Artykuły

Wieczory Szekspirowskie

Duże mrozy sprawiły, że widzów zainteresowanych twórczością Szekspira zjawiło się w sali Okręgowej Izby Lekarskiej niezbyt wielu. Natomiast wszyscy, którzy przyszli na inaugurację "Wieczorów", wyszli ze spotkania bardzo zadowoleni. Uczestnicy na dużym ekranie obejrzeli bardzo widowiskową, rozgrywającą się w dość mrocznych, zamkowych plenerach, filmową realizację "Hamleta" w reżyserii Franco Zeffirellego, z Melem Gibsonem w roli głównej - pisze Lena Szatkowska w Tygodniku Płockim.

Hamlet w kolorze jajecznicy

- Nasze spotkania będą się odbywać raz w miesiącu. Za każdym razem zaproponujemy państwu coś innego - nie tylko prezentację spektaklu na podstawie sztuki Szekspira, ale też formy, do których zaprosimy widownię. To będzie rodzaj takiej edukacji Szekspirowskiej, której wszyscy możemy być uczestnikami - mówił Jarosław Wanecki, prezes Płockiego Towarzystwa Przyjaciół Teatru i Okręgowej Izby Lekarskiej na spotkaniu inaugurującym cykl "Wieczory Szekspirowskie". Pierwszy z dziesięciu poświęcony był Hamletowi.

Duże mrozy sprawiły, że widzów zainteresowanych twórczością Szekspira zjawiło się w sali Okręgowej Izby Lekarskiej niezbyt wielu. Natomiast wszyscy, którzy przyszli na inaugurację "Wieczorów", wyszli ze spotkania bardzo zadowoleni. Uczestnicy na dużym ekranie obejrzeli bardzo widowiskową, rozgrywającą się w dość mrocznych, zamkowych plenerach, filmową realizację Hamleta w reżyserii Franco Zeffirellego, z Melem Gibsonem w roli głównej. Sam pokaz trwający dwie godziny poprzedziła rozmowa na temat sztuki i jej najbardziej zapadających w pamięć realizacji oraz różnic w polskich przekładach Hamleta.

Polskich tłumaczeń wybitnego dramaturga istnieje kilkanaście. Pierwszy przekładał go Wojciech Bogusławski, posługując się niemieckim tekstem, upraszczając całość. Potem tłumaczyli m.in.: Stanisław Trembecki, Józef Paszkowski, Maciej Słomczyński (jako pierwszy przełożył wszystkie dzieła Szekspira), Roman Brandstetter, Stanisław Barańczak, Konstanty Ildefons Gałczyński oraz Jarosław Iwaszkiewicz.

"Hamlet" po raz pierwszy wystawiony był we Lwowie, w 1798 roku. Jarosław Wanecki przytoczył anegdotę ilustrującą, jak wraz z pojawianiem się kolejnych przekładów zmieniała się w Polsce percepcja sztuk Szekspira: - Jeden z polskich krytyków pochwalił się pewnemu angielskiemu krytykowi, że oto właśnie ukazało się w Polsce kolejne tłumaczenie sztuki Szekspira. Ten odpowiedział mu: "wy to macie szczęście, co pokolenie macie nowego Szekspira, co pokolenie odmładza wam się język, którym mówią bohaterowie Szekspira. My w krajach anglojęzycznych niestety musimy słuchać cały czas tego samego Szekspira. Dlatego jesteśmy poszkodowani.

Przekładów sztuk Szekspirowskich w Polsce nie brakowało i nie brakuje. Dlatego od czasu do czasu teatry decydują się na realizację sceniczną którejś z jego sztuk. W Płocku klasyczny "Hamlet" nie był wystawiany od prawie 40 lat. W tym czasie tylko dwa razy widzowie mieli okazję zobaczyć spektakle inspirowane tą sztuką - raz w wykonaniu Henryka Tomaszewskiego, innym razem - trzech absolwentów szkoły teatralnej z Bańskiej Bystrzycy. - Wcielali się w różne postacie, było to coś rewelacyjnego. Zagrali z pomocą najprostszych rekwizytów jak korona z papieru - wspominał obecny na spotkaniu dyrektor Marek Mokrowiecki. - W moim pokoleniu wielkie wrażenie robiły dwa filmy, które wyszły obok siebie. "Hamlet" Smoktunowskiego i "Hamlet" z Lawrencem Oliwerem. Dwie wspaniałe, różne kreacje aktorskie - opowiadał.

Pierwsza adaptacja filmowa "Hamleta" powstała już w 1921 roku. Marek Mokrowiecki opowiedział zebranym o swoich zawodowych przygodach z dziełem Szekspira. Okazało się, że dyrektor płockiego teatru miał okazję zagrać duńskiego królewicza w teatrze w Bielsku-Białej. - To było na przełomie łat 70. i 80. Jeden z aktorów nie mógł zagrać i ja 30 czerwca dostałem telefon, żeby się zgłosić do dyrektora. "Zagrasz królewicza duńskiego" - powiedział. Nie chciałem, bo miałem już koło czterdziestki, ale mnie przekonał. Wziąłem egzemplarz na wakacje. Nauczyłem się go dosyć szybko. Spektakl trwał bite trzy godziny z jedną przerwą. Muszę tu przypomnieć, że w teatrze polskim dokonała się potężna rewolucja, jeśli chodzi o aktorstwo. Jeszcze lata 50. i 60. to był ten teatr na koturnach, piękna mowa, słynne "ł" przedniojęzykowe. Ja zaproponowałem inne podejście. Stąd mój Hamlet, jak pisali recenzenci, był normalnym facetem z ulicy, który został wrzucony w pewien układ. Może dlatego dostałem za tę rolę wiele nagród. Po premierze przyszli do mnie koledzy Marek Perepeczko i Czarek Owerkowicz i powiedzieli: "Mokry, relacjonujesz królewicza duńskiego, jakbyś opowiadał przyjacielowi o godzinie dwunastej w nocy, na klatce schodowej, że cię zęby bolą". W spektaklu nie było klasycznych kostiumów z epoki, ale raczej - inspirowane epoką elżbietańską, nie dosłowne. Kostium uszyto mi ze skóry i się musiałem w niego wbijać, jak w kombinezon, łącznie z butami. Po sukcesie podziękowałem dyrektorowi, że mnie obsadził. Zapytałem, dlaczego mnie wybrał, a on mi na to, że tak zdecydowały teatralne żubry (starsi koledzy zasiedzieli w jednym teatrze od wielu lat), którzy stwierdzili, że tylko ja mogę to zagrać, bo mam zgrabne nogi i będę dobrze wyglądał w rajtuzach - opowiadał Marek Mokrowiecki.

Słynna realizacja z udziałem naszego dyrektora miała zresztą jeszcze kilka zabawnych przygód, zanim została pokazana na scenie. W Bielsku-Białej pracował bardzo znany charaktery zator i perukarz Ryszard Paluch, który postanowił przygotować odpowiednią "fryzurę" dla Hamleta. Marek Mokrowiecki stanowczo zaprotestował. Przez wakacje wyhodował sobie długie włosy i chciał, żeby jego postać pozostała z naturalnymi włosami. Przed ostatnią próbą generalną Ryszard Paluch zabrał Mokrowieckiego i mówi: "trzeba cię zrobić na blondyna". - Ja się uparłem i powiedziałem, że mam swoje włosy i w nich zagram. Nie potrzebuję charakteryzacji. Wystarczy tylko puder na twarz. Paluch znów mnie wzywa, dzień trzeciej generalnej. "Marek, musimy umyć te włosy" - mówi. Wsadzili mi łeb do miednicy. Długo im schodzi. Jego asystentki coś tam nakładają, mówią, że wzmacniające. "Zamknij oczy, żeby ci piana nie naleciała" - poleca Paluch. Potem otwieram oczy i patrzę - zrobili mi włosy na jasno żółty kolor, przypominający jajecznicę. Goniłem Palucha potem po całym teatrze. Zagroziłem, że nie wejdę na scenę, dopóki mi nie przywrócą koloru włosów. Paluch musiał ustąpić - wspominał Mokrowiecki.

W następnym miesiącu w ramach "Wieczorów Szekspirowskich" zapraszamy na "Romea i Julię".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji