Artykuły

Tylko stłuczka

"Kraksa" w reż. Wojciecha Smarzowskiego w Starym Teatrze w Krakowie. Recenzja Joanny Targoń w Gazecie Wyborczej - Kraków.

To spektakl niewielkiego formatu. Nie tylko dlatego, że krótki i szybko dążący do finału.

Słowo "kraksa" sugeruje poważną sprawę. Spektakl Wojtka Smarzowskiego mówi co najwyżej o stłuczce. Komunikuje w niespełna półtorej godziny jedną, niezbyt odkrywczą, myśl, że każdy człowiek ma coś na sumieniu i nadchodzą w życiu takie chwile, gdy musi się jakoś z tym zmierzyć.

Dürrenmatt opowiada o człowieku, który przez przypadek (tytułową kraksę samochodową) trafia do willi na odludziu, gdzie trzech emerytów - prokurator, sędzia i adwokat - zabawia się w odtwarzanie historycznych procesów bądź poddawanie prawniczemu śledztwu trafiających do willi delikwentów. Każdy jest oczywiście czemuś winny, choć nie zdaje sobie z tego sprawy. "Wina istnieje, trzeba ją jednak mozolnie odkrywać, trzeba jej szukać pod maską świata współczesnego" - pisał Dürrenmatt.

Smarzowski umieścił "Kraksę" we współczesnej Polsce. Willa na odludziu stała się pensjonatem w Bieszczadach, a ofiara kraksy - Stanisławem Nowakiem (Roman Gancarczyk), przedstawicielem handlowym "poważnej firmy z kapitałem zagranicznym". Z jego opowieści wyłania się modelowy obraz kariery współczesnego Polaka, który wziął sprawy w swoje ręce i z nędznego komiwojażera stał się handlowcem, Europejczykiem, ojcem rodziny, człowiekiem zamożnym i bardzo zapracowanym. Jego proces prowadzi przy zastawionym obficie a swojsko (bimber, śledzie, galareta, jajka) stole trójka emerytowanych prawników (Marian Dziędziel - prokurator, Leszek Piskorz - obrońca, Tadeusz Huk - sędzia), których szczyt kariery przypadł na lata komuny, co reżyser nam uświadamia jasno, każąc starszym panom śpiewać o Nowej to Hucie piosenkę.

Stara Polska sądzi nową Polskę? Okazuje się, że Nowak ma na sumieniu śmierć niejakiego Sobolewskiego, którego wygryzł z firmy i w dodatku jeszcze uwiódł mu żonę. Nie czuje się winny, bo Sobolewski umarł na serce. Ale i tak zostaje skazany na śmierć. W ostatniej scenie widzimy trupa Nowaka w foliowym worku i policjantów krzątających się służbowo po pokoju. Nie ma pieniędzy, które podobno Nowak miał ze sobą, za to jest umowa z agencją detektywistyczną, której Nowak zlecił śledzenie żony. Nie ma też śladu po sądzie. Może więc był to sąd ostateczny, który w chwili śmierci objawił się duszy Nowaka? A może kryminalna historia z zabójstwem i kradzieżą?

Ani wzięty z Dürrenmatta szkielet dramaturgiczny, ani ciało, w które oblókł go Smarzowski, nie są szczególnie atrakcyjne. Dürrenmatt bardzo się postarzał, przebieg procesu i moralne nauki można łatwo przewidzieć, a obraz współczesnej Polski jest płaski - to nie tyle obraz, ile koloryt lokalny. Maszynka sceniczna jakoś się kręci, aktorzy tworzą tzw. krwiste - choć płaskawe - postaci, ale rezultat jest nijaki. Wszystkie tematy są zaledwie lekko dotknięte; ani to ciekawy teatr, ani mocna publicystyka. Teatralna galanteria udająca zaangażowanie w sprawy społeczne i problemy moralne.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji