Artykuły

Seks sposobem na kryzys (małżeński)

"Seks dla opornych" w reż. Krystyny Jandy na Scenie Kameralnej Teatru Wybrzeże w Sopocie. Pisze Łukasz Rudziński w portalu trojmiasto.pl

Co jest dobre na kryzys małżeński? Oczywiście seks, najlepiej "na wyjeździe", ale koniecznie z własną małżonką. Łatwo wymyślić, trudniej zrealizować. Spektakl "Seks dla opornych" Teatru Wybrzeże rehabilituje traktowany po macoszemu gatunek komedii mieszczańskiej.

Misternie zaplanowany weekend poza domem jest okazją do zbliżenia się do siebie Barbary i Karola. Okazuje się, że niełatwo jest realizować pomysły erotyczne z podręcznika.

Michele Riml w sztuce znanej na świecie pod tytułem "Seksowne pranie" (oryg. "Sexy Laundry") zebrała problemy małżeństwa z wieloletnim stażem (na propozycję polskiego tytułu "Banalna historia" nie zgodziła się tłumaczka sztuki, Hanna Szczerkowska) i ulepiła z nich słodko-gorzką opowieść o akceptacji zmian, jakie kiedyś czekają każdego.

Mamy tu zestaw małżeńskich zaniedbań w pigułce. Ona energiczna, despotyczna, ale zakompleksiona i znudzona szarą codziennością usiłuje za wszelką cenę odświeżyć związek i nadać mu ponownie blask, utracony wraz z kolejnymi latami wspólnego pożycia. On zapracowany, pedantyczny, "skapciały" domator, marzy już tylko o świętym spokoju. Łatwo się domyślić, że wyjazd na szalony weekend we dwoje w ekskluzywnym hotelu nie okaże się drogą na skróty w odnajdywaniu przygasłej namiętności.

Reżyserka spektaklu Krystyna Janda dobrze napisaną przez Riml komedię prowadzi w poważniejszym tonie, wytłumiając farsowy potencjał sztuki. Osiąga dzięki temu kompromis między błyskotliwym komizmem słownym czy sytuacyjnym, a poważnym, gorzkim przekazem. Przez groteskowe wręcz wyolbrzymienia sygnalizowane są liczne zaniedbania, które wcześniej czy później mogą doprowadzić do rozpadu małżeństwa.

Karol (Mirosław Baka) przestał się starać o swoją żonę - notorycznie zapomina o wręczaniu kwiatów, nie zabiera jej na obiady do restauracji, ani na kolacje przy świecach. Świadomie popada w rutynę, wyżej ceniąc swoją małą stabilizację i wieczorne wiadomości w telewizji niż seks. Zaniedbywana przez niego Barbara (Dorota Kolak) czuje się z tym coraz gorzej. Postawa Karola doprowadza do fali pretensji, oskarżeń i żalu. Rutyna i stagnacja odbija się oczywiście również na ich życiu erotycznym, które według Barbary nie wygląda tak, jak powinno, chociaż Karol nie ma sobie w tym względzie nic do zarzucenia, bo kto by pamiętał kiedy ostatnio poszedł do łóżka z własną żoną...

W prostej, ale pomysłowo oświetlonej przestrzeni sypialni hotelowego apartamentu (scenografia Macieja Marii Putowskiego) Krystyna Janda doprowadziła do spotkania dwóch największych aktorskich indywidualności Teatru Wybrzeże. Kameralna sztuka premierowo pokazywana na Scenie Kameralnej (choć spektakl grywany będzie również na Dużej Scenie) jest popisem dojrzałego aktorstwa.

Na taką rolę Mirosława Baki trzeba było czekać kilka lat. Znudzonego życiem, wyliniałego samca aktor kreśli konsekwentnie każdym gestem, spojrzeniem, a nawet grymasem twarzy. Z miną cierpiętnika zmuszonego do odpokutowywania za nie swoje grzechy stara się być wyrozumiały i pobłażliwy dla fanaberii żony. Całym sobą daje jednak odczuć, że nawet jego anielska cierpliwość też ma granice.

Dorota Kolak ma rolę dużo bardziej skomplikowaną - jej bohaterka zdaje sobie sprawę, że to już ostatni gwizdek na zmiany. Znajduje więc w sobie determinację, odrobinę szaleństwa i resztki młodzieńczego entuzjazmu, by zawalczyć o względy męża. Barbara w wykonaniu Kolak to kobieta dojrzała, świadoma tego, że walczy o swoją przyszłość. Dlatego proponuje seks weekend, wciągnie męża w erotyczne gierki, zrobi mu karczemną awanturę, a nawet zapowie rozwód. Ta emocjonalna huśtawka nastrojów wymaga od aktorki ogromnej elastyczności. Chociaż to Baka gra tutaj pierwsze skrzypce, również Kolak zdarzają się świetne momenty (np. opowiadana na głos fantazja erotyczna).

Krystyna Janda bardzo wnikliwie czyta tekst Riml i mam wrażenie, że razem z aktorami doskonale go rozumie. Ta zespołowa praca owocuje bardzo dobrym spektaklem, z esencją aktorstwa opartego na wymianie i współpracy, które ogląda się z wielką przyjemnością. Jedynym inscenizacyjnym błędem jest zachowanie typowego dla fars antraktu, z charakterystycznym zawieszeniem akcji przed przerwą, co pozbawia jedną z kluczowych scen sztuki jej emocjonalnego napięcia.

Na koprodukcję Wybrzeża i warszawskiego Teatru Polonia można i należy patrzeć jak na zwyczajną komedię mieszczańską. Na szczęście, komedię inteligentną, pełną życiowej mądrości i na dodatek bardzo dobrze zagraną. Taką, którą powinni zobaczyć nie tylko ci w związkach z kilkudziesięcioletnim stażem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji