej zaznaczyć swoją obecność, choćby w scenie przepędzenia kupców ze świątyni, która to scena w gdyńskiej inscenizacji jest dokładnym przeniesieniem sytuacji opisanej w Ewangelii, tyle że Gruza kazał kupczyć butikowymi ciuchami. Z przeniesienia takiego niewiele wynika - nawet nie potępienie taniego blichtru i pogoni za pieniądzem, bo przecież chodzi tylko o to, że wybrano na handel święte miejsce. A przecież można było pojąć scenę głębiej, pokazując np. pozornych adwersarzy Jezusa wykorzystujących do swoich celów jego kult. Oczywiście, trzeba by się zastanowić, czy pomysł taki jest uzasadniony w rock-operze; może przyszedłby do głowy inny. Lecz właśnie takiej pracy wyobraźni zabrakło mi u reżysera. W tej scenie i - zwłaszcza - w scenach zbiorowych reżyser wiedział na pewno, że musi odejść od rewiowego schematu tańca i ruchu grupowego, lecz alternatywa, jaką zaproponował - często bezładny ruch "prywatnie", współcześnie ubranych młodych ludzi niekiedy nie odznaczał się sensem, a nigdy - naturalnością. Grupy wbiegającej na scenę w wytrenowanym szyku młodzieży przypominały mi momentami... "Gawędę".

Dość złośliwości: wydaje mi się że Jerzy Gruza, mając świadomość niedostatków umiejętności adeptów śpiewu i tańca, z góry rezygnuje z powierzania im zadań wymagających wysokiej sprawności głosowej i ruchowej. Inaczej rozegrałbym scenę w świątyni i sceny grupowe, wyższe wymagania postawił wykonawcom. Na tym poprzestanę, by nie stwarzać niebezpiecznego dla kolegów po piórze precedensu udzielania rad reżyserowi. Widzę jednak wyraźnie, że nie wykorzystany został entuzjazm zespołu, który - jak słyszałem - z zapałem podjął pracę nad "Jesus Christ Superstar". A tu przeczytali teksty songów - zachwycili się nimi, poznali muzykę - spodobała im się. A potem polecono im wyjść luźną grupą na scenę, powiedzmy, usiąść wokół Chrystusa i... zaśpiewać song. Trochę szkoda tych zmarnowanych szans.

Czytam powyższy tekst i spostrzegam, że dużo w nim kąśliwych uwag. Byłem szczery; równie szczerze mogę zaś dodać, że w porównaniu z innymi produkcjami, polskich teatrów muzycznych, rewiowych, programów telewizyjnych i estradowych w tym gatunku, Teatr Muzyczny prezentuje inną, wyższą klasę. Bo przecież w tym teatrze dobrze gra orkiestra i dobrze śpiewa chór! Przecież zespoły te udało się skoordynować z muzyką z taśmy (w wykonaniu grupy TSA), jest doskonała scenografia (szczególnie efektowne były pomysły zespołu autorskiego w "Songu Króla Heroda", a piękne i wzruszające w "Śmierci Judasza" i "Ukrzyżowaniu"). Nowoczesne, przestronne wnętrze i scena, umiejętne wykorzystanie techniki i oświetlenia jeszcze bardziej oddalają ten teatr od różnych tancbud zwanych Państwowymi Teatrami Operetki, a czasem nawet Opery i Baletu.

Nie mam najmniejszej ochoty pisać, że moja gorąca reakcja i sprzeciwy znaczą, że "spektakl nie pozostawia widza obojętnym" i że "to najważniejsze". Wiem bowiem, że mam do czynienia z teatrem, gdzie mimo kłopotów z po zyskaniem i wykształceniem najwyższej klasy profesjonalistów i mimo, przepraszam za wyrażenie, kryzysu może powstać niejedno widowisko muzyczne, które wzbudzi w Polsce zachwyt, a nie tylko - jak "Jesus Christ Superstar" - życzliwe zainteresowanie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji