Artykuły

Aktor jest tyle wart, ile jego ostatnia rola

- Było wiele wspaniałych chwil, często nie związanych z bezpośrednim byciem na scenie, jakaś wódka w domu aktora i rozmowy po świt. Teraz aktorów dzielą pieniądze, mało jest branżowych przyjaźni, kiedyś może było biedniej ale wspólne przeżywanie sztuki i wzajemna życzliwość zastępowały niedostatki bytu - mówi URSZULA SZYDLIK-ZIELONKA, obchodząca 30-lecie pracy założycielka i aktorka Teatru Władca Lalek, do niedawna także Teatru Tęcza w Słupsku.

Rozmawiamy z Urszulą Szydlik-Zielonką, która w tym roku obchodzi 30-lecie pracy artystycznej na scenie.

Pamięta Pani swoje pierwsze kroki na scenie? Czy były to występy w przedszkolu? W szkole? Może pamięta Pani swoją pierwszą rolę?

- Nie, nie pamiętam, do przedszkola nie chodziłam, pewnie były to jakieś szkolne recytacje i domowe zabawy w teatr z rodzeństwem. Pierwsza rola to była mrówka!

Jakie emocje Pani towarzyszyły? Czy miała Pani tremę?

- Na pewno były to przyjemne emocje. Teatr w tym wieku powinien być dla dziecka spontaniczną zabawą i taki był dla mnie, tremy nie było, jedynie radosne podniecenie.

Czy dziś po 30 latach zawodowej pracy na scenie, bywa, że ma Pani tremę przed występem?

- Trema aktorowi towarzyszy stale, nawet po 30 latach na scenie, to jest wpisane w ten zawód, to takie pozytywne spięcie przed występem, działa mobilizująco.

Czy pamięta Pani wszystkie swoje role? Ile ich było? Czy jest Pani w stanie zliczyć?

- Nie ma potrzeby pamiętania, mówi się, że aktor jest tyle wart, ile warta jest jego ostatnia rola. Ja też tak uważam, żyje się tu i teraz, historię zostawiam teatrologom.

Czy obudzona w środku nocy, jest Pani w stanie powiedzieć rolę, którą zagrała Pani np. 10 lat temu? Czy nauczony tekst wypada z głowy, gdy spektakl schodzi ze sceny?

- To nie jest tak, że teksty zapisują się w głowie jak na twardym dysku komputera, aktor musi być jak puste naczynie, które wypełnia się nową treścią , nową rolą. Stare role są jak odległe wspomnienia.

Czy jest Pani dziś usatysfakcjonowana zawodowo?

- Tak, prowadzę swój teatr, ciągle mam apetyt na pracę w teatrze, jeszcze się nie wypaliłam!

Czy nie wolałaby Pani grać na scenie profesjonalnego teatru dramatycznego?

- Nie dzielę teatrów na dramatyczne, lalkowe czy inne. Do spotkania ze sztuką może dojść w każdym z nich. Wybitne teatry lalkowe sięgają po repertuar, który zwyczajowo przynależy do dramatu, grają Shakespeare'a, Moliera, Czechowa.

Podobno jak ktoś chce źle życzyć aktorowi, to życzy mu się angażu w mieście bez tramwajów. Nie ma Pani poczucia niespełnienia? Może w Krakowie, gdzie kończyła Pani szkolę teatralną, byłaby Pani dziś teatralną diwą?

- Divę znam jedną: Komar, nie przydeptuję nogą egzemplarza, gdy upadnie. W Lublinie pracowałam w Teatrze Osterwy za dyrekcji Rozhina - świetny teatr a tramwajów w mieście nie było. W Słupsku jest tramwaj, ale nie jeździ a szkoda.

Gra Pani przed publicznością dorosłą i dziecięcą. Który odbiorca jest wdzięczniejszy? Dla kogo woli Pani grać?

- Płodozmian jest konieczny, gdy jestem znużona twórczością dla dzieci, robię sztukę dla dorosłych. Dzieci to żywioł, lubię patrzeć na ich reakcje na sztukę. Publiczność dziecięca nie jest ani gorsza, ani lepsza od dorosłej, jest inna. Teatr dla dzieci musi być zgodny z potrzebami dziecka, teatr dla dorosłych ma inne problemy i inne zadania.

Z pani kariery zawodowej wynika, że wędrowała Pani po całej Polsce. Jak to się stało, że nigdzie na dłużej nie zagrzała Pani miejsca?

- Szukanie swojego miejsca w różnych teatrach jest wpisane w ten zawód. Po szkole teatralnej znalazłam się w teatrze Muzycznym w Gdyni, debiutowałam w spektaklu pt. "Poza rzeczywistością" opartym na tekstach Witkacego w reżyserii Zbigniewa Micha. Nigdy później nie spotkałam takiego dyrektora, dbał o aktorów, był ich przyjacielem i przewodnikiem. Potem był Szczecin, Słupsk, Lublin i znowu Słupsk.

Jak to się stało, że na stałe wylądowała Pani w Słupsku?

- Do przyjazdu do Słupska zmusiła mnie sytuacja rodzinna. Miałam małe dziecko, była szansa na otrzymanie mieszkania, proza życia. Zatrudniłam się w dramacie, który został po roku zamknięty, fakt kuriozalny - jedyny teatr w Polsce, który rozwiązano. Potem był teatr Tęcza, w którym gram od wielu lat, a w zasadzie chyba grałam, bo właśnie dzisiaj (17 stycznia 2012 r. - od red.) otrzymałam z rąk pani dyrektor Małgorzaty Kamińskiej-Sobczyk, za pośrednictwem Poczty Polskiej - wypowiedzenie pracy. Przyczyną jest prowadzony przeze mnie Teatr Władca Lalek. Moja aktywność została słusznie ukarana. W Słupsku ma być jeden teatr lalkowy i kropka, nie podoba się to fora ze dwora! Swoją drogą to ładny prezent na 30-lecie, nieprawdaż?

Założyła Pani prywatny Teatr Władca Lalek wspólnie z mężem. Jak się pracuje razem? Niektórzy twierdzą, że wspólna praca małżonków nie jest wskazana, bo trudno jest oddzielić życie prywatne od zawodowego?

- Z mężem pracuje się, reszta jest milczeniem, to wiele rzeczy ułatwia. Jest teraz dużo rodzinnych firm, to chyba dobrze. Taką firmę trudno rozwiązać za wiele zależności.

Chciałaby Pani zagrać w filmie?

- Film? Bardzo proszę. Telewizja? Owszem! Dobrze płacą, ale warto być wtedy w Warszawie, a to nie takie łatwe. Żeby być w obiegu trzeba być blisko produkcji, wyrabiać sobie chody, bywać itd.

Gdyby miała Pani wymienić trzy najprzyjemniejsze zdarzenia z 30-letniej pracy artystycznej, to co by to było?

- Było wiele wspaniałych chwil, często nie związanych z bezpośrednim byciem na scenie, jakaś wódka w domu aktora i rozmowy po świt. Teraz aktorów dzielą pieniądze, mało jest branżowych przyjaźni, kiedyś może było biedniej ale wspólne przeżywanie sztuki i wzajemna życzliwość zastępowały niedostatki bytu.

Plany na kolejne 30 lat?

- Jesteśmy właśnie po premierze spektaklu kabaretowego pt. "Vendetta ala Kobietta" i sprzedaż tego spektaklu wypełni nam najbliższe miesiące, jeszcze w styczniu wybieramy się z nim do Warszawy.

Urszula Szydlik-Zielonka - ur. 2 listopada w Stalowej Woli - aktorka, reżyser, producent teatralny. Ukończyła Wydział Lalkarski PWST w Krakowie w 1981 r., od tego czasu na scenach teatrów Gdyni, Szczecina, Lublina, Słupska. W 1997 roku w Słupsku założyła prywatną scenę - Teatr Władca Lalek.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji