Artykuły

Na swój benefis na pewno nie przyjdę

- Na szczęście, ze strony samorządu i pana Marszałka Adama Struzika mamy bardzo dobrą opiekę. Takiej życzyłbym innym teatrom. Jak rozmawiam z kolegami dyrektorami z innych miast, wiem, jak jest im ciężko. Na zrealizowanie naszych planów brakuje około 1, 5 mln, ale trzeba rozumieć sytuację i sobie radzić - mówi MAREK MOKROWIECKI, dyrektor Teatru Dramatycznego w Płocku.

Z dyrektorem Teatru Dramatycznego im. Jerzego Szaniawskiego, Markiem Mokrowieckim umawiamy się w jego mieszkaniu na Skarpie. Drzwi otwiera kot Kicieńko. - Moja mała śliczna, mamy gości - anonsuje dyrektor, ubrany w elegancki czerwony szlafrok.

Na premierze "Kochanków... " witał pan gości podpierając się laską. Teraz szlafrok zamiast garnituru. Czy to element przygotowania do nowej roli?

- Ha ha ha. Rolę pana Jourdain zabrał Jacek Mąka. Ja się po prostu kuruję po kontuzji. Pani wybaczy, muszę przynieść lodowy kompres, na którym... zasiądę. Pośliznąłem się na ulicy, wracając z nart.

Gdzie pan dyrektor szusował?

- Jak zwykle w Szczyrku. Na Małem Skrzycznem były doskonałe warunki. Spadł fantastyczny śnieg. Jazda ballada. Proszę zobaczyć filmik. Na pasterkę poszliśmy do Sanktuarium św. Jakuba - małego góralskiego kościółka.

W nowy rok wjechał pan na nartach. Czy to znaczy, że jubileuszowy sezon teatralny będzie "z górki"?

- Wystąpiłem o dodatkowe środki ze względu na jubileusz teatru i mam nadzieję, że wystarczy pieniędzy na zrealizowanie wszystkich projektów.

Co teatr zaproponuje płockiej publiczności?

- Nie lubię jubileuszy, bo szybko się kończą i z całego nadęcia pozostaje czasem, tak jak u Kubusia Puchatka, pęknięty balonik. Ale 200 lat obejdziemy, bo to powinno być wielkie święto, nie tylko Teatru, ale też miasta i jego mieszkańców. A mamy powód do dumy. Ten gmach, wzniesiony w 1812 r., dzięki staraniom Rajmunda Rembielińskiego, przebudowany ze zrujnowanego kościoła św. Trójcy był, nie licząc Warszawy, pierwszym teatrem na ziemiach Królestwa Polskiego. Z okazji jubileuszu planujemy Sesję Naukową "200 lat płockiego teatru" we współpracy z Towarzystwem Naukowym Płockim, wydanie foldera poświęconego historii teatru oraz książki Płocki Teatr 2002 - 2012. Będzie to piąta publikacja od reaktywowania działalności Teatru w 1975 r., dokumentująca poszczególne sezony. Planujemy również wyjście Teatru z siedziby i prezentacje spektakli w różnych miejscach miasta, np. w przestrzeniach postindustrialnych. Młoda reżyserka, Julia Pawłowska, przygotuje współczesną sztukę na Konkurs na Wystawienie Polskiej Dramaturgii Współczesnej. Mariusz Pogonowski wraz z Iwoną Kusiak (autorką "Beauty 3.0") stworzą sztukę o młodych ludziach borykających się ze światem. Na Sylwestra planujemy komedię. A już 20 stycznia zapraszamy na pierwszą odsłonę cyklu "W starym teatrze...", podczas którego będziemy prezentować spektakle sprzed lat, zarejestrowane na video. Zobaczymy "Dulską", wyreżyserowaną przez Adama Hanuszkiewicza. Oprócz obszernych fragmentów spektaklu, zarejestrowaliśmy próby, które prowadził Hanuszkiewicz. Sądzę, że będzie to prawdziwa gratka dla miłośników Melpomeny. Widzów będziemy gościć na górnym foyer. Bufet z kawą i herbatą też będzie czekał. Nie będzie głównej jubileuszowej premiery.

Ale inne, mam nadzieję, się odbędą?

- Na Międzynarodowy Dzień Teatru przygotowujemy jedną ze sztuk patrona. Reżyser Maciej Kowalewski, który zrobił w Płocku "Obywatela M", zrealizuje "Żeglarza". Będzie to zupełnie inna wersja niż Skotnickiego sprzed trzydziestu paru lat, we współczesnym odczytaniu tematu. Z reżyserem Michałem Kotańskim wybieramy sztukę na czerwiec - też coś z literatury współczesnej. W ramach Sceny Dramatu Współczesnego, w styczniu, przypomnimy Havla post memoriam. Nie był grany w Płocku, więc może być to ciekawa sprawa. Prawdopodobnie połączymy jednoaktówkę "Protest" z fragmentami autobiografii i esejów Havla. Powstanie spektakl o konformizmie. Wiosną może zaczniemy czytać fragmentami klasyków dramaturgii: Czechowa, Szekspira, Ibsena, Strindberga.

Dostałem też ciekawą sztukę Rainera Lewandowskiego z Niemiec "Już tylko Hamlet". To jest monodram o byłym aktorze, który został inspicjentem. W Niemczech spektakl był świetnie przyjęty. Będziemy kontynuowali, rozpoczętą w 1997 r. tradycję happeningów o Broniewskim. Rozszerzymy formułę. Wiem, że Lao Che ma w repertuarze teksty poety. Mam pomysł na wspólny projekt.

A co z najmłodszymi widzami? Jakie propozycje ma teatr dla dzieci?

- Na razie wznowimy "Szatana z siódmej klasy". Po sukcesie "Cudownej lampy Alladyna", w której reżyser wykorzystał elementy czarnego teatru, myślimy o całym spektaklu w tej konwencji. Może będzie to coś z Andersena.

Ile pieniędzy ma teatr?

- Budżet na ten rok jest porównywalny z ubiegłym, aczkolwiek dwa lata temu dostaliśmy mniej pieniędzy niż wcześniej. Koszt wyprodukowania sztuki na dużej scenie wynosi od dziewięćdziesięciu do stu kilkudziesięciu tysięcy złotych. Kosztują - i to niebagatelne pieniądze, honoraria twórców: reżysera, scenografa, autora kostiumów, kompozytora oraz sama scenografia i kostiumy. Weźmy chociażby wzbudzające zachwyt widzów kostiumy do "Mieszczanina szlachcicem" - tego nie zrobi się za grosze. Na szczęście, ze strony samorządu i pana Marszałka Adama Struzika mamy bardzo dobrą opiekę. Takiej życzyłbym innym teatrom. Jak rozmawiam z kolegami dyrektorami z innych miast, wiem, jak jest im ciężko. Na zrealizowanie naszych planów brakuje około 1, 5 mln, ale trzeba rozumieć sytuację i sobie radzić. Jest kryzys - zresztą nie pierwszy podczas tych lat, w czasie których szefuję płockiemu Teatrowi. Poradziliśmy sobie wówczas, poradzimy i teraz i to w taki sposób, żeby widzowie tego nie odczuli.

Jak zdobyć dodatkowe środki?

- Część uzyskamy z dochodów ze sprzedaży biletów i z wynajmu pomieszczeń. Musimy też oszczędzać. Negocjując z twórcami spektakli dokładnie określamy kwoty wynagrodzeń. W ubiegłym roku zarobiliśmy zwłaszcza na biletach. Mam nadzieję, że w tym nie będzie gorzej, chociaż chciałbym robić jakieś 8 premier, a pieniędzy wystarcza na 4-5.

Czy teatr nie myśli o sponsorach prywatnych?

- Nie ma u nas osoby, która mogłaby się zająć wyłącznie pozyskiwaniem takowych. Ale chętnie powitamy mecenasów, zwłaszcza z okazji 200. rocznicy urodzin. Teatr w mieście jest postrzegany w dziwny sposób. Z jednej strony - fetowany, z drugiej - kwiatek do kożucha, ale to temat na osobne opowiadanie. To smutne, że wielu płocczan omija Nowy Rynek szerokim łukiem, na dodatek wypowiadając się krytycznie i ironicznie na temat Teatru, w którym nie bywa. To żenujące, że gros publiczności na wieczorne spektakle przyjeżdża z często odległych miast (chwała im za to), a na spektakl z udziałem takiego wielkiego aktora jak Jan Nowicki trzeba "zgarniać" publiczność. I proszę mi nie mówić, że nie ma co oglądać. Praktycznie każde przedstawienie "Rozmów z Piotrem", "Wydmuszki" czy "Mieszczanina szlachcicem" kończy się owacją na stojąco. A może reklama jest słaba? Odpowiem sam sobie. Mam wiele zastrzeżeń do naszej reklamy, ale ludzie mający tzw. wyższe potrzeby bez trudu znajdą informacje w prasie, radiu, internecie. Gdzie jest pies pogrzebany? Założyciel Teatru - prof. Jan Skotnicki, po trzech zaledwie latach, zastanawiał się na łamach "Notatek Płockich", czy Teatr jest płocczanom potrzebny. Ja uważam, że tak, że to, co robimy, ma sens, że w jakiś sposób dopełniamy misję, dla której przed 200 laty Rajmund Rembieliński powołał w Płocku Teatr. O misji tej tak pięknie powiedział ówczesny biskup płocki Antoni Luboradzki: "gmach ów poświęcony sztuce, może stać się użytecznym, oddziaływując na moralność i kształtując język krajowy". Wylewając te żale, pragnę jednocześnie powiedzieć, że mamy swoich wiernych widzów, którzy są z nami na dobre i na złe. I to jest piękne.

W innych teatrach będą cięcia. Zmniejsza się zatrudnienie, dokłada obowiązków pracownikom. Jak będzie u nas?

- Nie zamierzam zwalniać ludzi, to ostateczność. Chciałbym nawet, żeby przyszli do nas nowi młodzi aktorzy. Nota bene, genialne są spotkania z absolwentami akademii teatralnych. Oglądam ich przedstawienia. Czasem sami się do mnie zgłaszają. Bywa zabawnie. Pewnego dnia, po obejrzeniu spektaklu, umówiłem się na spotkanie z młodym aktorem. Siedzimy w warszawskiej kawiarni. Miło nam się gawędzi. Mówię mu, że widziałbym go w roli takiej czy innej. Proponuję służbowe mieszkanie, chcę podpisywać umowę. Aktor niby się zgadza. Po czym po chwili przypomina sobie: - Ale ja nie mogę we wtorki i piątki. Pytam go, dlaczego. - We wtorki mam jazdę konną, a w piątki trening karate. - To co, mógłby pan grać tylko w środy i w weekendy? - pytam dalej. - Proszę pana, ja się przecież muszę rozwijać - odpowiada mi młody adept sztuki aktorskiej.

A Pan się już nie musi rozwijać?

- Karate nie trenuję. Pływam, chodzę po górach, czytam, zwłaszcza przy jedzeniu. Teraz na zmianę z Szaniawskim, przeglądam książkę Urbanka o Broniewskim i biografię Danuty Wałęsowej. Chodzić na razie nie mogę, ale kiedy mieszkałem w różnych miastach, to zazwyczaj chodziłem na nocne spacery. Ciągle uczę się tekstu chodząc. Kiedyś w Płocku przydarzyła mi się w związku z tym zabawna historia. Wziąłem psa Kłopota i wyszedłem po 23.00, z papierowym egzemplarzem roli w ręku, na ulicę. Chodziłem po Mościckiego, tam i z powrotem. Raz minął mnie radiowóz. Potem przejechał drugi raz, trzeci i czwarty. Za piątym razem chłopcy wyskoczyli i podeszli do mnie. Zapytali o dowód. Nie miałem, nie wziąłem na spacer. Pytali, co tu robię o tej porze. Odpowiedziałem, że uczę się tekstu. Dalej zapytali o miejsce pracy. Gdy odpowiedziałem, że pracuję w teatrze, machnęli na mnie ręką. Pewnie mijając mnie kilka razy myśleli, że kombinuję, jak tu obrobić jakąś willę, a dla niepoznaki chodzę z papierami. Zresztą zdarzało mi się już, że brano mnie za kogoś innego. Do Sanatorium w Busku-Zdroju wybrałem się z moją ulubioną książką "Dzieje Grecji", którą czytam już od 20 lat. Chodziłem głównie w czarnym dresie. Mam taki nawyk wyniesiony z domu, że żegnam się przed jedzeniem. Siedziałem przy stoliku z jakimś miłym towarzystwem. Codziennie rozmawialiśmy o pogodzie i mało istotnych sprawach. Pewnego dnia panie przy kolacji nieśmiało zapytały mnie, czy jestem księdzem: "Bo pan tak z tą Biblią chodzi, żegna się przed jedzeniem". Dzieje Grecji, które

z wielką lubością studiuję, rzeczywiście wyglądają jak Biblia.

A podczas ostatniego pobytu w Rosji nic się panu nie zdarzyło?

- Na szczęście nie. Nogińsk to bardzo urokliwe miasteczko, 60 km od Moskwy, taki Żyrardów, w którym pozostały ślady dawnej świetności. Sam teatr jest świeżo po remoncie, śliczny, ale scena ma rozmiary o połowę mniejsze od naszej. Zaczęliśmy pracę z montażem dekoracji, oświedeniem, próbami akustycznymi o 9.00, a skończyliśmy pół godziny przed przedstawieniem, które zaczynało się o 19.00. Spektakle zostały przyjęte bardzo ciepło. Jednak jesień to był u nas trudny czas. Dwie premiery, happening "Broniewski", wyjazd do Rosji, do Warszawy. Niełatwo było ustawić wszystkie próby.

Wróćmy jeszcze do jubileuszu, do pomysłu z makietą.

- W miejscu, gdzie stał stary Teatr, zostanie wmurowany pamiątkowy postument. Odsłonięcie takiego postumentu czy makiety w pobliżu miejsca, gdzie stał stary teatr, to będzie punkt kulminacyjny jubileuszu. Chcemy to połączyć z widowiskiem. 10 lat temu, z okazji 190-lecia istnienia teatru, zrealizowałem "Komediantów w Płocku" - spektakl o dziejach naszej sceny. Teraz przymierzaliśmy się do tekstu Zalewskiego "Lis w kurniku" z przełomu XIX/XX wieku, ale jeszcze nic nie zostało ostatecznie postanowione. Repertuar mam w głowie. Nie mogę określić dokładnych dat i tytułów premier na 100%. Pomysły się zmieniają, ewoluują, nagle trzeba je zmieniać z powodu braku pieniędzy albo lepszej propozycji, którą przyniesie reżyser. Nie potrafię pracować z pistoletem przystawionym do głowy.

Płockie Towarzystwo Przyjaciół Teatru chciałoby urządzić benefis, najlepiej dyrektorowi. Nie chce pan?

- Benefisów też nie lubię. Na swój na pewno nie przyjdę. Za mało megalomanii. Pardon. Chyba, że zamienimy to na wieczór wesołych anegdot o teatrze i pracy aktora. Znam taki czeski dowcip, który jest dobry dla dyrektora teatru po wielu latach pracy i w związku z nową ustawą o instytucjach artystycznych: Pan Novak siedzi w ogródku. Przychodzi do niego pan Hawranek. - Novak, wy nie byliście na zebraniu. A tam powiedzieli, że będziemy mieli komunismus. - Ja mam rakovinu, ja se ne boim - odpowiada Novak.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji