Artykuły

Nie prowadzę walki ze słowem

"Bez miłości istnieje jakaś pustka, próżnia, a nawet chaos"

DOROTA TEUERLE-BIEL: Powiedział pan kiedyś, że każda wielka sztuka była zawsze realistyczna, a tymczasem operuje pan symbolami.

HENRYK TOMASZEWSKI - Nie ma w tym sprzeczności. Wszelka wielka sztuka wychodzi zawsze z bazy realistycznej, dopiero potem może przejść w metafizykę. Na przykład u Wyspiańskiego "Wesele" odbywa się w Bronowicach, a później pojawia się przenośnia i cała symbolika. Tak jest też u Szekspira. U mnie w "Cardeniu i Celindzie" czy "Śnie nocy letniej" postacie baśniowe zjawiają się w rzeczywistości. Zniżam je do widza, by stały się dla niego namacalne, by mógł wyobrazić sobie, że one żyją w jego współczesnym świecie.

D.T.-B. - "Rycerze króla Artura", "Odejście Fausta" czy "Hamlet" i wreszcie ostatnio utwór pisarza barokowego Gryphiusa "Cardenio i Celinda" opowiadają o przeszłości. Nie lubi pan teraźniejszości?

H.T. - W dawniejszych sztukach zawarte są treści i wartości wieczne: problem wyboru, którego musi dokonywać każdy z nas, walka dobra ze złem, władza, przemoc i z drugiej strony miłość i harmonia. Gdy znajduję analogie do współczesności, utwory pociągają mnie jeszcze bardziej. Muszę brać jeszcze pod uwagę i to, że każdy temat powinien zawierać element pantomimy, a więc czegoś, co możemy odebrać optycznie.

D.T.-B. - Zasadnicze ogniwo, z którego pan wychodzi to miłość. Dlaczego?

H.T. - Bo ona - jak długo istniała, istnieje i będzie istniała ludzkość, dotyczy człowieka. Jest jedyną, właściwą drogą do harmonii. Bez miłości istnieje jakaś pustka, próżnia, a nawet chaos.

D.T.-B. - A jednak nastraja pan Widza pesymizmem pokazując, że wszystko jest niczym, przemija, kończy się, nawet miłość...

H.T. - W "Cardeniu i Celindzie" w przedostatniej scenie na czarny dzban pada światło. Ciemność łączy się z jasnością tworząc całość. Piasek w klepsydrze kończy się przesypywać. To niewątpliwie przemijanie. Ale potem pojawia się gwiazda wigilijna i w niej zawiera się zakończenie tego światła przechodzącego jakby w nieskończoność. To zapowiedź drugiego świata, nadziei.

D.T.-B. - Cardenio - główny bohater sztuki - dokonuje wyboru między miłością czystą a zupełnie inną. Chce pan dowieść, że zawsze musimy wybierać?

H.T. - Tak. Już to pokazałem w "Synu marnotrawnym". Człowiek ma wolną wolę i dokonuje własnego wyboru. Jeśli spotka się z prawdziwą miłością, to ten wybór zaprowadzi go na właściwą ścieżkę.

D.T.-B. - Sugeruje pan, że gdy dostrzeżemy dobro, to nasz wybór będzie prosty i jednoznaczny, a tak nie jest...

H.T. - W każdym zakończeniu w moich pantomimach, gdy wydaje się, że syn marnotrawny wrócił na łono rodziny i wszyscy są pogodzeni, następny syn odchodzi, ucieka i znowu będzie błądził. Goethe powiedział kiedyś: Tak długo człowiek błądzi, jak szuka. Ale jak nie będziemy szukali, nie znajdziemy.

D.T.-B. - Materiałem w pana pracy jest ciało ludzkie. Nim pokazuje pan to, co dzieje się w człowieku: radość, nieszczęście, smutek i uczy pan widza widzieć w tym piękno. Czy to oznacza, że nie docenia pan słowa?

H.T. - Doceniam i nie prowadzę walki ze słowem, choć słyszy się głosy mówiące o dewaluacji tegoż słowa. Gdzieś jednak istnieją te zasadnicze pojęcia i są one dla mnie ważne i święte. Pantomima zaś jest pewną sztuką, która rezygnując ze słowa nakłada na siebie pewne trudności i musi je pokonać. I oto właśnie chodzi.

D.T.-B. - Piękno zostaje stworzone przez obraz, obraz przez ruch. A więc słowo nie może stworzyć piękna?

H.T. - Może, ale inne. Pantomima opiera się na optyce. Nasze zmysły wzroku i słuchu odbierają bardziej spontanicznie. Słowo działa inaczej, trzeba je analizować.

D.T.-B. - Woli pan widza rozumiejącego to, co pan chce mu przekazać czy odbierającego emocjonalnie?

H.T. - Uznaję prawo analogii, porównań i różnej interpretacji. Im więcej ich będzie, tym wartościowsza jest sztuka. Nie uznaję jednoznaczności, dlatego widz ma prawo do własnej wyobraźni, fantazji i wrażliwości. Biorę pod uwagę i to, że widz nie nadąży za tym, co myśmy chcieli mu powiedzieć, chcę wtedy, by miał satysfakcję estetyczną. To też jest bardzo ważne.

D.T.-B. - Krytycy mówią, że teatr powinien się zmieniać, dostosowywać do widza, rzeczywistości. Pan jest konserwatystą czy lubi nowości?

H.T. - Lubię wszystko. Mnie podoba się każda sztuka, jeżeli mnie do siebie przekona. Biorę ze starego i nowego to, co uważam za dobre, co przekaże wyznaczona przeze mnie myśl. Innowacje dla samych innowacji, żeby powiedzieć: O patrzcie, jak Tomaszewski może się zmieniać, są bezsensowne. Nie wiem, czy wtedy byłyby moją prawdą, nie wiem, czy przekonywałyby. Gdy pojawia się nowy element, to jest to wpływ moich doświadczeń.

D.T.-B. - Czyli pan narzuca widzowi pewną formę myślenia...

H.T. - Ale interpretację pozostawiam jemu i ma on większy margines tej interpretacji niż w teatrze słowa.

D.T.-B. - Odkrywa pan za każdym razem człowieka. Nie boi się pan, że widz nie zechce poznać prawdy o sobie?

H.T. - Prawda powoduje niepokój i to jest zadaniem sztuki.

D.T.-B. - Dziękuję za rozmowę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji