Artykuły

Polski samobój

"Marsz Polonia" w reż. Jacka Głomba w Teatrze Powszechnym w Łodzi. Pisze Igor Rakowski-Kłos w Gazecie Wyborczej - Łódź.

"Teraz wreszcie, jak komuna upadła, sami możemy się wyrżnąć w pień" - krzyknął pod koniec "Marszu Polonia" Beniamin Bezetzny, grany przez Grzegorza Wojdona. "Ruszamy?" - dało się słyszeć szept z widowni.

"Marsz Polonia" - adaptacja powieści Jerzego Pilcha z 2003 roku - zaczyna się od SMS-a. Jerzy Pisarz, odgrywany przez Jakuba Kotyńskiego jako niefrasobliwy i lubieżny fircyk, dostaje zaproszenie na raut od "rzecznika komunizmu, a dziś magnata medialnego". Beniamin Bezetzny, bo o nim mowa, obdarzony cielesnością Grzegorza Wojdona, przypomina jednak nie tyle rozpływającego się w sobie Jerzego Urbana, ile raczej kieszonkowego dyktatora. Zwartego, cynicznego i najbardziej ze wszystkich świadomego, co dzieje się wokół.

A atmosfera jest apokaliptyczna. Życie gości "balu u senatora" jest zagrożone przez narodowo-plebejskich zamachowców.

Jerzy, krążąc pomiędzy dwoma wrogimi obozami, nie próbuje zrozumieć konfliktu, w który się wplątał. Koncentruje się na obłapianiu kobiet - Herminy, granej z przaśnym wdziękiem przez Aleksandrę Listwan, oraz głupiutkiej Karoliny, hostessy Bezetznego, w którą wcieliła się Magdalena Zając. Konfliktu zresztą być może nie da się zrozumieć. Okaże się on żonglerką symbolami albo meczem piłkarskim.

Kulminacyjnym punktem "Marszu Polonia" ma być mecz kosmopolitów i tradycjonalistów - wieży Babel i arki Noego. Ale wraz z pierwszym gwizdkiem dramaturgiczne napięcie ulatuje jak powietrze z przekłutej futbolówki. Już wiadomo, że w pojedynku Polska vs. Polska każdy gol będzie samobójczy, a - niezależnie od wyniku - przegranym musi być Polska.

Spektakl w reżyserii Jacka Głomba nie pozwala na bezpieczne zdystansowanie się wobec żadnej ze stron - ani liberalnej Polski Miłosza, ani solidarnej Polski Herberta. Nie można stanąć z boku, wybierając "racjonalną neutralność". Wszyscy potajemnie trzymamy się za ręce, uwikłani w zastępcze konflikty, pozwalające skonstruować poskręcane tożsamości: radykalnego maoisty plotącego mesjanistyczne bzdury, szlachciury pracującego w UB albo księdza będącego etatowym pracownikiem "szatana nad szatanami". Wyjście z impasu może być tylko jedno - palnąć sobie w łeb.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji