Artykuły

Cudzysłów mój widzę ogromny

Innego skandalu nie będzie - o "Mszy" w reż. Artura Żmijewskiego w Teatrze Dramatycznym w Warszawie pisze Anna Diduch z Nowej Siły Krytycznej.

Ołtarz, świece i krucyfiks. Ksiądz w zielonej szacie wypowiada słowa modlitwy, a ja odruchowo przepowiadam ją w głowie razem z nim. Nie klękam podczas przemiany Eucharystii, nie żegnam się znakiem krzyża. Mam wyrzuty sumienia, ale kiedy patrzę na równe rzędy puszystych foteli - czuję się usprawiedliwiona. Jestem przecież w teatrze, a nie w kościele. Tego typu rozdwojenie i zagubienie pomiędzy religijnym nawykiem a umownością teatru towarzyszy mi przez cały czas trwania "Mszy" w reżyserii Artura Żmijewskiego.

Żmijewski jest artystą poruszającym się swobodnie w różnych mediach. Na studiach robił inspirowane Formą Otwartą Hansena przestrzenne asamblaże, wchodzące w reakcje z widzem. Potem jego twórczość zdominowała rzeźba i fotografia, w końcu (i tak jest do dzisiaj) - wideo. Jego filmy klasyfikuje się gdzieś na granicach dokumentu z filozoficznym bądź społecznym komentarzem w tle. "Filmuję sprowokowane, wprowadzone przeze mnie w ruch sytuacje" - tłumaczy artysta.

"Msza" w Teatrze Dramatycznym w Warszawie również jest pewnego rodzaju zaaranżowaną z góry artystyczną sytuacją. Z jednej strony to spektakl - kalka rzeczywistości, ponieważ wykorzystuje konkret, jakim jest obrządek liturgii rzymskokatolickiej. Msza, wyjęta z pierwotnego kontekstu przestrzeni kościoła, w przestrzeni teatru staje się czymś zupełnie nowym. To przede wszystkim eksperyment skupiający się na widzu, jego reakcjach, badający sposób jego uczestnictwa w tym, co dzieje się na scenie. Pod tym względem "Mszę" można próbować postawić w tym samym rzędzie co "Sprawę Dantona" Pawła Łysaka lub bardziej delikatnie wchodzącego w interakcje z widzem "Kruma" Krzysztofa Warlikowskiego. Dla Żmijewskiego punktem wyjścia było dosłowne potraktowanie stwierdzenia, że teatr jest rodzajem świeckiej świątyni. Wyszło z tego dzieło stricte konceptualne, w którym kontekst społeczny, tak istotny dla działań tego artysty, początkowo ledwie można dostrzec.

Tym, co pozostaje społeczne od początku do końca, jest wspólnota: wiernych - w kościele, widzów - w teatrze. Kiedy Amalariusz z Metz, teolog doby karolińskiej, w IX wieku porównywał mszę do utworu dramatycznego, który posiada początek akcji, jej rozwój oraz puentę, chciał pogodzić tradycję chrześcijańską z antykiem. Dla Żmijewskiego wspólnym mianownikiem liturgii i spektaklu teatralnego jest to, że o obydwu można myśleć jako o rodzaju spotkania. Ludzie przychodzą do kościoła, żeby spotkać Boga a także uczestniczyć w akcie przemiany wina i chleba. Do teatru przychodzą dla rozrywki, doznań estetycznych, a jeśli sztuka jest ambitna - zapewne również dla przeżyć duchowych.

Po co przychodzą obejrzeć mszę odprawioną przez aktorów na scenie? Może z ciekawości albo z potrzeby szukania łatwej sensacji. Trudno jednoznacznie orzec. Pewne jest natomiast, że po pierwszych minutach trwania "spektaklu" nasza uwaga mimowolnie odpływa od tego, co dzieje się na scenie, bo zaczyna skupiać się na obserwacji osób siedzących w sąsiednich rzędach. Tak powraca pytanie o widza i jego rolę w spektaklu - dziele sztuki. Przyglądamy się twarzom: skupionym, ale nie nabożnym, czasem z pobłażliwym uśmieszkiem błądzącym po ustach. Niektórzy bawią się telefonami, piszą SMSy lub zwyczajnie ziewają. "Innego skandalu nie będzie" - można by skomentować, parafrazując słowa poety.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji