Artykuły

Mrożek, zawodowiec

Wiele razy pisano już o zaskoczeniu i entuzjazmie, z jakimi krakowscy widzowie prapremiery "Wesela" powitali tę sztukę swego rodzimego malarza i poety z ulicy Krowoderskiej. Przyszli zachęceni szansą obejrzenia nowej sztuki na tematy miejscowe, może nawet sensacji towarzyskiej, którą zapowiadały perypetie z zaklejaniem afiszów i plotki o szykującym się skandalu, a stali się świadkami narodzin arcydzieła dramatu narodowego. Jeszcze w czasie trwania spektaklu hetman krytyki, a rektor z urzędu, z hałasem opuszczał buntownicze widowisko; a w finale już było pewne: objawił się nam nowy wieszcz, który zmieni i polski teatr, i polską świadomość artystyczną.

Mutatis mutandis (darujcie mi tę łacinę, ona znowu wraca do mody) staliśmy się świadkami podobnego zdarzenia podczas prapremiery "Tanga" Sławomira Mrożka, rok 1965. Mogli się widzowie spodziewać kolejnej groteski, kolejnego dowodu ostrego satyrycznego widzenia i estradowej sprawności popularnego już autora zgrabnych jednoaktówek i takich sztuk, jak "Policja" lub "Indyk"; a stali się świadkami narodzin pisarza o szerokim oddechu, który ma prawo zająć miejsce czołowe po swoich wybitnych poprzednikach.

W kwietniu 1984 roku Teatr Polski wystąpił z polską prapremierą kolejnej sztuki Mrożka "Letni dzień". Poprzednio, przed blisko rokiem, utwór ten ogłosił drukiem "Dialog", dopisując na końcu informację "Prapremiera zastrzeżona dla Królewskiego Teatru Dramatycznego w Sztokholmie". Oto miara dzisiejszej pozycji Mrożka na międzynarodowym rynku teatralnych nowości repertuarowych. Autor "Tanga" nie tylko wypłynął: utrzymał się na wierzchu fali.

Sztukę "Letni dzień" wyreżyserował Kazimierz Dejmek, uplastycznił Krzysztof Pankiewicz. Obaj wykonali swoje zadania z precyzją. Widownia skwitowała dzieło Mrożka-Dejmka-Pankiewicza gorącymi oklaskami. Spektakl mieć będzie chyba duże powodzenie, odpowiadające klasie pisarskiej autora, randze inscenizatorskiej reżysera.

I co? I wszystko w porządku, normalny obrót rzeczy, premiera, dalsze przedstawienia... I co więcej? Ano nic. Żadnego nadzwyczajnego poruszenia serc i umysłów? Nic więcej.

I to jest właśnie w porządku.

Sławomir Mrożek od lat jest podporą, filarem współczesnego polskiego teatru. Jak Witkacy, jak Gombrowicz - ponad innymi zasłużonymi dla naszego teatru scenopisarzami. To Mrożek określa w świecie pozycję współczesnej polskiej dramaturgii, pozycję wysoką, i niezależną od wahań kursów na literackiej giełdzie, niezależną od wpływów wielkiej polityki na notowania tej giełdy. Nie zawiódł dawnych oczekiwań, spełnił rozsądne nadzieje.

Mrożek jest pisarzem prawdziwie zawodowym, "w stylu francuskim", umie swoim talentem mądrze gospodarzyć, zna jego możliwości i także granice. Jest bystrym, bardzo bystrym obserwatorem osobliwości tego świata i umie je oblekać w efektowny kształt sceniczny. Zna gruntownie Polskę powojenną, i późniejszą, jego zmysł przewrotnego humoru, zjadliwej satyry nie stępiał z upływem lat, jest nieodmiennie świeży, zaskakujący. Autor "Garbusa" i "Emigrantów" jest nadal w świetnej, zawodniczej formie, ma co się zowie europejską renomę, "Ambasador" czy "Pieszo" to sztuki wybitne, jakiekolwiek być mogą chwilowe i zmienne na nie reakcje. "Na Mrożka" chodzimy ciągle jak na pewniaka. I to jest właściwie najważniejsze.

"Letni dzień" to utwór jakby lżejszego kalibru, omalże sztuka salonowa, chociaż jej akcja rozgrywa się nie w czterech ścianach, lecz na wolnym powietrzu, w opuszczonym parku i na ustronnej plaży. Trzy osoby, jak w "Na pełnym morzu" lub w "Czarownej nocy", widać, że Mrożek lubi taki "system trójkowy" i umie doprowadzić go do perfekcji. W "Letnim dniu" gra między Udem, Nieudem i Damą jest grą pełną finezji i myślowych podtekstów. Powiastka filozoficzna, chociaż nie moralitet. Zwarty, oszczędny dialog. Wyborna konstrukcja. Tyle że podteksty nie mogą być podciągane pod gierki aluzji i perskiego oka puszczanego do widzów. Może dlatego niejeden z nich doznaje uczucia zawodu?

Dejmek zwichnął nieco wymowę tekstu sztuki, co jej nie wyszło na szkodę. Pogłębił postawę życiową Uda, stawiając go w ten sposób na równi z Nieudem w wyzwaniu losu. Stąd chyba zawieszenie happy endu Uda z Damą i jakaś satysfakcja dla drwin i kpin z Nieuda. Człowiek-nieudacznik i człowiek-szczęściarz, czyż to w gruncie rzeczy nie wszystko jedno? Filozofia "Letniego dnia" jest sceptyczna, mroczna, spycha w odmęty urazów i fobii. Ale przecież to tylko zabawa sceniczna.

Nie mogę, choć mi już brak miejsca, pominąć milczeniem tercetu aktorskiego w "Letnim dniu". Andrzej Łapicki jako Ud jest w świetnej fizycznej i aktorskiej formie, nieodparcie komiczny, jednak ani odrobinę pospolicie śmieszny, idealny wykonawca zamysłu Mrożka. Tak samo Jan Englert, nieszczęsny Nieud, któremu się w niczym nie wiedzie. Zewnętrzne cechy śmieszności są u Englerta niezbędne dla kontrastu z zewnętrznie nieskazitelnym Udem. Magdalena Zawadzka dzielnie dotrzymuje kroku obu partnerom. U Pankiewicza nie tylko tło jest wysmakowane po nikiforowemu; również kostiumy są pyszne.

Prapremiera kolejnej sztuki Mrożka - zawsze dzień znamienny w repertuarze polskiego teatru. To nie fuks.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji