Artykuły

UKRZYŻOWANIE

Recepta na sukces musicalu jest prosta: dobra muzyka plus ciekawe libretto, świetna obsada oraz interesująca scenografia. A co będzie, jeśli zachować tylko pierwsze dwa elementy? Niestety, będzie to UKRZYŻOWANIE

Kiedy w 1972 roku dwóch młodych dżentelmenów: muzyk i kompozytor Andrew Lloyd Weber i librecista Tim Rice wystawili na nowojorskim Broadwayu ten spektakl, publiczność waliła drzwiami i oknami. Wydana niemal równocześnie płyta rozeszła się w milionowym nakładzie i doczekała kilku wznowień. A przecież temat był raczej bulwersujący...

Oto siedem ostatnich dni z życia Jezusa Chrystusa, ukazanego na obraz i podobieństwo... ludzkie. Z jednej strony zdaje sobie sprawę z niezmienności swojego posłannictwa i rozumie je, z drugiej zaś - jak człowiek - cierpi i miewa chwile zwątpienia.

Drugą centralną postacią rockopery jest Judasz. Ten z kolei ufa mądrości boskich wyroków i proroctw, ale nie może pojąć Jezusa i rozgłosu, jaki wznieca On wokół siebie. Zdrada Judasza to wynik przemyśleń. Uważa on, że lepiej wydać Jezusa władzom, niż narażać Go na rosnące oczekiwania ludzi i wymagania, którym Chrystus mógłby nie sprostać.

Akcja prowadzona jest w miarę zgodnie z Ewangelią. Nie ma dialogów mówionych, są tylko songi, ilustrowane znakomitą muzyką.

I co? Powinna być bomba, jest superknot. Spektakl jest zaledwie poprawny, choreografia prosta, przypominająca telewizyjne zajęcia aerobicu (stroje tancerzy też utrzymane w takiej konwencji). Każdy song poprzedzony tytułem, wyświetlany jest na zawieszonej w tle sceny zasłonie - co sprawia wrażenie pokazu slajdów w domu kultury...

Występujący w roli Judasza Andrzej Pieczyński jest sztuczny i nieprzekonujący. Jego śpiew nosi piętno powszechnie lubianego festiwalu w Zielonej Górze, bo jest zaangażowany i wsparty energiczną gestykulacją. Nie wie, czy ta maniera wyszła roli Judasza na dobre, podobnie jak krzykliwość i natrętne eksponowanie meandrów życia wewnętrznego, jakie bywają udziałem zdrajców.

O każdym innym wykonawcy trudno rzec coś konkretnego. Ot, przeciętność.

Jest jednak wyjątek. Partię tytułową wykonuje Marek Piekarczyk, lider TSA. On jeden wie, po co znalazł się na scenie. Jego Chrystus zagrany jest konsekwentnie i spójnie. Znakomite partie wokalne, świetne wyczucie tekstu - to wszystko składa się na zupełną wyjątkowość Piekarczyka na tle reszty. Jest to tym bardziej godne uwagi, że nie jest on zawodowym aktorem. W spektaklu wystąpił wraz z całym składem Tajnego Stowarzyszenia Abstynentów gościnnie. Może dlatego on jeden nie ,,gra", a "wciela się w rolę". Chwała Chrystusowi, że przynajmniej on.

Spektakl pokazał w Warszawie Teatr Muzyczny z Gdyni. Niefortunnie miało to miejsce w Sali Kongresowej Pałacu Kultury. Ciekawe, kto pójdzie wreszcie po rozum do głowy, że przeznaczenie tej sali określone jest już w nazwie i że naprawdę nie nadaje się ona dla innego, niż ,,kongresmani" rodzaju artystów...

Mniejsza o salę. Szkoda tylko, że wystawiony po ponad piętnastu latach od broadwayowskiej premiery w Polsce "Jesus Christ Superstar" sprowadzony został do poziomu przeciętnego, by nie rzec: miernego.

Gwoli kronikarskiej dokładności, pełna żalu o ukrzyżowanie spektaklu, podaję: "Jezus Chrystus Superstar", Opera w dwóch aktach, Teatr Muzyczny w Gdyni, reżyseria Jerzy Gruza, opracowanie muzyczne Stanisław Królikowski, choreografia Jerzy Sidorowicz.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji