Artykuły

Bynajmniej

"Święta Joanna szlachtuzów" w reż. Jarosława Tumidajskiego w Teatrze Nowym w Łodzi. Pisze Małgorzata Karbowiak w Kalejdoskopie.

Bardzo młody reżyser wziął na warsztat bardzo starą, bo napisaną w pierwszej połowie XX wieku sztukę i zrobił z niej swoisty traktat o współczesności. Reżyser to Jarosław Tumidajski, a o dramaturgu Bertolcie Brechcie staraliśmy się ostatnimi laty nie pamiętać ze względu na jego nieukrywaną awersję do kapitalizmu i wolnego rynku. Sztuka zaś - "Święta Joanna szlachtuzów" - jest pewnego rodzaju dyskursem ideologicznym, co przed reżyserem stawia niebotyczne trudności. No i co? Brecht w optyce dzisiejszego trzydziestolatka okazał się tak aktualny, że niektórzy widzowie będą się spowiadać z wizyty w teatrze. Bo nie oszczędza się tu nikogo. Reżyser, zarazem autor adaptacji, wykreował na scenie świat znany z dzisiejszych doniesień medialnych z całą jego przewrotnością w dążeniu do sukcesu finansowego za wszelką cenę. Wszyscy robimy np. w mięsie. Tyle że jedni ubijają wielkie interesy, tworząc własne zasady etyczno-moralne i reguły gry rynkowej, manipulując nawet wierną służbą Pana Boga, a inni organizują się w związki zawodowe. I też są manipulowani. Wbrew pozorom jedni bez drugich nie mogą żyć, bowiem ci ostatni co prawda wprawiają mechaniczne noże w ruch, ale są też konsumentami liczonymi w setkach tysięcy, którzy to mięso raz na jakiś czas kupują. Koło się zamyka.

Spektakl nie wypowiada się jedynie przez warstwę publicystyczną - dowodzącą, jak bezwzględna jest rzeczywistość wielkich koncernów, a więc tak zależnych od siebie dwóch światów: pracodawców i pracobiorców. Reżyser koncentruje się także na losie pojedynczych bohaterów, aby nadać opowieści scenicznej szerszy społeczny kontekst. Oto tytułowa Joanna, na początku członkini religijnej "armii zbawienia", potem - rozczarowana brakiem skuteczności swoich działań wolontariuszka pomagająca strajkującym. Ta ciągła zmiana perspektywy i zastępujące songi, a komentujące wydarzenia, filmy wideo i elementy scenografii ujęte w symbole i kody - pozwalają z publicystyki uczynić teatr. Teatr, który pokazuje sens społeczny mechanizmów ekonomicznych rynku uwolnionego od ograniczeń, ale także, co szczególnie ważne, występuje przeciw wszelkim konwencjom skrywającym prawdziwy obraz rzeczywistości. Dowodem na to jest choćby konsekwentnie przeprowadzony wątek "fizjologiczny" - bo przecież mięso to trawienie I wykorzystanie figury Chrystusa z koroną cierniową dla wyrażenia niemocy czy też bezsilności wobec tego swoistego panopticum. To rozprawa z nami samymi, którzy dopuściliśmy, by człowiek, jak w filmie Chaplina, stał się śrubką w ogromnej maszynerii życia - za ochłap. No cóż, można widzieć świat jak wielką odrażającą rzeźnię i rozumieć tych, którzy już nie szukają ratunku nawet u Pana Boga. Tumidajski nie pokazał BYNAMNIEJ kapitalizmu z ludzką twarzą

Podsumujmy: "Święta Joanna od szlachtuzów" to spektakl o zwierzęcości człowieka zakrytej konwencją, oddziałujący okrucieństwem jako środkiem wyrazu artystycznego. Trzeba przyznać, że aktorzy poradzili sobie z niełatwymi stylistycznie zadaniami, nie wcielając się w bohaterów, ale "stając obok", prezentując ich postawy, w czym szczególnie interesujący okazali się Sławomir Sulej i Mateusz Janicki.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji