Artykuły

Hiszpania bez emocji

"Hiszpańskie fascynacje" w reż. i chor. Joanny Niesobskiej w Teatrze Wielkim w Łodzi. Pisze Jędrzej Słodkowski w Gazecie Wyborczej - Łódź.

Teatr Wielki zaprezentował pierwszą premierę poza remontowaną siedzibą. Widowisko operowo-baletowe "Hiszpańskie fascynacje" zrealizowane w Teatrze Jaracza prowokuje co najwyżej do wzruszenia ramionami

Przygotować tak nijaki spektakl poświęcony tak atrakcyjnemu tematowi to duża sztuka. Rzecz udała się Janinie Niesobskiej, odpowiedzialnej za reżyserię i choreografię, choć wypadałoby tę kolejność raczej zamienić. Reżyseria występuje w ilościach śladowych. Śpiewacy, tancerze, muzycy po prostu wchodzą na scenę i z niej schodzą, kolejne części "składanki" nie wiąże żadna myśl przewodnia. Oczywiście poza "hiszpańską fascynacją". W części pierwszej dominuje opera - za sprawą fragmentów "Don Carlosa" Verdiego, "Carmen" Bizeta czy "Cyrulika sewilskiego" Rossiniego. W drugiej, lżejszej części, do głosu dochodzą także Hiszpanie, np. Manuel de Falla (balet), José Serrano (zarzuela) czy Joaquin Rodrigo (słynny Concierto de Aranjuez wspaniale wykonał na scenie gitarzysta Albin Brzeziński).

Muzyka hiszpańska jest fenomenalnym rezerwuarem emocji. Z jednej strony - szalonej namiętności, wielkiej nienawiści, w obu wypadkach uczuć pełnych żaru. Z drugiej strony - melancholii, nostalgii. Trudno mieć do artystów Wielkiego pretensje, że nie są Hiszpanami. Problem w tym, że ze sceny rzadko kiedy buchają emocje nawet w wersji made in Poland. Jedyną artystką, której udało pokazać się obie strony emocjonalnego medalu, jest Joanna Woś. Gwiazda łódzkiej opery ma południowoeuropejską urodę. W tym wypadku jednak nie kolor oka się liczy, ale pioruny, które w nim błyskają, gdy Woś śpiewa bolero Heleny z "Nieszporów sycylijskich" Verdiego. I bezdenna pustka w oczach sopranistki w przejmująco smutnej piątej suicie z cyklu "Bachianas Brasileiras" Heitora Villi-Lobosa (swoją drogą - co w tym spektaklu robi utwór inspirowany folklorem brazylijskim?).

Zasłużone brawa podczas premiery zebrali też Bernadetta Grabias i Adam Szerszeń. Wspaniale wypadł popis gości - pary Nozomi Inoue i Sergiia Oberemoka we fragmentach baletu "Don Kichot" Ludwiga Minkusa. Ciekawie wypadł też "Taniec ognia" z "Czarodziejskiej miłości" de Falli, choć w finale trudno było pozbyć się wrażenia, że oglądamy jakąś wariację na temat "Harnasi" Szymanowskiego. Reszta epizodów warta jest wspomnienia tylko ze względu na kostiumy Marii Balcerek, dalekie od iberyjskiej "falbaniastości", ale też nie takie proste, jakimi zazwyczaj zdają się być na pierwszy rzut oka. To naprawdę niewiele jak na ponaddwugodzinne widowisko.

Na szczęście jest też co oglądać poza sceną. Orkiestra Wielkiego zajęła miejsca nie tylko w odnowionym kanale Jaracza, ale także w lożach, i to zarówno na parterze, jak i na balkonie. Kamera filmująca Tadeusza Kozłowskiego przekazywała obraz dyrygenta do monitorów ustawionych przy niewidzących go muzykach.

Trudno powiedzieć, po co powstały "Hiszpańskie fascynacje". Jeśli dla tzw. szerokiej publiczności, jak sugerowałby "karnawałowy" charakter spektaklu, to nieporozumieniem jest arcyminimalistyczna scenografia (Waldemar Zawodziński). W tej roli występują bowiem dwa rzędy długich prostopadłościanów zwisających nad sceną z bocznych ścian. Przypominają trochę monstrualne semafory albo przystudniowe żurawie, bo tak jak i one mogą się opuszczać i podnosić. Ciekawy, ale nie do końca wykorzystany koncept. W kilku momentach aż prosi się, by te gigantyczne bele energicznym falowaniem wsparły to, co dzieje się (albo raczej: nie dzieje się) na scenie.

Przede wszystkim jednak każda publiczność - szeroka, wąska, hiszpańska i polska - nie lubi nudy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji