Artykuły

Od szatniarza do aktora

MATEUSZ KRZYK zaczynał karierę w legnickim Teatrze im. Modrzejewskiej jako szatniarz i bileter. Uznanie zdobył w amatorskim spektaklu "Emigranci". Teraz dostał etat aktorski. - Spełniło się moje marzenie. Zatoczyło się moje koło - od szatniarza do aktora. Jestem częścią jednego z najlepszych teatrów w Polsce - mówi.

Mateusz Krzyk ma w sobie jakieś ciepło, skromność. Widać, że jest szczęśliwy. - Tak to prawda - uśmiecha się przyjaźnie. - Mam córeczkę Anielę, żonę Malkę. Etat, który dostałem w teatrze, jest tylko dopełnieniem. Chcę być dobrym aktorem. Bardzo dobrym aktorem - powtarza z przekonaniem.

Mateusz ma 25 lat. We wszystkich telewizjach widać jego twarz w reklamówce znanego banku. To najważniejsza jak dotychczas "rola filmowa". Jak ją zdobył? - To niesamowita historia - przyznaje. - Dostałem się do wielkiego castingu w Warszawie. Miałem stawić się tam na godz. 16. - A o godz. 11 w Legnicy grałem spektakl w teatrze. Pogoda była paskudna, więc nie ryzykowałem jazdy samochodem. Poleciałem samolotem i zdążyłem. To była moja najdroższa podróż w życiu. I pierwszy raz byłem w stolicy.

Przyjeżdża na casting. Zdążył. A tam niespodzianka. Do tej roli w reklamie przyszli znani z seriali aktorzy. - Wszedłem jako przedostatni - wspomina. - Chyba zrobiłem dobre wrażenie, bo dostałem tę rolę. Gdy powiedziałem, że jestem z Legnicy efekt był jeszcze większy, bo wszyscy znają Teatr im. Modrzejewskiej. Ma świetna reputację.

W reklamówce jest jedną z głównych postaci. Gra podróżnego. W każdym z odcinków pojawiają się sławni aktorzy. W wyemitowanych odcinkach pojawili się już Beata Tyszkiewicz i Marek Kondrat. Innych nie zdradza. - Miałem okazję z nimi pracować. To niesamowite - cieszy się Mateusz.

Zaraz po emisji pierwszych odcinków dostaje wymarzony etat w Teatrze im. Modrzejewskiej. Spełniło się jego marzenie. I koło się zatoczyło.

Mateusz urodził się w Lubinie, w artystycznej rodzinie. Mama pielęgniarka w młodości prowadziła kabarety. Tata - górnik miał własny zespół muzyczny. Brat Dawid jest uznanym muzykiem. Mateusz artystycznego bakcyla na poważnie złapał w V liceum ogólnokształcącym. - Polonista Marek Biskup prowadził szkolne kółko teatralne - opowiada. - Ja akurat byłem w klasie medycznej. Profesor Biskup zaszczepił mi miłość do teatru. Odniosłem sporo sukcesów na konkursach recytatorskich.

W liceum poznał Przemka Corso, także młodego fascynata teatru i sztuki. Po skończeniu szkoły nie dostaje się na studia aktorskie. Zapisuje się do szkoły policealnej o profilu masażysta. Ale dostaje pracę w Teatrze im. Modrzejewskiej. Jest szatniarzem i sprzedaje bilety. - Oglądałem każdy spektakl - zwierza się. Plac wolności nawet 17 razy. Chłonąłem "Made in Poland" i inne sztuki. Jako szatniarz poznałem życie aktorskie, widziałem je od kuchni. Chciałem w to środowisko wejść.

Jest marzec 2007 r. Caffe Modjeska. Mateusz Krzyk z Przemkiem Corso trochę zażenowani kłaniają się widowni. To zasłużone owacje za świetnie zagraną sztukę Emigranci Mrożka. Kilka miesięcy Razem z Przemkiem, który wówczas był barmanem w Modjeskiej, założyli Teatr im. Trouta, co świadczy o zamiłowaniu do twórczości amerykańskiego pisarza Kurta Vonneguta.

Mateusz ma wówczas 21 lat. Kończy studium masażu. Uparł się, że skończy szkołę. A dopiero potem będzie zdawał na studia aktorskie. Przyda mu się ten zawód. Po legnickiej premierze Emigrantów ruszają na turne po Polsce. Pokazują też swój spektakl polskim emigrantów we Włoszech i Niemczech. - Byliśmy wtedy amatorami - przyznaje. - Zdobyliśmy jednak olbrzymie doświadczenie. Wiele nas nauczył Jacek Głomb, który sprawował opiekę artystyczną nad tym spektaklem.

W czerwcu bez problemów zdaje do wrocławskiej szkoły teatralnej. Zaczyna się nowy rozdział w jego życiu. - Było ciężko. Miałem niewiele wolnego czasu. Cały czas zajęcia, próby. Na szczęście była przy mnie żona Malka, która studiowała pedagogikę. Była wówczas odskocznią od szkoły. Dzięki niej trzymałem się przy zdrowych zmysłach. Bo cały czas obracałem się wśród tych samych ludzi.

Chodzi do wrocławskich teatrów na spektakle. Nie specjalnie mu się podobają. Na III roku studiów bierze ślub z Malką. Po dwóch miesiącach dowiaduje się, że będzie ojcem. Mieszkają w niewielkiej kawalerce. Mateusz dorabia w agencji reklamowej. Gra w teatrze objazdowym Staszka Melskiego, aktora Teatru Polskiego. Jeżdżą z "Ferdydurke" Gombrowicza, w którym gra Józia, główną rolę. - Pomyślałem sobie, że rodzina się rozrasta, trzeba coś konkretnego zrobić. Przyjechałem do Legnicy. Spotkałem się z dyrektorem Jackiem Głombem. Poprosiłem, czy mógłbym zrobić u niego dyplom.

Dostał rolę. Jacek Głomb zaangażował go do swojego spektaklu "Kochankowie z Werony" na motywach "Romea i Julia" Wiliama Szekspira. Zagrał Tybalta, brata ciotecznego Julii. To ciekawa rola, jest w niej zakapiorem, jak sam przyznaje. - I tak zrobiłem dyplom w Legnicy - wspomina. - Zespół mnie wchłonął. Trochę mnie znali jako szatniarza. Przyjęli mnie fantastycznie.

Potem już się potoczyło. Zagrał w spektaklu Pawła Palcata w szekspirowskiej "Burzy". I dostał kolejną rolę w sztuce Jacka Głomba "Orkiestra" [na zdjęciu]. Zagrał młodego górnika Zdzisia. Występował też w zastępstwach. Kolejne wyzwanie to występ w spektaklu Pawła Palcata "Inny chłopiec". Premiera 28 stycznia.

- Mam wreszcie etat w teatrze - powtarza szczęśliwy. - Spełniło się moje marzenie. Zatoczyło się moje koło - od szatniarza do aktora. Jestem częścią jednego z najlepszych teatrów w Polsce.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji