Artykuły

"Persowie" Ajschylosa

Prawdziwie piękne przedstawienie otwarło nowy sezon Teatru Polskiego w Bielsku-Białej. Piękne zarówno w swej treści jak i w formie. Bo jakkolwiek od prapremiery "Persów" - a była to przecież o ile można się tak wyrazić prapremiera światowa w r. 472 p.n.e. - upłynęło niemal dwa i pół tysiąca lat, to jednak ta ajschylosowska tragedia nie tylko się nie zestarzała - za przykładem zresztą wielu innych dzieł literackich z epoki starogreckiej klasyki - lecz przemawia ciągle do nas jakżeż aktualnym językiem. "Persowie" bowiem to w zasadzie nic innego, jak wykazanie zła, jakie pociąga za sobą wojna najezdnicza i to dla - najeźdźcy. Naród mianowicie, który broni szczerze swej wolności, potrafi zawsze pomimo przewagi wroga i jego chwilowych sukcesów odnieść nad nim w końcu zwycięstwo i przepędzić go poza granice swego kraju.

Tak jak właśnie dokonali tego Grecy pod Salaminą w r. 480 p.n.e. bijąc na głowę flotę Kserksesa (właściwie nazywał się on "Kszajarsza"), a co zmusiło perską armię lądową - pomimo uprzedniego zwycięstwa pod Termopilami oraz zajęcia Aten i spustoszenia Akropolu - do odwrotu. Ten zaś odwrót pociągnął za sobą równie wielką klęskę Persów pod Platejami (479 p.n.e.) a wreszcie fatalną dla niedobitków przeprawę przez rzekę Strymon (dzisiejsza Struma) - o której tak plastycznie opowiada w "Persach" Goniec.

Oczywiście Persowie w "Persach" to są Grecy. Ajschylos nie silił się nawet na pokazanie ich odrębności etnicznej, obyczajowej czy kulturalnej, a te odrębności przecież były olbrzymie, ani nawet do przyznania im prawa do posiadania własnych bogów. Bogowie perscy są zwyczajnymi mieszkańcami greckiego Olimpu, a ich kult jest identycznie taki sam, jaki istniał w Atenach, czy Tebach. Ale to nic nie szkodzi. Wiadomo bowiem, że Ajschylosowi nie chodziło o historyczność swej sztuki i odpowiednio dobrane do niej realia lecz przede wszystkim o wykazanie pewnych postaw ludzkich w obliczu klęski i nieszczęścia narodowego.

Gerontowie więc, czyli Starcy w Suzie zachowują się - jeśli pominiemy oczywiście fakt, że w jedynowładczej monarchii perskiej czegoś takiego jak "rada starszych" nigdy nie było, w przeciwieństwie do greckich republik - wprawdzie jak tego rodzaju czcigodni obywatele ateńscy, ale niewątpliwie uczucia mieszkańców stolicy perskiej na wieść o klęsce musiały być takie same. I tak samo kobiety perskie opłakujące swych poległych synów, braci czy mężów - jeżeli, rzecz jasna, znów pominiemy pewien istotny fakt, iż armia perska składała się wówczas w znacznej większości z wszelkiego rodzaju najemników anatolijskich, syryjskich, mezopotamskich, czy nawet egipskich, jako że Egipt należał wówczas do Persji - zachowują się tak, jakby zachowały się nie tylko Greczynki, ale w ogóle jakiekolwiek inne kobiety dotknięte tego rodzaju nieszczęściem.

Ajschylos tedy pomimo traktowania swoich Persów jak Greków obdarza ich równocześnie ogólnoludzkimi cechami, i dlatego też sztuka ta dzięki swoim poważnym walorom humanistycznym musi zawsze robić na widzach głębokie wrażenie.

Robiła też i na widowni bielskobialskiego teatru. Nie tylko jednak przez swą treść, lecz również jak już się rzekło, przez swą formę. Przede wszystkim chodziło tu o akcję chórów. Jak wiadomo w tragediach antycznych chóry dla dzisiejszego teatru stanowią zwykle prawdziwą piętę Achillesa. Nie wiemy wprawdzie jak one działały na scenie greckiej, ale mimo to wielu inscenizatorów czy reżyserów obdarza je dostojną wprawdzie, lecz za to bardzo nieteatralną statycznością, no i czymś w rodzaju "deklamacji rozbitej na głosy". Skutek jest tego taki, że owa stojąca gdzieś nieruchomo na scenie grupa osób produkujących się chóralnym wypowiadaniem przeważnie nie tyle wyrazów ginących zwykle w ogólnym gwarze, ile poszczególnych sylab, stanowi nieraz element bardziej przeszkadzający sztuce aniżeli jej pomagający.

Tu było inaczej. Reżyser i inscenizator Józef Para zrobił z chórów (męskiego i kobiecego) grupy nie statyczne, tylko ruchome, z tym jednak, że ów ruch został równocześnie ujęty w formie pewnego rodzaju pantomimy, raz bardzo naturalnej, a raz znowu jakby marionetkowej, czy hieratyczno-tanecznej. Dawało to świetne efekty wizualne oraz wydostawało z akcji maksimum dramatyczności. Nie było to jednak jedyną zaletą owych układów. Drugą był podział wypowiadania tekstów na frazy zbiorowe, ale krótkie i bardzo wyraźnie akcentowane, oraz na solowe. Dawało to nie tylko należyte rozumienie treści, ale i wpływało poważnie na tok akcji.

W myśl założeń Ajschylosowych scenografia (kostiumy Marii Adamskiej, dekoracje Władysława Szymańskiego) była czysto grecka. A więc Persowie nosili chlamidy czy chitony, Goniec i Kserkses nosili zbroje i rynsztunek hoplitów, zaś kolumnada pałacu w Suzie miała akcenty akropolskie. Ale to właśnie było w porządku i zgodne całkowicie z Ajschylosem.

Na specjalną pochwałę zasługuje muzyka Zenona Kowalowskiego, świetnie umiejscowiona dźwiękowo (odgłosy rogów i surm bojowych), przynajmniej według dzisiejszych naszych przypuszczeń na temat antycznej muzyki - w tamtej odległej epoce.

W roli Kserksesa potraktowanego zresztą przez Ajschylosa bardzo sympatycznie - pomimo że ten król i naczelny wódz w jednej osobie po prostu zwiał z Grecji zostawiając swoje wojsko na pastwę losu w rękach jeszcze gorszego od siebie dowódcy niejakiego Mardoniosa, za co też został później zamordowany przez swojego nadwornego eunucha Aspamitresa i szefa gwardii Artebana - wystąpił Andrzej Kałuża, z wielką żałością bolejący nad swym nieszczęsnym losem zwyciężonego. Jego dostojną i boleściwą Matką była Małgorzata Kozłowska (w roli tej występuje również Anna Sobolewska), zaś w ponurego Ducha Dariusza spiżowym grobowym głosem gromiącego Persów za to, że opanowani nadmiarem pychy ruszyli na Grecję, wcielił się ujmującym patosem Józef Para (w roli tej występuje również Mieczysław Tarnawski). Nawiasem mówiąc Ajschylos darował Dariuszowi całkowicie to, że ten przecież sam zorganizował dwa najazdy na Grecję, z których pierwszy skończył się klęską pod Athos (492 p.n.e.), zaś drugi pod sławnym Maratonem (490 p.n.e.). Dramaturg grecki nie wspomniał też o uprzednim zagarnięciu przez Dariusza Miletu i wycięciu w pień jego mieszkańców. A "nadmiar pychy" też tam chyba odgrywał swoją rolę...! Ale Asjchylos był pod tym względem bardzo wspaniałomyślny...

Wspaniale i z wielkim dramatycznym zacięciem przedstawił relację o bitwie pod Salaminą i przeprawie przez Styrmon Jerzy Bielecki w roli tragicznego Gońca. W obu zespołach chóralnych zaprezentowali się z najlepszej strony: Michał Adamczewski, Jerzy Bielecki, Mieczysław Dembowski, Wiesław Grabek, Andrzej Kałuża, Stanisław Kieresiński, Stanisław Kosmalewski, Zbigniew Kornecki, Rudolf Łuszczak, Józef Para, Adam Rokossowski, Mieczysław Tarczewski, Zdzisław Tymke, Mieczysław Ziobrowski, a dalej: Ludmiła Dąbrowska, Małgorzata Kozłowska, Czesława Pszczolińska, Barbara Trusz i Janina Widuchowska.

Jeszcze raz duże brawa dla Teatru Polskiego!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji