Artykuły

Adam Banaszak - dyrygent wywrotowiec?

- Wydaje mi się, że nie pozostanie po Poznańskim Kongresie Kultury nic konkretnego. Rekomendacje dotyczące przewijaków dla mam w teatrach rozmyły sedno problemu. A jest nim w Poznaniu coś innego: uzmysłowienie sobie, że miastotwórcza jest kultura i nic innego. Nie drogi, nie stadion, ani nic innego! - mówi ADAM BANASZAK, dyrygent, szef poznańskiej orkiestry L'Autunno.

Jego orkiestra L'Autunno gra z gwiazdami opery, ale i rocka. W rozmowie z nami krytykuje Poznański Kongres Kultury, apeluje o nową przestrzeń dla opery i nie waha się porównać Poznania do... pustyni.

Pana orkiestra zaczyna być zespołem do zadań specjalnych: gdy do Polski przyjeżdżają Jose Carreras, Montserat Caballe czy Electric Light Orchestra, za nimi staje L'Autunno. Z kim zagracie w tym roku?

Adam Banaszak: Pewny jest Przystanek Woodstock, choć nie mogę jeszcze powiedzieć z kim się tam pojawimy. Będą też koncerty z Sinead O'Connor, Smokie i ponownie Archive, z którymi będziemy nagrywać muzykę filmową: symfoniczne wersje utworów Archive i kilka nowych kompozycji.

Ale nie chcecie być uznawani za "orkiestrę towarzyszącą"?

Adam Banaszak: To jest interesujące poszerzanie horyzontów i doping do pracy nad własnymi projektami orkiestry.

Dla nas ważniejsze są m.in. opera "The Rake's Progress" Igora Strawińskiego na festiwalu Camino de Santiago czy realizacja cyklu na deskach Teatru Polskiego, gdzie grać będziemy nietypowe utwory kompozytorów operowych. Rossini nie komponował jedynie oper komicznych, ale przede wszystkim opery seria, o czym wielu nie pamięta. Podobnie z Wagnerem - jego z kolei chcemy pokazać jako twórcę także oper komicznych, "Das Liebesverbot" na przykład.

W Teatrze Polskim odwykliśmy od oper.

Adam Banaszak: A szkoda, bo to jest klasyczny teatr mozartowski. Nie trzeba było o to walczyć, wystarczyła otwartość Pawła Szkotaka.

Czy eklektyzm L'Autunno to wypadkowa zdania członków orkiestry?

Adam Banaszak: W takich zespołach nie ma demokracji, przynajmniej ja tak uważam. Na szczęście orkiestra kupuje moje pomysły.

Po to, żeby się wyróżnić?

Adam Banaszak: Szukamy swojej, trzeciej drogi robiąc rzeczy, których żaden inny "profesjonalno-stary" zespół nie zrobi.

Po co to robicie?

Adam Banaszak: Czuję, że udało się uruchomić pewną energię. To zaledwie nasza pierwsza wizytówka i wstęp do tego, co naprawdę chciałbym zrobić i bardzo się boję, żeby to nie przygasło. Potrzebna jest regularność, a to jest trudne zadanie finansowo-organizacyjno-menedżerskie. Na razie opieramy się na pieniądzach sponsorów, na tym, że zaskakujemy, jesteśmy niekonwencjonalni.

I bierzecie każdą propozycję?

Adam Banaszak: Obawiam się, że z zewnątrz tak to może wyglądać. Ale tak nie jest.

Poznań wydaje się miastem orkiestr. Czy to dobre miejsce na start kolejnej?

Adam Banaszak: Ja się bardzo cieszę, że jesteśmy tutaj. Bo Poznań to w pewnym sensie pustynia. Wszystko można zbudować od zera, w Warszawie nigdy nie byłbym w stanie tego zrobić.

Poproszę o rozwinięcie związku słów "Poznań" i "pustynia".

Adam Banaszak: Każda nowa rzecz poza wydarzeniem standardowym - koncertem w filharmonii, premierą w operze, operetce - ma szansę być zauważoną przez ludzi. Poza tymi kilkoma punktami na mapie nie dzieje się prawie nic - w pięć minut wymienilibyśmy ludzi, którzy robią coś poza tymi miejscami.

To smutne dla kultury poznańskiej. Traktuję to jednak jako fantastyczne wyzwanie dla mnie. I jeszcze jedno - w tej konfiguracji pieniądze nie są problemem.

Naprawdę? Nad ich brakiem lamentuje 99 procent artystów, a Pan nie?

Adam Banaszak: Trzeba je tylko umieć zdobywać i tu mam żal do Poznańskiego Kongresu Kultury. Można było wywalczyć więcej.

Co na przykład?

Adam Banaszak: Bardzo prostą rzecz. Spotkali się tam wszyscy liczący się organizatorzy kultury i zamiast debatować nad pieniędzmi, które od lat są rozdawane w ten sam jasny sposób, trzeba było w takim gremium stworzyć platformę do pozyskiwania dużych pieniędzy np. z grantów unijnych, funduszy norweskich. Chodzi o sumy liczone w milionach euro.

Zaproponowano stworzenie Generatora Kultury, który miałby pomagać w ich zdobywaniu.

Adam Banaszak: I tyle - zaproponowano. A efekty? Trudno mówić o czymś konkretnym.

I mówi to ktoś, który wygląda jak rzecznik PiS-u Adam Hofman.

Adam Banaszak: (śmiech) Tak, wiem, już raz mi się zdarzyło, że na Placu Mickiewicza złapał mnie za ramię asystent wolontariusz i ciągnął mnie do limuzyny mówiąc "Przepraszam panie pośle za spóźnienie, ale nie mogliśmy się do pana dodzwonić". Oczywiście wytłumaczyłem mu, ze nie jestem posłem Hofmanem. Ale przez chwilę była myśl - a może by tak jak Nikodem Dyzma...

Mam wątpliwość, kto tu naprawdę jest Dyzmą. Ale wróćmy do Kongresu: czy sądzi Pan, że to była rewolucja, która się sama ograniczyła?

Adam Banaszak: Tak. Wydaje mi się, że nie pozostanie po tym wydarzeniu nic konkretnego. Rekomendacje dotyczące przewijaków dla mam w teatrach rozmyły sedno problemu. A jest nim w Poznaniu coś innego: uzmysłowienie sobie, że miastotwórcza jest kultura i nic innego. Nie drogi, nie stadion, ani nic innego! Wszystko poza kulturą to jest przedsiębiorstwo i tworzenie infrastruktury dla ciepłej wody w kranie. Nie udało się wywalczyć nawet jednej, dwóch ważnych spraw, spróbować nacisnąć tak mocno żeby np.

Wycichowska i Ziajski mieli w końcu te swoje siedziby. W końcu władze naobiecywałyby, że dadzą! Mieliby później w Radzie Miasta problem, ale koniec końców udałoby się. Nie można by się wycofać.

A propos siedziby - kiedy Adam Banaszak zgłosi potrzebę zbudowania siedziby dla orkiestry L'Autunno?

Adam Banaszak: A po co mi siedziba? Żebym miał biuro do podawania kawy?

Gdzieś trzeba grać koncerty, a sam Pan akcentuje, że dla orkiestry najważniejsza jest regularność.

Adam Banaszak: Poznań ma wbrew pozorom dużo sal koncertowych, tyle, że niekonwencjonalnych. Dla mnie myślą przewodnią jest amfiteatr na Cytadeli. Tam trzeba tylko wyremontować schody, reszta - przenośne krzesełka, scena z zadaszeniem - to koszt produkcji sceny plenerowej, a nie utrzymania przez cały rok nowego obiektu. Amfiteatr to idealne miejsce na letni festiwal operowy.

Opera jest niezaspokojoną potrzebą poznaniaków?

Adam Banaszak: W tym kontekście myślę nie tyle o Poznaniakach, tylko o tym, co sam chciałbym zrobić.

Ale ktoś musi na Pana imprezę trafić.

Adam Banaszak: Racja, ale opera staje się modna. Jest ruch w tym kierunku, widać to już w Warszawie. Przed koncertem z Carrerasem byłem gościem w telewizjach śniadaniowych, żeby opowiadać o tym trendzie.

To była magia Carrerasa.

Adam Banaszak: Owszem. Ale np. Ewa Michnik we Wrocławiu daje sobie świetnie radę. Nie potrzeba gmachów, potrzeba opery samej w sobie. Skończyły się czasy sacrum miejsca, do którego się chodzi jak do świątyni.

Wywrotowiec z Pana.

Adam Banaszak: Jeszcze przez chwilę mogę być wywrotowcem i nie zastanawiać się czy coś wypada czy nie. Tak było z Transatlantykiem i muzyką graną na żywo do filmu Rybczyńskiego - dziś już wiem, że jest niemożliwe, by to zsynchronizować. Wtedy nie wiedziałem, więc się na to porwaliśmy i nieskromnie mówiąc... udało nam się.

Na co jeszcze się porwiecie?

Adam Banaszak: Na symfonię kameralną Schonberga, utwory Berga, Lutosławskiego... Jest też mnóstwo muzyki wielkopolskiej, niesłusznie zapomnianej - Szeligowski, Poradowski i Młodziejowski. Ten ostatni to najbardziej niedoceniona postać powojennego Poznania, jeden z założycieli filharmonii opolskiej, dyrygent, dziennikarz, doktor geografii.

Zostawił kilkaset kompozycji, m.in. "Drzeworyty tatrzańskie", które chciałbym nagrać.

Nie chce Pan uznać ograniczeń?

Adam Banaszak: To jest definicja dyrygenta. Pokazywać ludziom, że nie ma rzeczy niemożliwych. Janusz Wiśniewski, były Dyrektor Teatru Nowego w Poznaniu, nauczył wspaniałej rzeczy: życzyć można sobie spełnienia marzeń w sferze prywatnej, ale zawodowo można mieć wyłącznie plany do realizacji.

Poległ właśnie na tym, że planów nie realizował.

Adam Banaszak: To temat na inną rozmowę, bo sprawa nie jest tak oczywista. Ale idea jest porywająca.

Jakie inne osoby pozostawiły w Panu cenną naukę?

Adam Banaszak: Carreras wywołuje stuprocentową mobilizację wszystkich ludzi w swoim otoczeniu - od recepcjonistów, przez menedżerów po orkiestrę. Wszyscy pracują najlepiej jak się da - moja orkiestra nigdy nie grała tak dobrze jak przez pierwsze 20 minut próby z Carrerasem. Potem sie już trochę oswoili (śmiech). On wymaga samą swoją obecnością, bardzo chciałbym to mieć. Druga taka postać to Serj Tankian - niezapomniana jeśli chodzi o kontakt publicznością. Przy jego widowni łapiemy zupełnie inną adrenalinę. Bo dla publiczności rockowej muzyka jest ważniejsza niż dla melomanów z auli uniwersyteckiej.

Zgadzam się, ale to Pana melomani z filharmonii za to zdanie zlinczują.

Adam Banaszak: Na koncert rockowy ludzie przychodzą głodni tego, a nie innego wydarzenia, z tym a nie innym wykonawcą. Chcą to przeżyć. Natomiast słuchając Beethovena przeciętny meloman trochę się nudzi, niewiele w nim zostaje świeżości przeżycia. Jest bardzo wiele muzyków orkiestr, które mają w sobie ukryte dusze rockmanów. Sukces Leonarda Bernsteina polegał również na tym, że nie był "klasycznym" muzykiem - on był rockową duszą we fraku.

Pan ma chyba podobnie.

Adam Banaszak: To wielki komplement (śmiech). Wierzę w to, że muzyka zajmuje się czymś ważniejszym niż tylko muzyka. Że nie jest branżą rozrywki, ani branżą historyczno-encyklopedyczną. Kryzys w Europie nie polega na problemie polityki fiskalnej, tylko na tym, że za dużo w naszym życiu mamy bankowców, a za mało muzyków.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji