Artykuły

Letni Mrożek

Po obejrzeniu tego przedstawienia tęsknota ogarnia za dowcipną parabolą "Policjantów", duchem parodii z "Indyka", pochodzącym z ludu Edkiem z "Tanga", który chciał za wszelką cenę dorwać się do władzy a także zmuszającym do głębszej refleksji "Emigrantami", czy "Ambasadorem". Tym razem pozornie abstrakcyjnych, a także namacalnych i rzeczywistych paradoksów odbijających palące problemy wyraźnie mniej i słabszego lotu. Najnowsza sztuka Mrożka to ani konsekwentna groteska wspomagana celną deformacją i zjadliwą, szyderczą karykaturą, ani też czysta parodia, w której tak przekonująco dotychczas celował. Dowcipów jak na lekarstwo, tylko dwa i to w dodatku niezbyt błyskotliwe. Przejdźmy więc do opisu samego przedstawienia, w którym reżyser Kazimierz Dejmek, a także trójka znanych aktorów (Zawadzka, Łapicki, Englert) próbowali ratować tekst letniego dnia.

A zaczyna się od sceny w parku: oto ławka i drzewo. Nieud-Englert (symbolika aż nadto prosta i przejrzysta: Nieud, czyli Nieudany), płacze przejmująco a potem wyciąga linkę. Robi pętlę zarzuca ją na drzewo mogące nasuwać na myśl "Czekając na Godota", ale - niestety - w niczym go nie przypominające. Nieud-Englert staje na brzeżku ławki, chyboce, trochę to zabawne i widownia się śmieje, aż wreszcie - wiadomo - coś się stać musi i go uratować, bo przecież Englert jest nam jeszcze potrzebny. I rzeczywiście: wchodzi Ud-Łapicki (Ud czyli Udany). Elegancki jak zwykle, dystyngowany, siada na ławce, światowy, o nic nie pyta. Oczywiście Nieud musi w tej sytuacji - przynajmniej na razie zrezygnować z próby samobójstwa. Englert tłumaczy dlaczego chciał je popełnić, ale jego tekst brzmi jeszcze mniej przekonująco niż w głośnym, egzystencjalnym wątku Alberta Camusa z "Mitu o Syzyfie". Dlatego w tym momencie najciekawsza staje się po prostu gra milczeniem Łapickiego, jego oszczędna, wystudiowana mimika i gesty, skoro ktoś już kiedyś zauważył, że "Listy samobójców mają cechę wspólną: odznaczają się kiepskim stylem". Niestety, odnosi się to również do wątku samobójstwa u Mrożka. Wreszcie Łapicki się odzywa i okazuje się, że też chciał popełnić samobójstwo. Za pomocą rewolweru; Przykłada go sobie do skroni i Nieud-Englert liczy: jeden, dwa. Oczywiście "trzy" nie nastąpi, bo pokazuje się Dama-Zawadzka, która znacząco opuszcza chusteczkę i jej seks ratuje obu mężczyzn od złowieszczych pomysłów.

Drugi akt jest jeszcze nudniejszy. Bo w pierwszym do głosu doszedł chociaż dowcip o pływaniu, czyli o jakże dobrze nam znanym lawirowaniu w życiu. Ud pływał wspaniale, a Nieud oczywiście nie potrafił. Tak więc w drugiej odsłonie trójka aktorów siedzi w kawiarni i po prostu się nudzi. Czasem tylko do głosu dochodzą krótkie odzywki mogące nieco przypominać dobrego, wczesnego Ionesco. A jakże kobieca, elegancka Zawadzka flirtuje najpierw z Nieudem, zaś potem z Udem. Wreszcie można odetchnąć z ulgą: kończy się akt drugi tekstu Mrożka.

Kolejny i - na szczęście - już ostatni dzieje się na plaży. Oczywiście mówi się dalej o owym sławetnym pływaniu, zaś Nieud-Englert tonie podczas kąpieli (przedtem śmieszył widownię swym rekwizytem, czyli długim po kostki kostiumem kąpielowym w tonacji fin de siecle). I następuje drugi dowcip też nie najwyższego lotu: Dama-Zawadzka kiwając zalotnie biodrami pyta Łapickiego: - Czy ja jestem podobna do Karola Marksa? - Do kogo? - pyta zdziwiony Łapicki - Do Marksa. - Nie - mówi Łapicki z pełnym przekonaniem. I widownia wybucha krótkim śmiechem po raz trzeci. A przecież wszyscy starali się jak mogli: Kazimierz Dejmek jako reżyser usiłował ratować tekst persyflażu Mrożka, a pomagali mu dzielnie znani aktorzy. Grali bez "bebechów", których nie lubił Witkacy, ale i bez efektów obcości typowych dla Brechta. Englert stworzył nawet coś w rodzaju kreacji na wątłym przecież tekście: portret postaci nerwowej, ruchliwej, z jednej skrajnej tonacji potrafiającej szybko i płynnie przechodzić w inną. Dystyngowany, elegancki Łapicki grał z dystansem i spokojem, akcentując i celnie dawkując ironię, przekorę, sarkazm i doświadczenie życiowe, ale cóż mógł nawet on wydobyć na powierzchnię dzienną z tego tekstu? I wreszcie Zawadzka: prawdziwa, ale zmysłowa Dama, narzucająca przekonująco swą obecność obu mężczyznom.

Chyba jednak bałoby lepiej, gdyby wypowiedzi Mrożka zawarte w programie dołączono do granego tekstu, wspierając go w ten sposób. Bo brzmią one bardziej odkrywczo niż sama sztuka: "Wszystko jest nie tak. Myślimy, działamy, a wszystko, co myślimy i działamy podszyte jest czasami wyznaną, najczęściej nie wyznaną wątpliwością: to nie tak, nie tędy, nie to". Tak więc tym razem wszechogarniająca kpina Mrożka z wszystkiego i wszystkich nie zanadto się udała.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji