Artykuły

Poznań. Pięć lat od śmierci Krystyny Feldman

Z pozoru krucha, zostawiła po sobie wspomnienie silnej i nieugiętej kobiety. 24 stycznia mija 5 lat od śmierci Krystyny Feldman - niezapomnianej poznańskiej aktorki, mistrzyni filmowego epizodu.

- Nigdy nic nie miała, bo nie chciała: jej domem był teatr, jadała w barach, jeździła tramwajami i za to kochali ją wszyscy: panie w moherowych beretach, panie w pięknych kapeluszach i okoliczne pijaczki - mówiła o niej koleżanka z Teatru Nowego, Daniela Popławska.

Kiedy Rafał Górecki, szef festiwalu Prowincjonalia 24 stycznia 2007 roku oznajmił publiczności: Proszę państwa, zmarła Krystyna Feldman - w kinie Trójka we Wrześni na kilkanaście sekund zapadła głucha cisza. Trwał festiwal, kinowa sala pękała w szwach. Właśnie zakończył się seans filmu "Królowa" Stephena Frearsa. - Nie pamiętam, jak dotarła do mnie ta wiadomość, ale wiedziałem, że muszę przekazać ją widzom - wspominał później Górecki. Na Prowincjonaliach w 2001 r. wręczył pani Krystynie nagrodę honorową. W 2005 r. w tym samym kinie widzowie obejrzeli film "Mój Nikifor" Krzysztofa Krauzego, z Krystyną Feldman w głównej, męskiej roli, za którą na aktorkę posypał się deszcz nagród.

Jej przygoda ze sceną i filmem rozpoczęła się jednak o wiele wcześniej. Krystyna Feldman debiutowała na scenie Teatru Miejskiego we Lwowie tuż przed wybuchem II wojny światowej. Później grała też w teatrach Łodzi, Szczecina, Opola, Krakowa i w Teatrze Polskim w Poznaniu. Od 1983 roku aż do śmierci była aktorką Teatru Nowego. W kinie zasłynęła jako jedna najbardziej charakterystycznych aktorek drugiego i trzeciego planu. Zagrała m.in. u Jerzego Kawalerowicza, Radosława Piwowarskiego i Jana Jakuba Kolskiego, a także w spektaklach Teatru Telewizji, m.in. u Izabelli Cywińskiej.

W autobiograficznym monodramie "I to mi zostało", w którym zdążyła zagrać zaledwie kilka razy, Krystyna Feldman mówiła o sobie, machając niedbale ręką: - A co ja grałam? Przeważnie chłopaków albo jakieś tam kocmołuchy charakterystyczne.

Na krótko przed śmiercią na Trzeciej Scenie Teatru Nowego w bliskim spotkaniu z widzami wracała do tego, co ukształtowało jej artystyczną i pozasceniczną osobowość. - Z korepetytorem mojego brata całowałam się raz w malinach - wyznawała z szelmowskim uśmiechem, a potem opowiadała o wojennej gehennie, powojennej tułaczce za chlebem po Polsce i o tym, że oprócz aktorstwa imała się w życiu także innych prac. - Trzeba było ogród skopać, drewno porąbać, pomyć to i owo - wyliczała. - Robiłam wszystko z wyjątkiem gotowania. I to mi zostało! - powtarzała swój sceniczny refren.

Dziś do Trzeciej Sceny prowadzi zaułek jej imienia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji