Artykuły

Mrożek, synek Gierka

"Emigranci" w reż. Dominika Nowaka i Piotra Siekluckiego, koprodukcja Avant'Teatru i Sceny Fundacji Starego Teatru. Pisze Paweł Głowacki w Dzienniku Polskim.

Epoka "komuny" mrowie grzechów ma na sumieniu. Aż strach wymieniać. Strach w ogóle i lęk operacyjny, bo się wie, że i tak się nie sprosta stertom bólu, tępoty, bydlęcego smaku i żałości codziennej, co po "komunie" zostały. Pokiełbaszone życiorysy, ocet w mięsnym, zgruchotane kręgosłupy, gips festynów, tajniacy, syrenka 105, socrealizm, ortaliony, igraszki z cenzurą, zakładowe kolonie dla dzieci, kursokonferencje, totalna tęsknota za wczasami w Bułgarii...

Nie da się temu sprostać, bo nie ma na świecie aż tylu słów. Imię grzechów "komuny" to rzeczywiście mrowisko. Kto jednak myśli, że to mrowisko skończone - niechaj o skończoności zapomni. Oto avant'Teatr i Fundacja Starego Teatru przedstawili "Emigrantów" Sławomira Mrożka. Reżyserowali i grali świeżo upieczeni absolwenci Wydziału Aktorskiego krakowskiej PWST - Dominik Nowak i Piotr Sieklucki. Byłem, widziałem... I co? Veni, vidi - i zdechłem.

Coś niebywałego! Nawet w moim, gruntownie przez cudactwa polskich teatrzyków wytresowanym, łbie sobotni ten seans się nie mieści. Nie - mrowisko grzechów "komuny" nie jest skończone. A oto "komuny" grzech główny, karczemny i absolutnie nie do przyjęcia, choć w istocie paradoksalny. Otóż, że za klasykiem powiem - masz szczęście, "komuno", masz szczęście, że nie żyjesz, bo inaczej bym cię zabił. Zabiłbym cię za to - że się skończyłaś!

Tak jestem dziełem Nowaka i Siekluckiego skołowany, że stać mnie tylko na tę średniej klasy prowokacyjkę. Z drugiej strony - jakbym nawet nie był skołowany aż tak, to niby co innego bym wydusił? Nic. Czyś jest bowiem skołowany czy nie, czyś głupi czy mądry, biały, żółty, czerwony bądź czarny, gadasz po chińsku albo po polsku, obojętne - i tak pozostaje ci gapić się tępo i cicho pielęgnować własną rezygnację. O tym fatalnym stuporze pisałem już na kanwie Festiwalu "r_ewizje romantyzm". Teraz powtarzam zaklęcie: Pogódź się, bo tak już będzie.

Już nic zrobić się nie da. Wracając do najświeższych "Emigrantów" - Mrożkowe arcydzieło na wieki będzie groteskowym duetem jednego skretyniałego Jasia Fasoli i drugiego skretyniałego Jasia Fasoli. Będzie pustką - bo "komuny" już nie ma. Cytuję z programu: "(...) to dramat podtekstu, który w pluralistycznym społeczeństwie stracił rację scenicznego bytu. Wydobywanie z tekstu znaczeń pierwotnie ukrytych w zawoalowanej formie językowej wraz z upadkiem cenzury straciło swój specyficzny posmak. Wolność pogrążyła teatr oparty na smakującym w niuansach języka dramatach".

Pomijam, chłopcy, uroczą gramatykę zdania ostatniego. I pomijam proste pytanie: jeśli "Emigranci" stracili rację scenicznego bytu, to po cholerę im, chłopcy, byt sceniczny nadajecie? Słowem, pomijam grafomanię i sprzeczność, bo wiem, że w teatrze tak być musi, gdyż młodość idzie. Chłopcy naprawdę myślą, że życiodajnym podtekstem "Emigrantów" jest Mrożka opór wobec, dajmy na to, samotności octu w mięsnym. Posiedli pewność, że w woalu frazy Mrożek ukrył satyryczne ostrze, którym dźgał rozpacz ortalionów, syrenek 105 i marzeń o Złotych Piaskach za złotych czasów Todora Żiwkowa.

Słowem, Nowak i Sieklucki, absolwenci wybitnej uczelni, magistrowie, co wyszli z intelektualnych obrabiarek wybitnych profesorów od dramatu - daliby sobie łby oderżnąć, że Mrożka nie stary Mrożek w Borzęcinie, lecz boski Gierek w PRL-u spłodził. Dlatego dziś, gdy Gierek odszedł, z "Emigrantów" - z arcydzieła o nieusuwalności strachu - klecą godzinkę taniego jajcarstwa o niczym.

Mrożek, jak Beckett w "Godocie..." bądź "Końcówce", dał wieczną opowieść o dwóch ludzkich nędzach, co w ciemnej norze świata pragną oddech złapać - a nasi synkowie radosnej nowoczesności kabaretową cieniznę o herbacie, szmalu i muchach klecą. Dlaczego? Bo Gierek odszedł! Mrożek kreśli portret nieuchronności dna ludzkiego - ale synkowie wolności wiedzą lepiej, więc lepią portret pary zdebilałych jajcarzy `a la Fasola Jaś i frazy Mrożka mieląc jak studzienną pustkę. Bo Gierka nie ma! Jan Błoński mówi o Mrożku: "(...) jest znawcą, ba, poetą strachu" - a nasze sieroty po Gierku obracają Mrożka w odpustowego dostarczyciela omszałych wiców, choćby tego żartu o debilu jedzącym karmę dla psów...

Gierek zmarł. Jest źle. Nie ma "komuny". Jest fatalnie. Nie ma jej, więc nikt już - o zgrozo! - nie gra Mrożka tak, jak się go grało za "komuny" - CZYLI TAK, JAK MROŻEK NAPISAŁ! Ergo: bez Gierka - Mrożka gra się bez sensu, wedle własnych kabaretowych fanaberii. Nasi chłopcy słowa Mrożka klepią zatem - bez pojęcia. Byle jajecznie było. Któryś, w ustawionym na scenie telewizorze, psa udaje. Dla hecy. Podobiznę Anny Polony do mięsnej konserwy przyklejają. Dla żartu. Wycięte z gazet pieprzne fotki figlujących z chłopami bab na bożonarodzeniowym drzewku wieszają, w zastępstwie anielskiego włosia. Żeby śmiechom i żartom końca nie było...

Nie ma szans, by wszystkie olśnienia Nowaka i Siekluckiego wymienić. Są one niczym grzeszki "komuny" - nie do ogarnięcia ludzkim językiem. Ale trzeba się nam z tym wszystkim pogodzić, trzeba nędzę przyjąć z uśmiechem. I trzeba się zasmucić, że na choince nie wiszą też telefony figlarnych pań. Ból wielki, bo nie wiadomo, gdzie po Mrożku osieroconym przez Gierka iść i żal ukoić.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji