Artykuły

Powrót Odysa

Wydaje się, że po licznych perturbacjach i rewolucyjnych przemianach zespół Starego Teatru stanął znowu na tej samej drodze, którą szedł parę lat temu i idąc nią przygotowywał w swoim zakresie oczywiście, tę przemianę duchową, która obecnie jest naszym zwycięstwem i zarazem naszą powinnością.

Stało się to za sprawą Krystiana Lupy, względnie jeszcze młodego reżysera i plastyka, który zabłysnął był już wtedy, gdy w krakowskiej szkole teatralnej robił dyplomowe przedstawienie - mianowicie "Nadobnisie i koczkodany" St. I. Witkiewicza. Potem wydał na świat niezbyt moim zdaniem udany ale na pewno bardzo interesujący spektakl "Iwony" Gombrowicza. Jest on grany do dziś w Starym Teatrze.

Obecnie przedstawił swoje najnowsze dzieło, którym jest inscenizacja dramatu Stanisława Wyspiańskiego pt. "Powrót Odysa".

Reżyser okazał się jednak nie tylko twórcą teatralnym, lecz także wytrawnym intelektualistą, który na dodatek potrafi w sposób przekonywający i nieraz porywający przedstawiać wyniki swoich przemyśleń w formie zapisu. Dał temu wyraz w swoim eseju zamieszczonym w programie do przedstawienia.

Spektakl ten i tekst, który mu towarzyszy sprawiają wrażenie, że zachowanie się recenzenta musi być nacechowane szczególną ostrożnością i po prostu szacunkiem, albowiem każdy nieopaczny krok kogoś piszącego o tym spektaklu może pogrążyć go w śmieszności i usytuować poniżej poziomu duchowego i intelektualnego i reżysera i przedstawienia.

Nie bacząc na fakt, że właściwie komplet przemyśleń i wniosków na temat spektaklu zawarty został (co jest faktycznie wyjątkowe w dziejach tego typu produkcji) w wypowiedzi reżysera, spróbujmy dodać kilka własnych wyjaśnień i zdajmy publicznie sprawę z tego spektaklu.

A więc - "Powrót Odysa" jest u Wyspiańskiego finałem drogi życia i drogi tworzenia. Istotnie jest to, mówiąc w kategoriach modernistycznej terminologii, która nie znała jeszcze sprecyzowanych terminów filozofii egzystencjalnej, chociaż znała jej problemy, zderzeniem aktu woli istnienia z żywiołem egzystencji czyli jak pisał Norwid a potem Brzozowski i Wyspiański - zderzeniem WOLI i DOLI. Dola, to wyrok bytu, to konieczność śmierci, to absurd życia ku śmierci, to jałowość duchowych przetworzeń, to także - głębia metafizyczna, poetycki mrok, wzruszenie.

Odyseusz w sztuce Wyspiańskiego symbolizuje problematykę filozoficzną, która nurtuje pisarza, jego wyobraźnię. Jest przecież rzeczą naturalną, że młodo umierający artysta, trawiony chorobą, znający wyrok na nim ciążący, przeciwstawia temu wyrokowi swoją witalność, potencjał swoich możliwości duchowych, swój czyn ludzki, swoją organizację intelektu i wyobraźni. W ostatecznym uproszczeniu jest to więc odmiana konfliktu między naturą a kulturą.

Nie wszystko to jednak udaje się powiedzieć człowiekowi, który to osobiście przeżywa. Nie można bowiem żądać od nikogo trzeźwego reportażu z własnej agonii, a czymś takim jest przecież ten dramat. Jeszcze jednym utrudnieniem jest to, co było ułatwieniem dla Wyspiańskiego - mianowicie symboliczny antyk. Istotnie antyczność ta zasłaniała dotąd skutecznie wszystkim prawie twórcom to, co miała przekazywać. Bo treścią tego dramatu nie jest fabuła o powrocie Odyseusza na Itakę lecz treścią jego jest przedśmiertne obliczenie swojego statusu przez człowieka świadomego siebie i swojej klęski.

Poezja tekstu Wyspiańskiego jest tą specyficzną formą rymotwórstwa, które zamienia się albo w rozprawę filozoficzną albo w esej czy wyznanie. Jest to poezja myląca, dwuznaczna przez to, że nie w pełni poetycka. Nie w pełni jest także filozoficzna. Intelektualizm wspiera się tutaj o obrazowy wyraz wzruszenia, liryzm przeplata się z chłodnym racjonalizmem, pytania retoryczne zastępują wnioski, a całość sprowadza się nie do wywodu słowno-logicznego, ale do współprzeżycia emocji zrozumienia.

Mając przed sobą takie zadanie i pojmując je zresztą jako zadanie osobiste, reżyser musiał postąpić nie tylko z talentem, ale także rozważnie. Musiał przedsięwziąć decyzję strategiczną, która określiłaby jasno środki sceniczne użyte do wyrazu tej sfery ducha. Jeśliby tego nie zrobił albo zastosował strategię błędną, musiałby popaść w uczony bełkot, w beztreściową emocję, w bezsilną tajemniczość.

Na szczęście tak się nie stało. Spektakl jest klarowny, imponuje logiką, wzrusza prostym wyrazem emocjonalnym.

Jak się to dokonało? Tak, że całość dramatu została przez Lupę potraktowana w procesie budowania spektaklu jako tak zwane didaskalium, to znaczy, jako notatka autora dotycząca sposobu wystawienia na scenie treści zawartych w dialogu. To, co piszę jest z jednej strony oczywiste, z drugiej jednak bardzo rzadko spotykane w teatrze i w jakimś sensie niezwykłe. Wynik tej decyzji? Taki, że o problemach "Powrotu Odysa", o tym wszystkim, co tutaj w skrócie napisano opowiadają na scenie nie słowa tekstu, ale pozasłowne elementy teatru. Jest ich kilka - są to 1) zorganizowany ruch, 2) dźwięki muzyki lub podkład dźwiękowy stowarzyszony z tym ruchem lub sugerujący sens bezruchu, 3) wizualny wyraz przestrzeni scenicznej wraz z istniejącymi w tej przestrzeni bryłami, którymi są albo ciała aktorów, albo, inne elementy, 4) wyraz postaci. Ten ostatni składnik jest szczególnie dobrze widoczny u Lupy i doskonale przez niego wydobyty. Na "wyraz postaci" składa się obsada (że taki aktor gra tę, a nie inną postać), kostium, obraz persony scenicznej, to znaczy znaczenie zachowania się aktora, wynikające z koncepcji całości. W praktyce daje to efekt w postaci odczuwania przez widza wzmożonej obecności na scenie wszystkich aktorów. Są one postaciami nie poprzez to, co mówią, ale poprzez to, że są sobą i są nacechowane znaczeniem. Z tego właśnie powodu długie sekwencje bezruchu, które nie osłabiają a wzmacniają napięcie obecności; wagę znaczenia i przeżycia związanego z osobą, ideą.

Ponieważ temat przedstawienia jest pozornie intelektualny a w istocie swojej mistyczny i emocjonalny, więc naturalne jest to, że nie słowa a obrazy i dźwięki są głównym jego budulcem. Poszczególni aktorzy są jedynie łącznikami, składnikami w przesuwającym się przed nami kosmosie wizualno-akustycznym. Bo mistyczne i egzystencjalne składniki naszego bytu rozgrywają się wbrew pozorom, wobec naszych zmysłów a nie wobec umysłu, rozmyślamy o sprawach ostatecznych i niejasnych przy pomocy obrazów i przy pomocy dźwięków. Wydobywa więc tę tajemniczość, tę tajemnicę Lupa przy pomocy swojej umiejętności tworzenia wspaniałych, wieloznacznych a skromnych równocześnie sekwencji scenicznych a Stanisław Radwan robi to samo przy pomocy swojej muzyki. Jej całkowita integracja z obrazem, jej równorzędność wobec scenicznego słowa i widzialnego na scenie świata jest niesłychana ale w tym spektaklu naturalna i oczywista.

Gdy patrzyłem na ten spektakl opisując powrót starca do miejsca swojej młodości, gdy oglądałem próbę opisu tego co się dzieje z człowiekiem, który wkracza we własny czas przeszły myślałem o ostatnich spektaklach Tadeusza Kantora, które stawiają sobie podobne problemy i których gęstość scenicznego wyrazu jest porównywalna do tego, co osiągnął Lupa.

Powiem jeszcze o aktorach a właściwie o postaciach. Odys Jerzego Treli jest właściwie cały czas jedynie świadkiem, jest syntezą nas - widzów. My patrzymy na scenę poprzez jego oczy. To taka żywa kamera, która odsłania nam światy, jakich nie dostrzeglibyśmy bez niej. Zadziała raz tylko i potem, w niesamowitym III akcie, znów zamieni się z działania w produktora obrazów. To, co zobaczymy w tej wspaniałej wizji na scenie koło niego będzie tym, co jest projekcją jego duszy, jego świadomości. To dalszy ciąg rozmowy z maskami z "Wyzwolenia" przez Swinarskiego, to finał tamtej rozmowy.

Osobnym problemem jest Telemach i Penelona. Piotr Skiba i Halina Wojtacha syntetyzują dla mnie to, co dla Lupy było i jest w tym przedstawieniu wątkiem teraźniejszości, publicystycznej interwencji w moją epokę, w dzisiaj naszego kraju. Są to ludzie, którzy wyrośli w sytuacji zaburzenia systemu wartości, zniszczenia w Itace porządku przyrodzonego. Ich byt jest bytem kalekim, ich człowieczeństwo jest człowieczeństwem zniszczonym przez nienormalność trwania zbiorowości.

Są jeszcze dwaj wspaniali aktorzy tego utworu, których tu chciałem wymienić. Są to jednak ciała zbiorowe, wynikające z inscenizacji. Pierwszym z tych zbiorowych aktorów jest grupa zalotników. Wykonali ją aktorzy młodzi ale przecież wychowani w teatrze zawodowym polskim, ze wszystkimi jego gorsetami, starzyzną i nieszczerością. Tutaj zachowali się jak aktorzy otwartego teatru awangardowego. Jest to ich wielkie osiągnięcie - i oczywiście reżysera.

Drugim zbiorowym aktorem są Syreny i kilkudziesięciu statystów w akcie trzecim Renata Kretówna i Dorota Pomykała zaśpiewały partie skrajnie trudne muzycznie a także zaistniały w spójności z całą wizją, były doskonałe i jako pomysł Lupy i jako wykonanie.

Proszę koniecznie zobaczyć ten spektakl bez zwracania uwagi na wszystkich, którzy będą mówić, że to nudne lub niedobre. Ci co tak powiadają, sami są niedobrzy i nudni.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji