Artykuły

Aktorski "Las"

"Wesołym wspólnikiem" W. Rapackiego i "Lasem" A. Ostrowskiego rozpoczął nowy sezon 1975/76 Teatr im. W. Bogusławskiego w Kaliszu. Ta ostatnia pozycja - najczęściej bodaj grany komediodramat XIX-wiecznego pisarza rosyjskiego - stanowi ostrą satyrę na środowisko ziemiańskie. Reżyser Laco Adamik postanowił - najzupełniej zresztą słusznie - nadać sztuce taki kształt sceniczny, iżby przemówiła ona do wyobraźni współczesnych widzów, zatracając swoje historyczne już tylko przesłanie.

Zmienił więc całkowicie realia sztuki, przeniósł fabułę z ziemiańskiego dworku do cyrku. Chciał po prostu stworzyć widowisko metaforyczne, groteskowo-farsową przypowieść poetycką. Scenę przemienił w arenę na której ustawił rekwizyty używane w cyrkowej sztuce. Ów symboliczny "las" (z tytułu sztuki), a więc "bór ciemny i pełen zgnilizny" - zmieniony został w arenę - także symbol, o tyle praktyczny, że bardzo pojemny w znaczeniu, chociaż jakże często już w teatrze nadużywany, po prostu efekciarski.

"Rzecz dzieje się - pisze o "Lesie" jeden ze znawców literatury rosyjskiej - w siedlisku kąśliwych żmij i żarłocznych wilków". Adamik zatem otacza arenę metalową siatką ochronną, zakończoną z tyłu sceny wybiegiem. Jednej z postaci daje do ręki gruby pejcz. Ale to już wszystko, na tym kończą się jego pomysły. Z przyjętej zasady interpretacyjnej, mającej organizować charakter scenicznych działań, nie potrafił już wyciągnąć logicznych konsekwencji.

To co oglądamy zmieściłoby się najzupełniej w ramach konwencji przyjętej w komedii obyczajowej. W takiej więc sytuacji scenografia wydaje się być elementem nie przylegającym do całości spektaklu, sztucznie narzuconym komentarzem plastycznym. Nie ma natomiast zamierzonej zapewne klownady, błazenady, występów całej tej głupiej i bezmyślnej menażerii ludzkich typów. Swój pobyt na scenie (a raczej arenie) usprawiedliwia jedynie dwóch mądrych i śmiesznych zarazem błaznów cyrkowych: Niesczastliwcew i Sczastliwcew. Oni istotnie mieszczą się w przyjętej przez reżysera koncepcji.

Debiut reżyserski Adamika nie wypadł więc imponująco. Na szczęście spektakl ten bronił się właśnie aktorstwem, zwłaszcza zaś rolami Tadeusza Wojtycha i Zbigniewa Romana. Niesczastliwcew Zbigniewa Romana jest kabotyński, patetyczny, ale w jego tyradach i postępowaniu zachowały się ślady prawdziwej, niekłamanej wielkości, a raczej prawdziwego człowieczeństwa. Budzi prawdziwe uznanie pełne pomysłów aktorstwo T. Wojtycha. Lekko i swobodnie prowadzi on rolę Sczastliwcewa, komika, którego jedyną obroną wydaje się być świadome błazeństwo i dystans wobec świata. Pomysłowo skonstruował także postać pupila Gormyskiej Piotr Binder. Jego Bułanow to kukła, manekin, układny fagas najpierw, a potem bezwzględny nuworysz. Dobre role zapisują również na swym kencie: Wanda Ostrowska-Dolewska, Janusz Grenda i Stefan Kwiatkowski. Nie udało się chyba tylko Hannie Krupiance. Gra bowiem postać jakby nie z tej sztuki, a z komedii salonowej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji