Artykuły

Planeta Grzegorzewski

Niedawne "Morze i zwierciadło" było spektakularnym pożegnaniem Jerzego Grzegorzewskiego z teatrem.

Z Narodowym, w którym kończył swoją dyrekcję, ale i z teatrem w ogóle, z tworzeniem teatru. Otwierający dyrekcję Jana Englerta "Hamlet" Stanisława Wyspiańskiego jest dalszym ciągiem pożegnań. Tym razem reżyser zdaje się żegnać z życiem.

Jeśli z życiem żegna się wielki artysta, a jest nim z pewnością Grzegorzewski, to pożegnanie ze sztuką staje się nieodłączną częścią smutnych rozstań. Pytanie tylko - niech to będzie pierwsza zagadka "Hamleta" - czy tekst Wyspiańskiego się do tego nadaje?

Wielkie podsumowanie

Wyspiański pisał swoje studium o dramacie Szekspira dociekając zagadek tekstu arcydramatu, tworząc nowoczesne założenia inscenizacyjne i walcząc ze starym, złym, udawanym teatrem. Tworzył teatr nowy, tak jak Hamlet, który udzielał wskazówek aktorom przybyłym do Elsynoru. Podkreślał znaczenie inteligencji i myślenia. Rozgraniczał świat nocy, związany ze starą legendą i duchem, i przeciwstawiał mu świat dnia. Widział w tekście Szekspira kilka ścierających się tragedii: ducha, losu i czynu. Traktował "Hamleta" jako proces myślowy, rzeczywistość i docieranie do prawdy. Na pograniczu fabuły wziętej z legendy i tekstu Szekspira, starego i nowego teatru, powstać miała nowa sztuka. I do służenia jej powoływał Wyspiański aktorów, tytanicznych, niedościgłych w umiejętności wcielania się w postacie, stających się akuszerami prawdy i myśli.

U Grzegorzewskiego bohaterem spektaklu jest sam Wyspiański (Wojciech Malajkat). Centralnie na scenie stoi jego łóżko. Tonie wśród wnętrzności fortepianów i malowniczych krosien, na których być może ktoś tka tragedię losu, oraz teatralnych maszyn do naśladowania dźwięku wiatru; Są też sztalugi. Jesteśmy więc w pracowni artysty. A może w środku jego głowy?

Wyspiański jest umierający. Odchodzi, stając się Hamletem, a potem Konradem z "Wyzwolenia". Sytuacja przypomina modelowe wyobrażenie młodopolskiego artysty w pracowni otoczonego przez bohaterów, których stworzył. Tyle że Wyspiańskiego nawiedzają duchy nie tylko z jego dramatów. Przede wszystkim osaczają go postacie Szekspirowskie: Makbet, wiedźmy wróżące mu królowanie, Prospero i niemal cała obsada Hamleta: Ofelia, Gertruda, Rosenkrantz i Guildenstem w jednej osobie. Oprócz nich są jeszcze aktorzy, ci zobaczeni za kulisami, w heroicznym utożsamieniu z rolą. Powiedzmy za Wyspiańskim: "ludzie je pełnią i cienie, ja jestem grze ich przytomny". Po tym Wyspiańsko-Szekspirowskim uniwersum oprowadzają dwaj profesorowie (Marek Barbasiewicz i Mirosław Konarowski), zachowujący się jak przewodnicy w muzeum, choćby takim, w którym czci się pamięć zmarłego pisarza.

Kazimierz Kamiński, aktor, który przyszedł do Wyspiańskiego po radę w sprawie Hamleta i wywołał gorączkową potrzebę napisania studium, grany jest przez starego aktora. W rzeczywistości Kamiński odwiedzający Wyspiańskiego był mężczyzną czterdziestoletnim. Igor Przegrodzki malowniczo wkracza na scenę sypiąc śniegiem z zimowego płaszcza. Będzie alter ego tyle młodszego Wyspiańskiego. Przez cały czas jest na scenie. Zaczyna się nowa gra, między starym i młodym Hamletem, jak niegdyś w "Dziadach" między starym i młodym Konradem.

Wiedźmy paradują jako damy krakowskie (Wiesława Niemyska, Sylwia Nowiczewska, Magdalena Warzecha), Ofelie będą dwie: Ofelia-kurtyzana (Beata Fudalej) i Ofelia-Ofelia (Anna Gryszkówna). Dramat się wokół Wyspiańskiego układa. Klaudiusz Makbet (Jan Englert) to ta sama osoba. Królowa-Modrzejewska (Anna Ułas) zjawia się ubrana tak, jakby zeszła z portretu Tadeusza Ajdukiewicza w westybulu Starego Teatru. Wikłanie kontekstów i interpretacyjnych zagadek, będące mocną stroną teatru Grzegorzewskiego, osiąga niespotykane rozmiary. Dokonuje się swoiste podsumowanie całej teatralnej twórczości. Nie może też zabraknąć artystycznego testamentu. Ten widzę ulokowany w monologu Konrada z "Wyzwolenia" zaczynającego się od słów "Bożego narodzenia ta noc jest dla nas święta".

Zagadka Hamleta

Wróćmy jednak do zagadki "Hamleta" Grzegorzewskiego, bo nie ma wątpliwości, że jest to "Hamlet Wyspiańskiego" Grzegorzewskiego. Interpretacyjne rozhulanie młodopolskiego poety jest przez Grzegorzewskiego potęgowane i często kontynuowane, a nawet, jak się okazuje, podważane. Otóż Wyspiański uważał, że "w Polsce zagadką Hamleta jest to: co jest w Polsce - do myślenia". Jak się ma do tego elegijny, pożegnalny ton spektaklu Grzegorzewskiego? Da się on wytłumaczyć, bo przecież jednym z tematów do myślenia w Polsce jest odchodzenie starej formacji społecznej, jaką była inteligencja, arka przymierza, w której przez wieki przechowała się tradycja romantyczna i umiejętność myślenia, ta sama, na której tak zależy Wyspiańskiemu, stanowiąca jedyny klucz do tekstu Szekspira. Śmierć, którą przesiąknięte jest całe przedstawienie, czasem ostentacyjnie trupie czy wręcz upiorów pełne, jest tematem do myślenia zawsze i wszędzie, nie tylko dzisiaj w Polsce. Tyle tylko, że nie jest zagadką Hamleta w Polsce samotność artysty, a o tym jest przede wszystkim spektakl Jerzego Grzegorzewskiego.

Plącze się też nieprecyzyjnie sprawa starego i nowego teatru, tak istotna dla "Hamleta". Naprawdę nie wiem, gdzie na osi postępu w teatralnej sztuce umieszcza sam siebie Grzegorzewski. Czy to teatr stary, czy nowy? Bardzo to wszak istotna informacja. I jeszcze finał, kolejna zagadka do myślenia. Tam, gdzie Hamleta państwo myśli miało się poszerzyć, po monologu dociekającym zagadki istnienia, pojawia się kolejny fragment z "Wyzwolenia": "Sam już na wielkiej pustej scenie. Na proch się moja myśl skruszyła", zakończony słowami "Noc rozwiesiła czarne chusty". Wyspiański, Konrad, Hamlet, Grzegorzewski, wszyscy ponoszą klęskę. Nie udaje się dopełnić czynu, w tym Szekspirowskim zawirowaniu "Wyzwolenia" i Wyspiańskim zawirowaniu "Hamleta" artysta ponosi klęskę. Ale czy na pewno to jest zagadką Hamleta?

Co się stało? Dlaczego błyskotliwe gry z Szekspirem, Wyspiańskim i sobą samym, które Grzegorzewski zapowiadał od dawna, nie przyniosły oczekiwanego rezultatu? Myślę, że główną przyczyną jest brak przekonania do sprawy aktorów Teatru Narodowego. Zdają się nie dorastać do myśli reżysera, nie wiedzą, w ilu intertekstualnych światach przyszło im funkcjonować, gubią się na wielkiej pustej scenie. Ale przecież nie tylko z nich płynie lodowaty chłód wiejący ze sceny, oddzielonej od widowni dodatkowo kilkoma rzędami pustych foteli. Nie ma winy aktorów bez winy reżysera.

Grzechem Hamleta w Polsce może być nadmierne skupienie na sobie samym. Ono uniemożliwia czyn czy zwykłe działanie. Hamlet polski często grzeszył w ten sposób. Gdy jest artystą, powinien myśleć o czymś więcej niż sobie samym. Wtedy na jego wspaniałej planecie zrobiłoby się ciepło, wróciłoby życie. A tak wszystko stygnie. Żal i strach na to patrzeć. W "Morzu i zwierciadle" w odwróceniu od świata jest wielka wściekłość artysty, niezgoda na nowe obyczaje i brak myślenia. W krótkim czasie między dwiema premierami nastąpiło załamanie. Grzegorzewski zrzucił płaszcz Prospera i został sam na tej wielkiej pustej scenie. Zrozpaczony, ale bezradny.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji