Artykuły

Ranking krakowskich aktorów. Kto w górę, kto w dół?

Nasz recenzent Łukasz Maciejewski przez cały rok śledzi ich poczynania na scenach teatralnych, ekranach kin i telewizorów. Nie umykają spektakularne wpadki, nieporozumienia i kompromitacje. Ale potrafi też docenić gwiazdy, które błyszczą mocnym światłem na artystycznym firmamencie. O tym kto znajduje się na szczycie, a kto obniżył loty, pisze w drugim już rankingu aktorów Gazety Krakowskiej.

Joanna Kulig (zwyżka formy)

Najbardziej utalentowana w swoim pokoleniu aktorka. Urodziwa, inteligentna, z temperamentem. Gra w filmach, wspaniale śpiewa (ostatnio w telewizyjnym koncercie z piosenkami "Starszych Panów"), mądrze buduje karierę. Nie znajdziemy jej w plotkarskich magazynach i na celebryckich bankietach. A przecież Joasia ma się czym pochwalić. W "Sponsoringu", który w lutym pojawi się na naszych ekranach, jest równorzędną partnerką Juliette Binoche. W "Kobiecie z piątej dzielnicy", której jeszcze nie było w naszych kinach, spotkała się z Ethanem Hawke'em i Kristin Scott-Thomas, a w hollywoodzkim "Jasiu i Małgosi" z Jeremym Rannerem i Gemmą Arterton. To jej czas!

Aldona Jankowska (zwyżka formy)

W świetnym "Hotelu Babylon" Gavrana w Teatrze Ludowym udowodniła, że nie ma takiego aktorskiego zadania, któremu by nie podołała. Jankowska może być na serio i na żarty. Wcielając się jednocześnie w kilka ról, męskich i żeńskich, nawet na moment nie gubiła rytmu. Widzowie, którzy znali aktorkę głównie z parodii polityków w TVN-owskim show Szymona Majewskiego, z pewnością byli zaskoczeni. Zupełnie inną twarz pokazała w "Księstwie" w reżyserii Andrzeja Barańskiego. To dramatyczna, przejmująca rola matki. Jeden z najwspanialszych macierzyńskich portretów w polskim kinie ostatnich lat.

Błażej Peszek (zwyżka formy)

Błażej Peszek od dawna nie miał tak bogatego, pracowitego roku. To chyba najciekawszy sezon w jego niekrótkiej już karierze. W błahej sztuce "Być albo nie być", granej w Starym Teatrze, z cudowną autoironią zagrał drugoligowego aktora Grünberga. Podobał mi się także niezwykle w "Weselu hrabiego Orgaza" w reżyserii Jana Klaty. Najwięcej emocji wywołał jednak jego aktorski sparing z ojcem, Janem Peszkiem, w sztuce "Wejście smoka" w teatrze Łaźnia Nowa. Peszek junior, jako inkarnacja mitu Bruce'a Lee, przekonująco zagrał wewnętrzną delikatność drzemiącą w fizycznej sile. Tego aktora naprawdę chce się oglądać.

Anna Tomaszewska (zwyżka formy)

Jedna z najciekawszych krakowskich aktorek. Wciąż do odkrycia. Wybitną kreacją w "Udręce życia" Hanocha Levina w Teatrze im. Juliusza Słowackiego udowodniła, jak szerokimi środkami dysponuje i jak niewiele wykorzystują jej możliwości reżyserzy pracujący w teatrze. A Anna Tomaszewska potrafi być okrutna i kokietująca, młoda i stara - jednocześnie. W kinie świetnie wypadła w "Wymyku" Grega Zglinskiego. Z kolei telewizja ma Tomaszewskiej do zaproponowania jedynie byle jaki serial "Majka". Trudno, dobre i to. Ale nawet w tak lichym materiale artystka była przecież naprawdę świetna.

Wojciech Leonowicz (zwyżka formy)

Najzdolniejszy z młodego aktorskiego narybku, jaki ostatnio został wyłowiony przez dyrekcję teatru Bagatela. Zresztą w tym teatrze Leonowicz najwyraźniej odnalazł szczęśliwą przystań, w której ma szansę realizować się w różnorodnym repertuarze. Z podziwem patrzyłem, z jaką determinacją walczył o sens "łysego" Hamleta w kompletnie poronionej wizji przedstawienia autorstwa Macieja Sobocińskiego. Zachwycił mnie także jego Artur w "Tangu", w reżyserii Piotra Waligórskiego. Słodko-gorzki, kwaśno-słony, wyrozumiale-jadowity. Czekam z niecierpliwością na kolejne jego role.

Rafał Dziwisz (trzyma klasę)

Świetny sezon w Teatrze Słowackiego. Najlepsza rola w "Bogu mordu" Rezy, udana w "Kogucie w rosole" Jokica w STU. Blaszany Drwal w wykonaniu Dziwisza podbija dziecięcą widownię w "Czarnoksiężniku z krainy Oz". Jednak niezależnie od uznania dla aktorskich osiągnięć, cenię Rafała również za imponującą działalność translatorską. Teksty piosenek jego autorstwa były jedynym pozytywem oldskulowego "Małego lorda" w operze, a wydane przez teatr na płycie, muzyczne fragmenty "Ziemi obiecanej" w reżyserii Wojciecha Kościelniaka nucę sobie niemal codziennie: do śniadania, obiadu i kolacji. To również zasługa Dziwisza.

Anna Radwan (trzyma klasę)

Czar, inteligencja, odwaga artystyczna. A jednak w macierzystym Starym Teatrze od dawna obsadzana jest albo w bzdurach, takich jak "Być albo nie być" czy "Utopia będzie zaraz", albo w niczym. To bardzo frustrujące. Na szczęście Anna Radwan z impetem powróciła do kina i telewizji. Jako matka przełożona w filmie zatytułowanym "W imieniu diabła" Barbary Sass stworzyła znakomitą, wiarygodną kreację kobiety, u której żarliwa wiara i choroba mają jedno wspólne

imię. Natomiast w świetnym serialu telewizji HBO "Bez tajemnic" była bezbłędną żoną Jerzego Radziwiłowicza. Mimo wszystko świetny sezon.

Marian Dziędziel (trzyma klasę)

Wszyscy kochamy Mariana Dziędziela. Reżyserzy i widzowie. Najchętniej obsadzany polski aktor ma cechę, której mogą mu pozazdrościć koledzy. Chodzi o prawdę absolutną. Niezależnie czy gra pozytywne, czy negatywne postacie, Dziędzielowi wierzy się bez zastrzeżeń. Na tym polega charyzma. W tym roku wystąpił m.in. w "Krecie" Rafaela Lewandowskiego i w "Wymyku" Grega Zglińskiego. Wkrótce zobaczymy go w nowych produkcjach Jerzego Domaradzkiego i Sławomira Fabickiego. I bardzo dobrze. Mam nadzieję, że "sezon na Mariana Dziędziela" będzie trwał w nieskończoność.

Krzysztof Zawadzki (trzyma klasę)

Chyba najbardziej rozchwytywany aktor w zespole "Starego". Nie dziwę się. Zawadzki to pewniak. Błyskotliwy, świetna prezencja, znakomity warsztat. Szkoda jedynie, że rozkwit jego możliwości aktorskich przyszedł na tak mierny artystycznie okres w "Starym". "Brand" praktycznie nie jest grany, "Utopia będzie zaraz" zeszła z afisza niemal w momencie pojawienia się, "Być albo nie być" to tylko konfekcja, a w "Panu Tadeuszu" i "Chopinie kontra Szopenie" trochę wstyd występować. Na szczęście o Zawadzkim przypomniała sobie wreszcie telewizja. Wspaniale zagrał w jednym z odcinków ambitnego serialu "Głęboka woda". Czekam na więcej.

Małgorzata Hajewska (trzyma klasę)

Podobała mi się bardzo w przedstawieniu "Mewy" Czechowa, w reżyserii Pawła Miśkiewicza, pokazywanym w Starym Teatrze. W niezwykle zresztą udanym spektaklu zagrała postać Niny. Ale, jak podejrzewam, zarówno reżyserowi, jak i aktorce chodziło o zawarcie w tej kreacji czegoś więcej niż tylko czechowowskich tęsknot i rosyjskiego marzycielstwa. Chodziło raczej o realne wyznanie ambitnej, a na dodatek wybitnej aktorki, która - jak Małgorzata Hajewska - nie chce się w zawodzie podporządkować dyktatowi głupoty. I pewnie dlatego artystka wciąż szybuje bardzo wysoko. Jak mewa.

Krzysztof Globisz (niepewna przyszłość)

Problem Krzysztofa Globisza należy do tych z kategorii zupełnie paradoksalnych. Wynika on z tego, że aktor jest za dobry. A ponieważ stać go właściwie na wszystko - wielkie kreacje w wybitnych przedstawieniach - prawem kaduka, od Globisza nie wymaga się niczego. W nowych przedstawieniach Jana Klaty przynajmniej widać jakąś próbę pracy z aktorem, ale już w "Panu Tadeuszu", w reżyserii Mikołaja Grabowskiego, chodzi tylko o powtórzenie tego, co Globisz powtarzał wcześniej w "Trylogii". Nawet w kinie gra ostatnio same epizody. Nie daję zgody na takie marnotrawstwo talentu.

Olaf Lubaszenko (zniżka formy)

Olaf Lubaszenko niby nie nasz aktor, lecz występuje ostatnio regularnie na krakowskiej scenie, co sprawia, że traktujemy go już nie tylko jako przybysza ze stolicy. I choć to może niegrzecznie, ale muszę to powiedzieć. Olaf Lubaszenko naprawdę nie powinien brać się za teatr. Ma na koncie tyle udanych ról filmowych, że sceniczne ambicje winien zawiesić na kołku. Nie nadaje się. Klapa "Księżyca i magnolii" w Teatrze STU, to, niestety, głównie "zasługa" aktora. Na scenie Lubaszenko jest zupełnie bezradny, niemal amatorski. Z przerażeniem patrzy na partnerów. A strach aktora udziela się zdezorientowanym widzom. Śmiać się czy płakać?

Jan Nowicki (zniżka formy)

Prowadziłem niedawno spotkanie z Janem Nowickim. Był jak zawsze w znakomitej formie. Zdystansowany, dowcipny, ironiczny. Natomiast w kinie (o teatrze nawet nie wspominam) Nowicki od dawna jest przede wszystkim używany, a nie

wykorzystywany artystycznie. Aktor, który mógłby dzisiaj mierzyć się z rolą Leara, robi fałszywe miny w fałszywych filmach. Z przygnębieniem patrzyłem na udział Nowickiego w bzdecie pt. "Fenomen" albo w prymitywnej, chamskiej szmirze "Pokaż kotku, co masz w środku". Mowa ciała aktora była jednoznaczna. Przepraszam was za te wygłupy. Wolałbym jednak, żeby Jan Nowicki pokazywał nam w kinie duszę, nie znudzenie.

Joanna Osyda (zniżka formy)

Przyjechała do Krakowa, by zagrać w serialu "Majka", rozgrywającym się pod Wawelem - i to już wystarczy, żeby zawsze kojarzyła się z naszym miastem. Choć nie najlepiej. Jedno przerażone spojrzenie przemoczonego kurczęcia to trochę za mało jak na rolę w filmie, który wlókł się w nieskończoność. Jej Majka przechadzała się po zabytkowych uliczkach Krakowa, coś tam mruczała pod nosem, fotografowała i malowała, ale pierwszorzędną cechą aktorstwa Osydy była bezbrzeżna, nieusuwalna nuda. To nie najlepsza rekomendacja na przyszłość. Dla rówieśniczek Osydy, młodych dziewczyn, studiujących lub kończących aktorskie szkoły, przypadek Joanny powinien być przestrogą. Czasami warto odmawiać. Tak zwana kura znosząca złote jaja może okazać się wykastrowanym kogucikiem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji