Artykuły

Sen utkany z tajemnic

Tytania skacze o tyczce, elfy pokazują gołe sztuczne pupy. Będzie też krokodyl z kłapiącą paszczą i skauci w łodziach. Jerzy Grzegorzewski, jeden z najbardziej zaskakujących artystów teatru, przygotowuje nową inscenizację "Snu nocy letniej" Szekspira.

Próby są owiane tajemnicą. Nie dostanie się na nie tzw. cywil, czyli w gwarze teatralnej osoba spoza teatru. Reżyser nigdy nie rozmawia o swoich pracach przed premierą, unika fleszy fotoreporterów. Nam udało się na kilka chwil dostać za zamknięte drzwi Teatru Narodowego.

Tydzień przed premierą "Snu nocy letniej". Przedstawienie wciąż się zmienia, nie ma jeszcze gotowych scen. - Spektakl rodzi się do ostatniej chwili - mówi Zbigniew Zamachowski. - To obrazy, które dopiero na premierze ułożą się w całość.

- Jerzy Grzegorzewski zawsze tak pracuje - dodaje Igor Przegrodzki. - Do ostatniej próby nic nie jest zapięte na ostatni guzik. Wszystko może być wywrócone do góry nogami. Jego obrazy są często udziwnione, niezrozumiałe, ale jest w nich kawał naszego świata.

Tytania z męską tyczką

Tytania w spektaklu Grzegorzewskiego będzie skakać o tyczce. Ewa Konstancja Bułhak od kilku tygodni intensywnie trenuje. - Moja pierwsza tyczka miała aż 5 m i zupełnie sobie nie radziłam. Na szczęście okazało się, że to męska tyczka - opowiada aktorka. Teraz ma damską, która jest o wiele lżejsza, ma ok. 3 m.

- Idzie mi coraz lepiej. Trener twierdzi, że mam smykałkę. Zdarza się, że skok kończy się na materacu, a nie obok, jak to było na początku - relacjonuje Tytania. - Ale proszę nie liczyć na to, że zobaczą państwo Ewę Konstancję Bubkę. To Ewa Konstancja Bułhak jako Tytania będzie starała się osiągnąć szczyt. Bo ta tyczka jest symbolem wiecznego wspinania się. Mimo że - wydawałoby się - Tytania ma wszystko, bo jest królową nocy, dnia, przestworzy, ona ciągle szuka. Chce wzbić się do absolutu, a wciąż spada i nie może zrozumieć dlaczego. Wzbijamy się, wzbijamy, szukamy czegoś daleko stąd, a szczęście jest tuż-tuż.

Przez dziurkę od klucza

Igor Przegrodzki zagra w "Śnie nocy letniej" Starego Skauta. Kim jest ta tajemnicza postać nieistniejąca w dramacie Szekspira? - Sam chciałbym wiedzieć - odpowiada aktor.

Śmieje się, że na razie podgląda próby przez dziurkę od klucza.

- Stary Skaut, który wraz z młodszymi robi stary realistyczny teatr na siłę, to dziwna rola. Pomysł mi się spodobał. Pomyślałem: "Na starego, owszem, nadaję się. Mam 76 lat, będzie przygoda, jakaś heca". Sam jestem ciekawy, kim będą skauci w Szekspirowskim "Śnie nocy letniej" według Grzegorzewskiego.

Wciąż wiem o nich nie za dużo. Jednak jestem szczęśliwy, że gram w teatrze, który mnie, starego, wciąż otwiera i zmienia.

Teatr Jerzego Grzegorzewskiego jest dla niego ważnym doświadczeniem.

- Wiele lat temu we Wrocławiu Jurek powierzył mi rolę Ojca w "Ślubie" Gombrowicza. Nie grałem takiego repertuaru, teatr formy był mi obcy. Mam taki zwyczaj, że zawsze przed próbą lubię przejść przez scenę. Patrzę, a tam stoi przepiękna stara kareta, obok niej części z puzonu, z lewej nawa kościelna, a z prawej - stary magiel. Dziwne - pomyślałem. A jednocześnie ten obraz zachwycił mnie. I wtedy pokochałem jego teatr. Zaś Ojciec w "Ślubie" to - po latach nie mam wątpliwości - jedna z najlepszych moich ról. Ubrany w góralskie spodnie, stary płaszcz amerykański i czarną pilotkę wskakiwałem - byłem wtedy w niezłej formie - na siedzisko stangreta.

Puk - boży szelma

- Gwiazdą przedstawienia będzie Puk - mówi po cichu Jerzy Grzegorzewski. Rolę tę powierzył Beacie Fudalej.

- Puk to złośliwy elf, boży szelma, animator wszystkich zdarzeń. Szukamy go w postaci Arlekina, oglądamy malarstwo Hieronima Boscha - opowiada aktorka.

Nie chce za dużo mówić o roli. Tłumaczy, że w teatrze Jerzego Grzegorzewskiego nie chodzi o analizę psychologiczną postaci. - Jego teatr to impresje, nieoczekiwane wariacje na temat. Dziś mogę powiedzieć jedno: na pewno będzie to przedstawienie niebanalne. Nie ma nic nudniejszego niż powtarzane w kółko: "bum-cyk-cyk, bum-cyk-cyk" - mówi Beata Fudalej. - W pracy z Jerzym Grzegorzewskim to bum-cyk-cyk nie zdarza się nigdy.

Smakować teatr

Kto może zagrać u Grzegorzewskiego tkacza Spodka? Będzie nim Zbigniew Zamachowski.

- Spodek wraz z innymi rzemieślnikami przygotowują w "Śnie nocy letniej" przedstawienie. To amatorzy, więc ich próby są na swój sposób komiczne - tak zwykle interpretowano ten szekspirowski wątek. My staramy się, żeby ten skromny "teatr rzemieślników" był na swój sposób piękny, miał wyższy walor, wartość - mówi aktor.

Do teatru Grzegorzewskiego trafił zaraz po studiach. - Po 17 latach pracy z panem Jerzym mam nieskromne poczucie, że od czasu do czasu udaje mi się wnieść tu coś od siebie. Nie zawsze, ale są takie chwile, kiedy czuję, że współtworzę jego teatr. Choć oczywiście wielokrotnie bywa tak, że jestem wyłącznie odtwórcą wizji reżysera.

Zdaję sobie sprawę, że niejeden widz może zarzucać sobie, że nie rozumie teatru Grzegorzewskiego, denerwować się, że nie wie, o co chodzi. Niektóre znaczenia, napięcia są głęboko pochowane. Te spektakle - w moim przekonaniu - odwołują się do emocji, wyobraźni. Trzeba je smakować, bo to teatr zmysłów.

Pantograf z duszą

Jerzy Grzegorzewski ma słabość do pięknych, tajemniczych przedmiotów. Jest bywalcem antykwariatów i sklepów ze starociami. Szuka tam swoich rekwizytów. - Do "Nowego Bloomusalem" wyszperał angielską pralkę z lat 20. Do przedstawienia "Giacomo Joyce" - ekspres do kawy z początku wieku. W jego teatrze nie ma podróbek - opowiadają Jagoda Michalska i Anita Trzaskowska z pracowni scenograficznej. - Atrapy go nie interesują. Jeżeli na scenie mają stanąć meble, to tylko oryginalne. Szuka magicznych przedmiotów. Fortepiany, pantografy, skrzydła szybowca powracają w jego teatrze od lat.

- Te rekwizyty są dowodem na konsekwencję i uczciwość jego teatru - mówi Zbigniew Zamachowski. - Pan Jerzy umie tchnąć w te dziwne przedmioty życie, dać im duszę. On używa ich w zupełnie innym kontekście, niż służyły w rzeczywistości. Z fortepianów, skrzydeł, pantografów można zrobić wrota, okna, i to wszystko jest piękne.

Płyną do teatru

Łodzie wioślarskie, które zagrają w "Śnie nocy letniej", narobiły sporo kłopotów. - Nikt nie przewidział, że trzeba będzie wnieść do teatru łódkę, która ma ponad 13 m długości - opowiada Lech Orzechowski, brygadier sceny. W końcu udało się - łódź "wpłynęła" wyjściem ewakuacyjnym od pl. Teatralnego. Na tym nie zakończyły się trudy. Jak ją wnieść na scenę? - Ustawiliśmy jedną z zapadni na najniższym poziomie i wciągnęliśmy łódź. Łatwiej będzie z krokodylem, który powstaje w pracowni przy Wierzbowej. Będzie miał 3 m. Na scenę "wpłynie" tajemniczym tunelem pod Wierzbową.

Ojciec Poeta w zapadni

Zbigniew Zamachowski robił wszystko, żeby zdążyć na poród swojego czwartego dziecka. Nie przewidział jednego - że Bronisława przyjdzie na świat w momencie, kiedy on jako Poeta będzie "bawił" na "Weselu" w Teatrze Narodowym. A dowie się o tym w zapadni.

Tego dnia -jak relacjonują aktorzy - przyszedł do teatru nieswój. Wokół siebie wciąż słyszał pytania: "i jak?", "już?", "to kiedy?". Zaraz po spektaklu miał oczywiście gnać do szpitala.

Scena finałowa "Wesela"- chocholi taniec. Zapadnia zjeżdża w dół. Publiczność nie widzi aktorów. Zbigniew Zamachowski nerwowo spogląda na inspicjentkę Ewę Dworecką. "Jest - ogłasza scenicznym szeptem inspicjentka - urodziła się córka".

Aktorzy z Teatru Narodowego, dumni, bo niejako i oni uczestniczyli w narodzinach najmłodszej Zamachowskiej, nie mają wątpliwości, że Bronisława - córka Poety - będzie na pewno wielką pisarką.

Mistrzowie ping-ponga

W teatrze Ateneum za kulisami jest słynny stolik do gry w kości, w Narodowym gra się w ping-ponga. Beata Fudalej, Puk w "Śnie nocy letniej", jako nastolatka trenowała tenis stołowy w klubie Wanda Kraków. Kierowca Leszek Olko Pod wpływem kolegów z Teatru Narodowego powróciła do sportowej pasji. W zeszłym roku pojechała - trochę, jak mówi, dla żartów - na mistrzostwa świata aktorów w Budapeszcie. Zdobyła trzy złote medale. W teatrze ma zawsze rakietkę, w garderobie trzyma wygodne buciki i dres. Czasami nie gra przez pół roku, ale są tygodnie, że przy stole pingpongowym można ją spotkać codziennie. W zespole Narodowego ma kilku faworytów. Jej niedoścignionym wzorem, osobą, z którą często przegrywa, jest kierowca - pan Leszek Olko.

Leszek Olko do "sekcji ping-ponga" w Teatrze Narodowym przystał pod wpływem dyrektora naczelnego Krzysztofa Torończyka. Uwielbia grać z szefem. Ale wybitny mistrz Teatru Narodowego to jego zdaniem Mariusz Bonaszewski, który jest nie tylko doskonały technicznie - także przy stole jest wielkim aktorem. Uderzając piłeczkę, bywa Hamletem, Płatonowem, a ostatnio - Piłsudskim.

Aerobik u Panny Młodej

Drugą prężną "sekcją sportową" w Teatrze Narodowym jest grupa aerobiku, którą prowadzi Ewa Konstancja Bułhak, Panna Młoda w "Weselu" i Tytania w "Śnie nocy letniej". Panie ćwiczą już ponad rok, najczęściej przed spektaklami. Pewnego dnia na zajęcia aerobiku przybyło kilku panów. Zapowiedzieli, że będą regularnie ćwiczyć. Ale nic z tych zobowiązań nie wyszło. Odpadli po pierwszych zajęciach. Nie wytrzymali kondycyjnie. Zdarzyło się, że "sekcja ping-ponga" i "sekcja aerobiku" spotkały się w tym samym czasie w jednej sali sportowej. Wspomina Ewa Konstancja Bułhak: - Koledzy "od ping-ponga" dostali ataku śmiechu. "Co wy robicie?". A my nic, twardo ćwiczymy.

Labirynt Narodowy

Tuż przed inauguracją odbudowanego po pożarze Teatru Narodowego rozeszła się wieść, że gmach jest jak labirynt. Powierzchnia Narodowego to prawie jedna czwarta powierzchni Pałacu Kultury. Aktorzy opowiadali, że nie mogą się odnaleźć w tym wielkim teatrze pełnym korytarzy i tajemnych przejść. Dorota Segda, szukając pracowni szewców, całkowicie zagubiona postanowiła wyjść z teatru i spróbować jeszcze raz. Po kilku próbach udało jej się dotrzeć do właściwej pracowni. Dziś już podobno nikt w teatrze nie błądzi, ale wciąż opowiada się anegdotę o grupie aktorów z Krakowa, którzy po gościnnych pokazach spektaklu "Dziady - dwanaście improwizacji" zaginęli w Narodowym-labiryncie. Szukano ich wszędzie, przed teatrem czekał na nich autokar do Krakowa.

Sobieski spod podłogi

Na scenie głównej im. Bogusławskiego są cztery zapadnie. Wszystkie sterowane elektronicznie. Mogą być opuszczane o 4,5 m. Zwykle służą do wymiany dekoracji decydujących o konfiguracji sceny. Za ich pomocą można też powiększyć proscenium, na nich można zamontować trzy sceny obrotowe. Oddzielne tzw. zapadnie osobowe pozwalają aktorom efektownie wyjechać z podscenia. Używa się ich rzadko. Zastosowano je np. w "Na czworakach" Różewicza w reżyserii Kazimierza Kutza. Najwięcej możliwości zapadni wykorzystano w pierwszej wersji "Nocy listopadowej". Na scenę wjeżdżał spod podłogi naturalnej wielkości pomnik Sobieskiego. Łódź Charona płynęła zatopiona w podłodze. A trony Aresa i Joanny górowały nad sceną.

To tylko technika

- Sto osób kręcących się za kulisami nie przysparza mi troski. Sen z powiek spędza mi myśl, że może zawiesić się komputer - mówi Krzysztof Kuszczyk, inspicjent. Na jednej z prób generalnych "Nocy listopadowej" zawiesiły się komputery. Nic nie można było uruchomić, nawet kurtyny. - "Wisieliśmy" ponad godzinę. Gdyby zdarzyło się to w czasie przedstawienia, musielibyśmy przeprosić widzów i przerwać spektakl. To jest tylko technika. Podczas jednego ze spektakli "Saragossy" z zapadni osobowej spod sceny miał wyjechać śpiewak, ale mechanizm nie ruszył. Aktor był cały czas na dole. - Podjęliśmy szybką decyzję: niech śpiewa z dołu. Publiczność chyba się nawet nie zorientowała, efekt był interesujący, ale my w tym czasie przeżywaliśmy chwile grozy - opowiada inspicjent. Trzeba też uważać na windy. - Poprosiłem aktorkę na plan, ona do windy, winda stanęła między piętrami, na szczęście na chwilę.

Krzysztof Kuszczyk zaczął pracę w Teatrze Narodowym 20 lat temu. Jego ojciec był tu brygadierem sceny, brat pracował w stolarni. Pan Krzysztof jest wierny Narodowemu. Kiedy teatr był w odbudowie, zdecydował się odejść z zawodu, ale gdy tylko usłyszał, że scena znów rusza, przybiegł tu pierwszy. Był inspicjentem przy pierwszej premierze na odbudowanej scenie - "Nocy listopadowej" w reżyserii Grzegorzewskiego.

Przed inspicjentem leży egzemplarz sztuki z dokładnym opisem, który aktor kiedy wychodzi i jaki efekt techniczny przewidziany jest w danym momencie. - Ten egzemplarz jest zawsze w teatrze, nie mogę go zabrać do domu... Gdybym zachorował, ktoś będzie musiał mnie zastąpić - mówi pan Krzysztof. Przez 20 lat pracy zachorował tylko raz.

Narodowy w liczbach i kolorach

Scena główna Teatru Narodowego ma 389 m kw. Klimatyzowana widownia mieści 640 widzów. Jasnofioletowe wnętrze oświetlają trzy rzędy kryształowych żyrandoli, które są automatycznie podnoszone i obniżane. Największy ma ponad dwa metry średnicy. Fotele wybite są wiśniowym aksamitem. Jest sześć lóż. Z nich w antrakcie VIP-y mogą przejść do specjalnego prezydenckiego salonu. W teatrze rozmieszczono ponad 2 tys. czujek przeciwpożarowych, których sygnały kontroluje komputerowa centrala. Odbierający informację o pożarze wie z dokładnością do metra, gdzie się pali. Oprócz tradycyjnej kurtyny scenę od widowni odgradza sterowana elektronicznie kurtyna wodna oraz stalowa, która wytrzyma przynajmniej godzinę. U zbiegu Fredry, Wierzbowej i Niecałej stoi pięciokondygnacyjny gmach, w którym mieszczą się m.in. magazyny dekoracji, malarnia, stolarnia, modelatornia oraz scena kameralna dla ok. 200 widzów. Scena kameralna i jej widownia mają około 280 m kw. Wszystko w kolorystyce szaro-niebiesko-granatowo-zielonej. Scena może znajdować się tradycyjnie przed widownią, ale też pośrodku, między publicznością. Fotele można wymontować z podestów i zastąpić zwykłymi poduszkami. Okrągła zapadnia może być wysunięta do góry, może zjechać do piwnicy.

W Teatrze Narodowym jest zatrudnionych 67 pracowników artystycznych (w tym 47 aktorów), 127 pracowników technicznych i 40 osób w administracji.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji