Artykuły

Samogon na zło

"Czaszka z Connemary" w reż. Bartłomieja Wyszomirskiego. Pisze Beata Waś w Warmińsko-Mazurskim Portalu Regionalnym.

W sobotę, 4 czerwca, w Teatrze im. S. Jaracza, publiczność obejrzała "Czaszkę z Connemary" trzecią część trylogii Martina McDonagha. Ten spektakl to "ciężki kaliber" pod każdym względem.

Bohaterowie sztuk McDonagha, współczesnego irlandzkiego dramaturga, to alkoholicy, zwyrodnialcy, plotkarze, zawistni głupcy. To ludzkie zło w pigułce. McDonagh opowiada o irlandzkiej prowincji, gdzie zapija się nudę, plotkuje, intryguje, aby wypełnić wolno płynący czas. Mamy jednak dużo współczucia dla tych typów. Nikt z nas nie chciałby żyć na końcu świata, bez perspektyw i nadziei na zmianę losu.

Grób żony

W "Czaszce z Connemary" McDonagh skupia się na konflikcie wewnętrznym głównego bohatera. To różni ją od dwóch poprzednich części - również wyreżyserowanych na scenie Teatru im. S. Jaracza przez Bartłomieja Wyszomirskiego - gdzie problem dotyczył relacji matka-córka ("Królowa piękności z Leenane" oraz braci ("Samotny zachód"). Mick Down (Marcin Troński) to wdowiec, który zapijając się samogonem, próbuje zapomnieć o samotności. Raz w roku dorabia na ekshumacji zwłok na lokalnym cmentarzu. Tym razem przyszedł czas na opróżnienie grobu żony. To wywołuje plotki narastające latami w wiosce.

Według nieoficjalnej wersji, która krąży wśród mieszkańców, Mick umyślnie doprowadził do jej śmierci. Wdowiec musi stawić czoło pomówieniom, oraz mistyfikacji, którą próbuje zaaranżować lokalny policjant-nieudacznik (Rafał Walentowicz). Troński różni się od reszty bohaterów, nie pasuje do towarzystwa z Leenane. Jest na swój sposób dostojny, z pokorą, klasą i w skupieniu dźwiga swoje nieszczęście, nie szasta emocjami. Do końca trzyma nas w napięciu, pozostawiając widza z pytaniem bez odpowiedzi: zabił czy nie zabił?

Gipsowa czaszka

Na scenie jest sporo zamieszania. Jesteśmy świadkami "profanacji zwłok", z czego największą frajdę ma młody pomocnik wdowca - nakręcony jak katarynka Martin (Marcin Tyrlik), młodszy brat policjanta. Rozbijanie gipsowych czaszek (zdecydowanie za masywnych, co powoduje powstanie tumanów kurzu) to nieznośnie dłużąca się scena.

Trudno oprzeć się wrażeniu, że ostatnia część trylogii przygotowana była nieco "po łebkach". Na próżno szukać tu głębi i doskonale wyprowadzonych ról z "Królowej piękności", (chociażby Ireny Telesz, która w "Czaszce" zamienia się w zrzędliwą pijaczkę). Jest jednak nadzieja, że spektakl dojrzeje do września. Odbędzie się wówczas irlandzki festiwal, podczas którego zobaczymy wszystkie części trylogii.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji