Artykuły

Udana zabawa

JEDNĄ z bezspornych zalet telewizji jest możliwość upowszechnienia sztuki aktorskiej najwyższego gatunku, możliwość gromadzenia w jednym spektaklu najwybitniejszych aktorów niezależnie od teatru, w jakim grają, i niezależnie od miasta, w którym na co dzień żyją i pracują. Dzięki telewizji przede wszystkim - aktorzy stają się nam bliscy, znani i popularni.

Żaden teatr ani nawet film nie ma tak szerokiej widowni, jak telewizja i nie stwarza podobnych możliwości bliskiego przyjrzenia się aktorskiej twarzy i jej grze, nie umożliwia tak bezpośredniej obserwacji aktorskiego kunsztu. Kamery telewizyjne pozwalają dostrzec najdrobniejsze niuanse gry, pozwalają na oglądanie jakby przez lupę teatralnej postaci, co sprzyja właściwej percepcji sztuki.

Czy telewizja wykorzystuje swoje możliwości i w jakim stopniu? Nie wdając się w tej chwili w głębszą analizę przyczyn i skutków, powiem krótko, moim zdaniem - w stopniu niedostatecznym, dotyczy to przede wszystkim repertuaru komediowego i aktorów, których można by w nim wykorzystać. Ewa Bonacka, reżyser telewizyjnego "Ożenku", słusznie podkreśliła w jednym z wywiadów: "Stefan Jaracz powiedział kiedyś, że rolę dramatyczną można wypracować, aktorem komediowym trzeba się urodzić. I ci urodzeni komicy, aż żal patrzeć, jak rozdrabniają swoje talenty w obłędnych farsach i numerach estradowych. Tak jak gdyby w światowej literaturze komediowej zabrakło dla nich ról..."

A przecież tak nie jest, czego właśnie dowiodła swym spektaklem Ewa Bonacka. Telewizyjny "Ożenek" Gogola był z całą pewnością koncertem gry aktorskiej, był zabawą, i to dobrą, w której królował główny bohater gogolowskich komedii: śmiech. Nie jest to tylko taki sobie śmiech dla śmiechu, bowiem "Ożenek" to dość zjadliwa komedia rosyjskiego dramaturga, gdzie kpina z głupoty i nieporadności człowieka, doprowadzona do absurdalnego komizmu, staje się już groteską.

Na scenie pojawiają się postacie-karykatury, mistrzowsko narysowane przez genialnego prześmiewcę: jest nim Kuźmicz Podkolesin, radca dworu, stary kawaler, któremu trudno zdecydować się na ożenek, tępy, niezdarny i niezdecydowany. "Trochę to dziwne - powiada - przez całe życie byłem nie żonaty, a tu raptem żonaty..."

I trzeba było widzieć i słyszeć, jak to mówił Wiesław Michnikowski, komik niezrównany, którego tak rzadko mamy okazję oglądać w telewizyjnym teatrze. A te znakomite przejścia od stanu kompletnej euforii do zupełnego zwątpienia, na końcu zaś dezercja, przed małżeństwem, z jakimż finezyjnym humorem zostało to rozegrane! Naprawdę trudno sobie wyobrazić lepszego odtwórcę tej roli. A swatka Fiokła w interpretacji Ireny Kwiatkowskiej? Sam śmiech i zabawa świetna zabawa, bo Fiokła Kwiatkowskiej to żywioł, swatka z powołania wypełniająca swą misję z pełnym zaangażowaniem. I w tym przypadku żałować nam wypada, że znakomitą aktorkę znamy przede wszystkim z występów estradowych.

Godnym przeciwnikiem Fiokły jest Koczkariow Czesława Wołłejki, energiczny, gwałtowny, sprytny, inteligentny przyjaciel Podkolesina, pragnący za wszelką cenę wygrać pojedynek ze swatką. Wołłejko jest jakby stworzony do tej roli - ów groteskowy komizm gogolowski emanuje z każdego jego gestu i słowa. On się bawi, bawi się słowem, sytuacją, innymi postaciami, a my bawimy się razem z nim.

Są jeszcze inni starający "sympatyczni, akuratni, przystojni" - jak zapewnia Fiokła: emerytowany lejtnant marynarki Żewakin - Wojciecha Pokory, Anuczkin Jana Kobuszewskiego "taki już jest delikatny, Bożeż ty mój jedyny, malina, sama malina" - zapewnia swatka, no i asesor kolegialny Jajecznica - Kazimierza Brusikiewicza, "masywny, solidny", "młody jeszcze, pięćdziesiątki nie doszedł".

Wszyscy przezabawni, prawdziwie gogolowscy, śmieszni, małostkowi, w miarę sprytni, w miarę tępi, takie sobie "człowieczki".

Trzeba przyznać, że Ewa Bonacka wykorzystała bez pudła możliwości, jakie stworzyła jej telewizja, bezbłędnie dobrała obsadę i pokazała w klasycznej komedii wybitnych komediowych aktorów, których przede wszystkim oglądamy w repertuarze estradowym, a bardzo rzadko w pełnospektaklowych sztukach, odpowiadających ich komediowemu talentowi. Agafię Anny Seniuk, główną kobiecą postać, zostawiłam rozmyślnie na koniec, ponieważ tej aktorki nie zaliczałam, jak dotąd, do komediowych. Tymczasem okazało się, że ma w tym kierunku predyspozycje nie byle jakie i znakomicie poradziła sobie z Agafią, co to jest "jak ta rafineria, biała, rumiana, słodka tak, że wyrazić nie sposób". Była nieodparcie komiczna w swym krygowaniu się przed kawalerami, w swoim niezdecydowaniu, za którego iść, w znakomitej scenie oświadczyn i w panieńskiej żałości nad sobą: "Żyłam, żyłam i nagle za mąż! Wezmą mnie, zaprowadzą do cerkwi... Nie udało mi się nacieszyć dziewiczym stanem, nawet do dwudziestu siedmiu lat w panieństwie nie wytrwałam".

Może niektórzy postawią temu spektaklowi zarzut, że był przede wszystkim zabawą i zbyt mało w nim "głębi", sądzę, że w wypadku "Ożenku" o śmiech głównie Gogolowi chodziło, i wcale by się nie oburzył, że przy tym zjadliwość jego tekstu nieco osłabła.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji