Artykuły

Krokodyle

PAŃSTWO Hanna i Antoni Gucwińscy podczas kolejnej audycji telewizyjnej ze świata zwierząt mówili - jak zwykle interesująco - o krokodylach. Krokodyle są groźne i okrutne. Schwytaną ofiarę wciągają pod wodę i tam rozszarpują na sztuki.

Ludziom kultury krokodyle mogą kojarzyć się z komercją, rynkiem i kapitalizmem. Rynek wciąga bowiem kulturę pod wodę komercji i wygryza kulturę po kawałku.

Krwiożercze te bestie są jednak też zwierzętami pożytecznymi. Żywiąc się padliną, spełniają funkcje przedsiębiorstwa oczyszczania i w ten sposób zapewniają czystość wód chroniąc otoczenie przed niebezpieczeństwem rozprzestrzeniania się zarazy. Rynek w założeniu ma oczyszczać otoczenie społeczne z przedsiębiorstw i instytucji nieefektywnych. Ale która dobrowolnie zechce uznać się za padlinę?

Co ciekawe krokodyle żyją w symbiozie, sojuszu nawet, z pewnym gatunkiem ptaków. Te słabe stworzonka wydziobują z ciał straszliwych gadów rozmaite robactwo, a spomiędzy ich zębów - uwierające resztki pokarmu. Gdy krokodyl chce zamknąć paszczę, lekko kiwa głową, by uprzedzić ptaka, aby go nie uszkodzić - ów ma czas na odfrunięcie. Ptaki te zakładają swoje gniazda w pobliżu krokodylich siedzib, swoim zachowaniem sygnalizują potworom rozmaite niebezpieczeństwa, a same znajdują się pod ochroną gadzich przyjaciół.

Krwiożerczy rynek może żyć w takiej samej konfidencji z kruchą kulturą. Wtedy gdy obie strony we współżyciu widzą wzajemny interes. Jak na razie, najlepszymi mecenasami kultury okazują się hotele. Zdziwionym warto przypomnieć, że pewien szwajcarski hotelarz, gdy dorobił się fortuny, wziął się do książek i wprowadził sporo zamieszania do nauki i literatury, zwłaszcza z gatunku science-fiction. Nazywał się Erich von Daeniken.

Nie inaczej zaczyna dziać się w Polsce. Coroczny wiosenny turniej szermierczy "O szablę Wołodyjowskiego" odbywał się tym razem nie w surowych obiektach sportowych, lecz w wykwintnych wnętrzach warszawskiego hotelu "Victoria". Fechtowali się zawodnicy, ale rojno było od wytwornych pań i panów, paradowały modelki, popisywali się piosenkarze, przygrywała muzyka. Uzyskane pieniądze przekazano na cele sportu i kultury.

Szczególnym sponsorem kultury stał się hotel "Marriott". W ciągu ostatnich dwóch miesięcy odbyły się tam chyba cztery aukcje sztuki. Były stoiska handlowe, ale także licytacje dzieł znanych artystów. Rzeźba Władysława Hasiora "Szczęśliwi w pełni blasku" poszła za 8 mln zł, obraz Wiesławy Kuczkowskiej "Leda" za ponad 6 mln zł. Całość uświetniały muzyka i piosenki: repertuar musicalowy w wykonaniu Grażyny Brodzińskiej, primadonny warszawskiej operetki, popularny - w wykonaniu Mariana Opani. Hotel zyskuje renomę, artyści - pieniądze. Ptaszki wydziobały pokarm spomiędzy zębów krokodyla.

W pobliżu placu Trzech Krzyży, opodal ulic Prusa i Konopnickiej, ma powstać hotel. Mieszkańcy protestują przeciwko wycinaniu w związku z tym drzew. Na liście protestacyjnym do prezydenta miasta podpisała się jako pierwsza znana aktorka. Nie wydziobywała? Na szczęście nie słychać protestów przeciwko wzniesieniu hotelu "Hyatt" na rogu ulic Marszałkowskiej i Królewskiej. Dla dobra sztuki warto jednak inwestować w hotele.

Słyszy się głosy, że modne ostatnio hotelowe aukcje dają co prawda artystom satysfakcję z zarobionych pieniędzy, ale psują zaufanie do sztuki. Mianowicie biznesmeni dowolnie ustalają ceny dzieł, nakręcają sztuczną koniunkturę, psują zaufanie do gry rynkowej i żerują na artystach. A niby jak - także i w twórczości - szacować wartość dzieł? Artysta ma wyznaczać ceny? Organizacje środowiskowe? Państwo? Na całym świecie czyni to rynek, czyli galerie, domy aukcyjne, organizacje sponsorujące. O sztuczności (lub nie) koniunktury decyduje czas, zaś artyści pragną, by na nich żerowano, aby mieli z tego godziwe dochody.

Coraz częściej biadania nad losem kultury zaczynają się spotykać z rynkowymi realiami, nadal zaskakującymi Polaków swoją egzotyką. W stołecznym Teatrze Powszechnym na pożegnanie swojego w nim dyrektorowania Andrzej Wajda wystawił klasykę Szekspira - "Romeo i Julię". Rewelacje artystyczne z tego spektaklu zostały uzupełnione rewelacjami finansowmi. Spektakl mianowicie dofinansowała Fundacja Piotra Büchnera. Otrzymane od niej 20 mln zł pomogło w uszyciu kostiumów i wykonaniu scenografii. Fundacja ma na celu wspieranie medycyny, kultury i sztuki. Dlaczego wsparła ten teatr i to przedstawienie? Bo Szekspir, Wajda, Szczepkowska (w roli Julii), Krystyna Zachwatowicz (scenografia) i Stanisław Barańczak (przekład utworu) - zapewniają publicity. Fundacja przymierza się do dalszego sponsorowania.

Dzięki zaś finansowemu wsparciu "Universalu" warszawski Teatr Rozmaitości przygotował polską prapremierę sztuki Jerzego Bielunasa "Rock-afera z komputera czyli Superman", przeznaczoną dla młodych widzów. Natomiast kłopoty pieniężne miał toruński Ogólnopolski Festiwal Jednego Aktora, który trwał przy miernym zainteresowaniu publiczności i skąpstwie mecenasów, gdyż mierny był też poziom imprezy.

Jeśli teatry będą plajtowały (czego nikt im nie życzy), mogą postąpić tak, jak paryski zespół muzyczny VRP, który zjechał do Wrocławia, Gdańska i Warszawy, koncertując nie tylko w klubach, ale i na ulicy. Francuzi twierdzą, że w ten sposób nie muszą płacić za sale, obsługę techniczną, za to mają bezpośredni kontakt z publicznością. Nie ma kłopotów z czynszami, a akceptacja publiczności widoczna jest natychmiast po mniejszej lub większej stercie pieniędzy w kapeluszu.

Pianistyczny Konkurs Chopinowski i Warszawska Jesień są pod patronatem Ministerstwa Kultury i Sztuki. Lecz już Wratislavia Cantans jest finansowo zależna od władz terenowych. A koszt imprezy szacuje się obecnie na 6-7 mld zł. Wprawdzie powstała Fundacja Wratislavia Cantans, wątpliwe jednak, by mogła liczyć na zasoby i wsparcie nowych samorządów terytorialnych. Wyjście na ulicę naszym muzykom jeszcze nie grozi, ale np. w Katowicach, gdzie istnieją dwie duże orkiestry symfoniczne, powstała trzecia, prywatna, jako rodzaj asekuracji muzyków. Ta już musi liczyć na własne siły. Czyli poszukać finansowego krokodyla, który pozwoli sobie wydziobać spomiędzy zębów uwierające pieniądze. Podobno wrocławska impreza może liczyć (na razie wstępnie) na zagranicznych i krajowych sponsorów.

Ba, jak to zrobić? Najlepiej tak, jak Festiwal Muzyczny w Łańcucie, który zyskał wsparcie wielopolskich i cudzoziemskich mecenasów, zapewne nie tylko za sprawą miodoustności Bogusława Kaczyśnekigo, potrafiącego, jak widać uwijać się równie dobrze na rynku, jak i na scenie.

Zaczynają sprawdzać się prognozy pani minister Izabelli Cywińskiej, że wycofywanie się państwa z mecenasowania kulturze nie będzie oznaczało pustki. Obcy i domorośli kapitaliści zaczynają ją wypełniać, tedy do ich paszcz przyfruwają artystyczne ptaszki. Krytycy pani minister zarzucają jej, iż nie ma ona opracowanej polityki kulturalnej. Rzecz w tym, że nie chce ona prowadzić w kulturze polityki, a "polityką kulturalną" resortu jest właśnie cofanie jałmużny i zachęcanie do ruszenia głową. Krytycy wzywają ją też, by wobec rzekomego załamania się jej usiłowań, wykonała "znaczący gest". Gdyby nie niestosowność, można by podpowiedzieć, by w ich kierunku wykonała tzw. gest Kozakiewicza. Krokodyle bowiem dają się oswajać.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji