Artykuły

Zobaczone, przeczytane

Heroicznym trzeba nazwać wystawianie "Studium o Hamlecie" w dzień po śmierci reżysera przedstawienia. Jeszcze na dziesięć minut przed spektaklem sala była prawie pusta - tak jak często działo się na "trudnych" spektaklach Jerzego Grzegorzewskiego. Ale zanim zgasły światła, teatr zapełnił się ludźmi, wielu z nich ubranych było na czarno.

Dawno chyba w gmachu Teatru Narodowego słowa i cisza nie miały tak wielkiej siły, aż strach powiedzieć - siły sprawczej, bo przecież schorowany Wyspiański w tym spektaklu jest już prawie po drugiej stronie. Kilka poziomów rzeczywistości teatralnej, które przeplatają się ze sobą w tym przedstawieniu, nagle odsłoniło swój nierozerwalny związek z rzeczywistością pozateatralną. Pytania, które postawił w tym spektaklu po raz kolejny Grzegorzewski, o relacje między życiem a sztuką, między twórcą, a tym, co stworzone, wreszcie między twórcą a całym zastępem Duchów, z którymi obcuje, znalazły w ten wieczór odpowiedź. Ale zna ją teraz tylko Twórca, bo to - jak mówi Wyspiański - wiedzą ci, którzy przeszli już na drugą stronę. Tak dobitnie teraz słowa Wyspiańskiego stały się słowami, które mówił o sobie i swoim świata odczuwaniu Grzegorzewski. Artystyczna męka samotności i niezrozumienia, która towarzyszyła Wyspiańskiemu, jeszcze mocniej przypominała teraz o samotności teatru Jerzego Grzegorzewskiego i cierpieniu samego reżysera. Modlitwa Konrada stała się kolejną nicią łączącą życie na scenie z życiem, które toczyło się w tym samym czasie poza teatrem, na ulicy, kolejnym dowodem na to, że sztuka działa także poza sceną: "Jest tyle sił w narodzie, /jest tyle mnogo ludzi, / niechże w nie duch twój wstąpi / i śpiące niech pobudzi".

Jakże adekwatnie te słowa zdawały się opisywać nastroje panujące w narodzie zbolałym po śmierci Jana Pawła II. I szkoda tylko, że ten naród odrzucał zwierciadło, które stawiał przed nim przez tyle lat Jerzy Grzegorzewski, realizując najważniejsze dzieła dramaturgii polskiej.

Wyspiański-Hamlet-Grzegorzewski, rola, którą musiał odegrać tego wieczoru Wojciech Malajkat, przypieczętowała komunię świata duchów, świata teatru i świata, który nazywamy naszym - rzeczywistym. Aktor płakał, ale próbował heroicznie przekonać nas - widzów - że tylko gra, że płacze. A przecież to nie były łzy aktora, które, jak pisał Diderot, płyną z rozumu, to były prawdziwe łzy człowieka, z żalu za człowiekiem. I my - widzowie - rozłożyliśmy bezradnie ręce, bo nie było wiadomo, czy to nasza rzeczywistość wdarła się na scenę, oswojoną życiową przestrzeń. Ale to wiedzą ci, nad którymi noc już na zawsze rozwiesiła czarne chusty...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji