Artykuły

Marne polskie kino

- Ten kraj produkuje niedobre filmy. Reżyserzy, którzy byli niegdyś świetni, teraz już się zestarzeli. Szkoła filmowa w Łodzi z najlepszej na świecie stała się najgorsza - mówi reżyser filmowy ANDRZEJ ŻUŁAWSKI.

Młode kino polskie jest w fatalnej sytuacji. Determinuje je brak pieniędzy. Jeśli więc młody twórca chce zadebiutować, musi zrobić tani film, czyli najczęściej o tym, co mamy wokół. A ludzie nie chcą oglądać tej szarości, brudu, którego doświadczają na co dzień. Film to nie jest dłubanie w nosie i pokazywanie tego, co się znalazło. Kino to widowisko, spektakl - uważa twórca głośnej "Szamanki". Reżyser przewodniczy jury rozpoczętego w czwartek (2 czerwca) Young Film Festivalu. Rozmowa z reżyserem Andrzejem Żuławskim [na zdjęciu].

Magda Nogaj: Jak ocenia Pan młode pokolenie filmowców w Polsce?

Andrzej Żuławski: Ten kraj produkuje niedobre filmy. Reżyserzy, którzy byli niegdyś świetni, teraz już się zestarzeli. Szkoła filmowa w Łodzi z najlepszej na świecie stała się najgorsza. O ile kształci jeszcze dobrych operatorów, z których siedmiu czy ośmiu pracuje w Hollywood, to "hoduje" fatalnych reżyserów. Student musi mieć mistrza, a żaden mistrz w Łodzi nie uczy. Wykładają tam drugorzędni, a nawet trzeciorzędni reżyserzy. Poza tym w Polsce nikt nie pisze scenariuszy, tak jak powinno się to robić. Byłem ostatnio w Paryżu i rozmawiałem z szefem Canal+. Powiedział mi, że co miesiąc dostaje 80 scenariuszy, czyli około tysiąca rocznie. Do produkcji trafia zaledwie 20, może 30 z nich. Podobnie jest w Hollywood, gdzie nim rozpoczną się zdjęcia, scenariusz jest dopracowywany przez nawet cztery lata. U nas natomiast nie ma nawet studiów pisania scenariuszy. A to taka sama sztuka jak robienie butów. Wymaga pewnych rzemieślniczych umiejętności, których po prostu trzeba się nauczyć. W Polsce o tym, czy film będzie realizowany czy nie, decydują ludzie, którzy się na tym kompletnie nie znają. W Ministerstwie Kultury pracują przecież urzędnicy. U nas nie ma także producentów. Jeden był, to poszedł siedzieć, ale on też się nie wtrącał do scenariuszy, bo mówił, że się na tym nie zna.

Po co nam producenci, skoro i tak nie ma za co robić filmów?

- Ostatnio często jestem jurorem na różnych festiwalach filmowych. Zachwyca mnie, jak młodzi ludzie z ubogich krajów - Meksyku, Indii czy Sri Lanki kochają robić filmy, ale takie, że kiedy je oglądasz, mówisz: "Ale kino!". U nas coś się poprzekręcało. Ta generalna świadomość braku pieniędzy determinuje każdą produkcję. Jeśli więc młody twórca chce zadebiutować, musi zrobić tani film, czyli najczęściej o tym, co mamy wokół. A ludzie nie chcą oglądać tej szarości, brudu, którego doświadczają na co dzień. Film to nie jest dłubanie w nosie i pokazywanie tego, co się znalazło. Kino to widowisko, spektakl.

Ale to może dobrze, że polskie filmy są blisko życia?

- Ściganie się z rzeczywistością, brudem, szarością jest paranoicznym zajęciem. Przeciętny człowiek wie o codzienności więcej niż jakikolwiek reżyser. Kino powinno być jak taki pawi ogon, gdzie jest miejsce i na filmy kameralne, i dla dzieci, a także na wielkie widowiska. Musi istnieć pełna gama, żeby kino mogło żyć.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji