Artykuły

Śmierć w Wenecji

PO RAZ piąty na przestrzeni dwóch dziesięcioleci, Teatr Wielki sięga po pozycję Benjamina Brittena, narodowego kompozytora brytyjskiego, zmarłego prze 10 laty.

Będziemy świadkami polskiej prapremiery ostatniego dzieła twórcy m. in. "Małego kominiarczyka", "Snu nocy letniej", "Opery żebraczej" i "Rzeki krzyczących ptaków" powstałej w 1972 r. opery w dwóch aktach "Śmierć w Wenecji". Jej libretto jest dziełem szkockiej poetki Myfanwy Piper, napisane wg opowiadania Tomasza Manna i podobno znakomicie przetłumaczone na język polski przez Antoniego Liberę i Janusza Szpotańskiego.

Czytelnicy Manna a także widzowie słynnego filmu Viscontiego (o tym samym tytule) mają świadomość, iż nie należy oczekiwać widowiska operowego, łatwego w odbiorze obliczonego na tzw. szeroką publiczność i na wejście do żelaznego repertuaru. Ambitny teatr operowy a za taki zawsze uchodziła nasza scena, musi jednak mierzyć wysoko. Po Brittena sięgnęła znów trójka realizatorów, która m. in. "Ognistym aniołem" Prokofiewa, "Joanną d'Arc" Honeggera i "Requiem" Verdiego udowodniła, iż potrafi i w naszych warunkach wykreować wydarzenia artystyczne najwyższej miary.

Jak twierdzą zgodnie reżyser Ryszard Peryt, kierownik muzyczny Mieczysław Dondajewski i scenograf Andrzej Sadowski - trudności z wystawieniem "Śmierci w Wenecji" nie da się porównać z żadną dotąd realizacją. Stąd też m. in. kilkakrotnie przekładany termin premiery. Mamy jednak nadzieję, że teraz, na przekór wszystkim przeciwnościom, na przekór srogiej zimie, i chorobie dyr. Dondajewskiego (próby do wczoraj prowadził Antoni Gref), w sobotę 17 bm, wobec zapowiedzianych gości z kraju i z zagranicy, podniesie się premierowa kurtyna.

"Śmierć w Wenecji" jest operą kameralną z trzema głównymi postaciami: pisarzem Gustawem von Aschenbachem (Aleksander Burandt), podróżnym (Janusz Temicki) oraz Głosem Apolla (Robert Nakoneczny) a tymczasem pełna obsada dzieła zajmuje... trzy kartki maszynopisu. Z chóru bowiem co rusz wyłaniają się rozliczne postacie epizodyczne a także stworzone już przez reżysera postacie nie figurujące w oryginale, obsadzone przez tancerzy. Jest ich razem blisko setka! Ten zamysł twórczy R. Peryta nie stoi w sprzeczności z niezwykle wiernym odczytaniem muzyki Brittena. Jak jednak sam powiada - chciał zrobić esej na temat brittenowskiej partytury. Zobaczymy więc na scenie, obok solistów Teatru, studentów Akademii Muzycznej i uczniów Szkoły Baletowej. Dodajmy jeszcze, iż choreografię widowiska opracował Emil Wesołowski a chór przygotowała Jolanta Dota-Komorowska. Trzymamy kciuki!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji