Artykuły

Razem czy obok siebie?

"Romeo, Julia i czas" w reż. Igora Šebo w Teatrze Polskim w Bielsku-Białej. Pisze Julia Korus w serwisie Teatr dla Was.

Zapowiedź spektaklu "Romeo, Julia i czas" sugerowała, że zobaczymy historię o dojrzałej miłości, jednak po tym, co działo się na Małej Scenie Teatru Polskiego w Bielsku-Białej, można mieć wątpliwości, gdzie tu miłość, gdzie dojrzałość i czy naprawdę tak musi być?

Żyją wspólnie, choć właściwie nie powinni. Bo przecież nie po to bierze się rozwód, by wciąż mieszkać razem, w jednej kuchni parzyć herbatę i przy każdej nadarzającej się okazji wypominać sobie błędy z przeszłości. Kim są? Ona (Grażyna Bułka), wykształcona, choć niepracująca pani domu. Dzięki rozbuchanej wyobraźni i kobiecej logice, czyta między wierszami i doszukuje się drugiego dna we wszystkim, co mówi On (Adam Myrczek). Dzięki jego pracy ułożyli sobie życie na niezłym poziomie, pomogli usamodzielnić się córce i teoretycznie niczego nie powinno im brakować. Od pierwszej sceny wiadomo jednak, że brakuje im wzajemnego zrozumienia.

Słuchając ich słownych potyczek i wybuchających nagle awantur, można z łatwością dostrzec subtelne różnice między "nie słyszeć" a "nie słuchać", "być razem" a "być obok siebie", czy nawet między "być w związku pozamałżeńskim" a "mieć kochanka". Po kilkudziesięciu latach wspólnego życia bohaterowie odkrywają, że każdy powód jest dobry, by się chandryczyć, niezależnie od tego, czy idzie o najważniejsze w życiu sprawy, czy o pozbawione znaczenia drobiazgi.

A przecież nie zawsze tak było. Historia małżeństwa po przejściach przeplatana jest krótkimi retrospekcjami z ich wspólnego życia. Poznają się za czasów studenckich, razem czytają rozpadający się egzemplarz "Romea i Julii" i bardzo naiwnie - jak to młodzi - patrzą w swoją wspólną przyszłość. W spektaklu wracamy też do innych przełomowych wydarzeń z przeszłości, które w zamyśle miały cementować na amen wiążące ich uczucie, lecz czas pokazał, że nie spełniły swej roli.

Im dalej w czasie, tym częściej intensywność przeżyć zastępuje rutyna, a dotychczasową miłość - zwykłe życie pod jednym dachem. Z jednej strony widać, że bohaterowie nie chcą się krzywdzić, że coś jeszcze trzyma ich przy sobie (tylko przyzwyczajenie?), z drugiej jednak wystarczy drobne niedopowiedzenie, by znów na ślepo walić w siebie wzajemnymi żalami i pretensjami.

Grażyna Bułka i Adam Myrczek nie pierwszy raz są scenicznym małżeństwem. Tylko w zeszłym sezonie w "Bogu mordu" byli parą ograniczoną konwenansami klasy średniej, a w sztuce "Mistrz & Małgorzata Story" grali otępiałych z bólu rodziców, uwikłanych w życie (i śmierć) dwóch synów w armii. W spektaklu "Romeo, Julia i czas", grając w otoczeniu jasnej, nienarzucającej się scenografii Ewy Sataleckiej, pasują do siebie idealnie, równie udanie kreując zarówno oderwanych od rzeczywistości młodych zakochanych, jak i coraz starszych i jednocześnie coraz bardziej oddalonych od siebie ludzi dojrzałych.

Igor Šebo, słowacki autor i jednocześnie reżyser sztuki, nie próbuje - wbrew tytułowi - dopowiadać nic Szekspirowi i nie zastanawia się, co mogłoby się stać z bohaterami sprzed wieków. Nawiązania do Szekspira są więc delikatne i nienachalne. Stanowią raczej bodziec do wspomnień i pretekst do rozmowy. Króciutkie fragmenty z Szekspira są wreszcie dowodem i symbolem tego, co było, są też istotnym pytaniem, czy mogłoby być jak dawniej.

Ten momentami naprawdę zabawny spektakl dość odważnie podnosi kwestię wolności, czy raczej ograniczeń i wyrzeczeń, jakie niesie za sobą długotrwały związek z drugim człowiekiem. Warto przedstawienie obejrzeć, nie tylko ze względu na grę dwojga świetnych aktorów, lecz także by zadać sobie pytanie, jak dalece warto rezygnować z siebie w imię życia zaledwie obok siebie, a nie razem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji