Artykuły

Kabaret, rewia, rozrywka

W chorzowskim Teatrze Rozrywki trwają próby do setnej premiery na tej scenie. Będzie nią dziwowisko "Jeszcze nie pora nam spać", przygotowywane przez krakowską Grupę Rafała Kmity. Z jej liderem rozmawia Katarzyna Pachelska w Polsce Dzienniku Zachodnim.

Jest pan zarówno autorem scen i piosenek, jak i reżyserem "Jeszcze nie pora nam spać". Dlaczego nazwał pan to przedstawienie dziwowiskiem kabaretowym? Czym różni się ono od typowego kabaretu?

- Właściwie to sam nie wiem. Jest to rodzaj eksperymentu, którego królikami doświadczalnymi będzie publiczność już 3 marca. Ale poważnie mówiąc, staramy się zrobić kabaret literacki, w założeniu kameralny, w wielkim teatrze. Sięga on do tradycji polskich kabaretów, gdzie literatura i aktor byli najważniejsi. Jednocześnie Teatr Rozrywki daje nam takie wielkie możliwości (dlatego tu przyjechaliśmy) jak orkiestra, balet, chór. Interesuje mnie połączenie literackiego, naszego, kabaretu, z czymś bardzo szerokim, rewiowym. Połączenie rewii z literaturą, żartem bardzo wyrazistym, charakterystycznym dla mnie. Chcemy, żeby się ludzie na naszym spektaklu bawili, myśleli, ale i dziwili. Mam nadzieję, że dziwić się będziemy też my, aktorzy i twórcy, reakcją chorzowskiej publiczności. Dziwowisko też dlatego, że trochę będzie dziwnych rzeczy, oryginalnych. Ja uważam, że komizm to głównie zaskoczenie. Trzeba ludzi zaskakiwać, wtedy jest śmiesznie.

Wszystko pięknie, ale w sumie to o czym jest to wasze dziwowisko?

- Tematem jest współczesny świat. Dziwowisko jednak nie ma fabuły, stałych postaci. Jego struktura jest cegiełkowa. Właściwie jedyną postacią jest konferansjer.

Kto go gra?

- Wszyscy, na tym m.in. polega to dziwowisko. W postać konferansjera wciela się ośmiu aktorów. To się wszystko miesza, wszyscy mogą zagrać wszystkich, choć oczywiście każdy ma swoje role w poszczególnych scenkach. Jeśli chodzi o strukturę, to są skecze, scenki, piosenki, monologi. W tym sensie to jest tradycyjny kabaret. Wyróżnia się za to tym, że gra prawdziwy big-band, że mamy chór, balet. Jeśli chodzi o tematy, to są rozważania od miłości - zdradzonej, pierwszej, ostatniej, po sprawy społeczne, kondycję

współczesnego świata, media. Chcemy, żeby ludzie się trochę przejrzeli w naszym lustrze. Stąd zresztą tytuł "Jeszcze nie pora nam spać" można rozpatrywać rozmaicie - że jeszcze nie pora nam spać, bo fajny kabaret, jest śmiesznie. Albo jeszcze nie pora nam spać, bo jeszcze troszeczkę jest w nas

człowieczeństwa, póki pieniądze i wyścig szczurów nas nie zdominowały. W scenografii są budziki, którymi chcemy budzić ludzi. Nie chcę wszystkiego zdradzać, bo nie chcę, by publiczność straciła własne odkrywanie, a na tym mi zależy. Starałem się, żeby to było bardzo śmieszne. Jest kapitalna muzyka Bolka Rawskiego. Nie moja, dlatego mogę ją reklamować. Mamy piosenki własnego autorstwa, w większości! Jedyny utwór nie w pełni nasz to "Lot trzmiela" Rimskiego-Korsakowa (rosyjskiego kompozytora epoki romantyzmu - przyp. red.). Z Bolkiem współpracuję od dawna, zrobiliśmy razem kilka przedstawień. On jest takim trzonem trzonów Grupy Rafała Kmity. Nie wiem, czy on nie jest nawet bardziej z Grupy Rafała Kmity niż ja.

Skąd w panu chęć sprawdzenia się w większej formie?

- Bo chcemy, we dwójkę z Bolkiem, w perspektywie dwóch, trzech lat zrobić autorski, polski musical. Nosimy się z tym zamiarem od początku naszej współpracy. Uznaliśmy, że to nasze dziwowisko będzie takim przetarciem się. Chcemy zobaczyć jak pracuje się w takim teatrze jak Rozrywka. Oczywiście to nie jest tak, że "Jeszcze nie pora nam spać" to tylko trening. To dla mnie jest ważna rzecz, pracuję nad nią od roku. Wybraliśmy teatr chorzowski, bo uznaliśmy, że tu nam będzie najlepiej. Jest świetny dyrektor, świetna orkiestra, dobra kawa w bufecie, blisko Krakowa. Same atuty. Resztę poznamy po premierze (śmiech).

Wygląda na to, że jesteście trzecią falą krakowskiej inwazji na Chorzów w ciągu ostatnich kilku miesięcy. Zaledwie w październiku krakusy uraczyły nas "Kogutem w rosole", później "Historią filozofii po góralsku"...

- Kraków się coraz bardziej rozbudowuje i to na zachód, więc może Chorzów będzie niedługo dzielnicą Krakowa (śmiech). A ja mam coś wspólnego z waszym województwem, oprócz setek przedstawień, które tu daliśmy. Urodziłem się w Częstochowie.

Przywieźliście ze sobą też aktorów z Krakowa?

- Tak, pięć osób. Są też aktorzy z teatru chorzowskiego. Cel jest taki, żebyśmy się wtopili w ten zespół, a zespół - by przejął nasze poczucie humoru, styl. Nie chcemy, by było widać kto jest z Chorzowa, a kto z Krakowa. Mamy być jednym organizmem, oddychać jednymi płucami.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji