Artykuły

Ożenek

""Ożenek" Gogola można wziąć za rozwinięty w komedię żart o tym, jak trudno staremu kawalerowi dojść do ołtarza, ale można uczynić również z niego diatrybę na Rosję i rozpruwszy szwy tej sztuki, wysypać z niej jak ze starej poduszki mierzwę stęchłego pierza i gnuśnych snów. Tej miary pisarz co Gogol jest zawsze alegoryczny; żadna rzecz nie pozostanie tylko sobą, jeśli on o niej mówi, bo między nią a jego słowem istnieje pole magnetyczne wielkiej indywidualności, w którym nic nie zdoła utrzymać się w spokoju" - pisał w roku 1937 Jan Parandowski, recenzując w "Gazecie Polskiej" warszawską premierę w Teatrze Ateneum. U boku Stefana Jaracza w roli Agafii Tichonowny wystąpiła wówczas młodziutka aktorka, Ewa Bonacka.

- Dziś, po latach, reżyseruje Pani tę sztukę dla sceny telewizyjnej.

- Dla "sceny" telewizyjnego Teatru Komedii, który na szczęście nie obawia się sięgać po klasykę, wychodząc poza farsę i czystą obyczajowość. W przeciwieństwie do praktyki wielu teatrów, które grając klasykę nie schodzą poniżej wielkiego dramatu, a skoro już się biorą za komedię, to chcą, żeby to była taka prawdziwa komedia - okropnie głośna i okropnie śmieszna. Przyznam, że sama nie bardzo lubię tego rodzaju repertuar, ale uważam, że najbardziej mszczą się takie praktyki na aktorach. Stefan Jaracz powiedział kiedyś, że rolę dramatyczną można wypracować, aktorem komediowym trzeba się urodzić. I ci urodzeni komicy, aż żal patrzeć, jak rozdrabniają swoje talenty w obłędnych farsach i numerach estradowych. Tak jak gdyby w światowej literaturze komediowej zabrakło dla nich ról...

- Zrealizowała Pani - w teatrach i w telewizji - bardzo wiele komedii, widowisk poetycko-satyrycznych. Co zadecydowało o tym, że przedłożyła Pani reżyserię nad aktorstwo?

- Przede wszystkim - sukces "Parad". Przedstawienie pokazane na scenie Teatru Dramatycznego miało bardzo duży rezonans. Wyjeżdżaliśmy z tym spektaklem do Paryża (a wyjazdy zagraniczne wtedy jeszcze nie były tak częstą praktyką, jak dzisiaj); również pokazałam ten spektakl w telewizji. I tak już przy reżyserii przede wszystkim zostałam. Jeszcze na placu Powstańców robiłam dla telewizji "Pastorałkę" według Schillera i potem wiele widowisk opartych na motywach ludowych, m. in. stylizowane kolędy z grupą "No to co", kabaret polityczny z początku XX wieku "Satyry i limeryki", a także widowisko w modnym dzisiaj stylu retro, oparte na rozkosznie grafomańskim pamiętniku mojej matki pt. "Czy pamiętasz?" Chętnie robię widowiska stricte muzyczne, jakim był np. "Faust Radziwiłła" w TV krakowskiej, z wykorzystaniem pierwszej muzyki, jaka została skomponowana do dramatu Goethego właśnie przez Antoniego Henryka Radziwiłła; w TV łódzkiej mozartowskiego "Bastien i Bastienne". Ostatnio przygotowywałam "Spazmy modne" Bogusławskiego, no i obecnie "Ożenek" - obydwa widowiska dla Teatru Komedii TV. Zdarza mi się, że reżyseruję teraz sztuki, w których niegdyś grałam. Tak na przykład miało być z "Krakowiakami i góralami" - grałam Basię w przedstawieniu Schillera, a niedawno zaproponowano mi reżyserię tego widowiska w telewizji. Niestety, okazało się, że "Krakowiacy..." nastręczają zbyt dużo kłopotów, więc robię "Ożenek". Ze wspaniałą obsadą - występuje Irena Kwiatkowska jako Fiokła, Anna Seniuk jako Agafia, Wiesław Michnikowski gra Podkolesina, Kazimierz Brusikiewicz Jaicznicę, Jan Kobuszewski Anuczkina, a Czesław Wołłejko jakby się urodził do roli Koczkariewa. Oczywiście realizując ten spektakl, siłą rzeczy przenoszę pewne cechy przedstawienia, w którym brałam udział przed laty. Staram się zresztą o to tym bardziej że była to w moim przekonaniu jedna z lepszych realizacji Gogola, jakie pamiętam. A jest to autor, którego grać niezwykle trudno, bo nie oszczędza ani siebie, ani widza, ani - oczywiście - swoich bohaterów.

Zacytujmy jeszcze za Jerzym Koenigiem wnioski wypływające, jego zdaniem, z pozostawionych przez Gogola uwag na temat komedii:

- Nie ma komedii bez śmiechu.

- Komizm kryje się wszędzie i we wszystkim; na tyle przywykliśmy do tego, że nie dostrzegamy rzeczy śmiesznych w życiu codziennym. Zadanie jest więc proste: aby doń dotrzeć, trzeba zdemaskować człowieka, w którym tai się ów "ukryty komizm".

- Komedia to jednak nie tylko zdemaskowanie człowieka. To przede wszystkim zdemaskowanie rzeczywistości "w imię prawdy i w gniewie sprawiedliwym". Nie może tu być żadnego "tabu".

- Komedia ma sens wtedy tylko, gdy przemawia przy pomocy środków jawnie teatralnych.

[data publikacji artykułu nieznana]

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji