Artykuły

Mocny spektakl/performans

"Mt 9,7 [On wstał i poszedł do domu]" w reż. Rafała Urbackiego, gościnnie w Instytucie Teatralnym w Warszawie. Pisze Mike Urbaniak w Warszawskim Magazynie Kulturalnym.

Rafał Urbacki chce zostać pierwszym w Polsce niepełnosprawnym, homoseksualnym świętym. Problem polega na tym, że ani niepełnosprawni, ani kościół, ani geje nie chcą go wynieść na ołtarze.

Zaczyna się od nakręcenia figurki Przenajświętszej Panienki. Jej infantylny, pozytywkowy dzwięk uruchamia też Urbackiego, który siedzi na wózku. Okropnym, ciężkim wózku. Takim, jakie mają tysiące osób w Polsce. Identyczny wózek dostała też mama mojej przyjaciółki, kiedy, po udarze mózgu, nie mogła się samodzielnie puruszać. Był tak toporny i ciężki, że manewrowanie nim było zadaniem niemal niemożliwym. Dla młodego chłopaka to przekleństwo. A jak jeszcze jest "gruby i brzydki", to zostaje mu już tylko wlec się na końcu pierwszokomunijnego pochodu. Ksiądz biskup zażyczył sobie, żeby Rafał był ostatni, bo gdyby jechał pierwszy, mógłby spowolnić pochód do Najświętszego Sakramentu. Kaleka na wózku mógłby po prostu popsuć wielkie święto innym dzieciom.

Dla osób niepełnosprawnych kościół oferuje tylko miłosierdzie i współczucie. Ewentualnie pielgrzymki do miejsc świętych, gdzie mogą się modlić o uzdrowienie. Rafał Urbacki nie chciał się modlić, ciężko pracował i po 11 latach zaczął poruszać się o własnych siłach. Wstał z wózka i zaczął chodzić. Cudowne uzdrowienie! "Nie boję się, gdy ze mną jest. Ojciec za rękę prowadzi mnie". Nic z tych rzecz. On zaśpiewał Bogu wielki przebój Cher, gejowskiej ikony.

I don't need your symphaty, there's nothing you can say or do for me. And I don't want a miracle, you're never change for no-one. And I hear your reasons why, where did you sleep last night. And was she worth it? Was she? Worth it? Cause I'm strong enough to live without you, strong enough and I quit crying, long enought. Now I'm strong enough to know - you gotta go!

Geje lubią Cher. Nie lubią grubasów na wózkach, o nie. Lubią za to świętego Sebastiana, który zwykle jest przedstawiany jako półnagi, piękny mężczyzna. Przebity strzałami na rozkaz cesarza wije się z bólu w niemal erotycznej ekstazie. Dziś jest patronem inwalidów wojennych, jednak inwalidów. Znów niepełnsprawni. Rafał Urbacki bierze do ręki mikrofon i pyta, czy znajdzie się jakiś sprawiedliwy mąż, który będzie chciał z nim pójść. Wiadomo po co. Nie tylko kaleka, ale i pedał. Dla homoseksualistów kościół też ma ofertę: "współczucie i delikatność". Miłosierdzie - podwójna kumulacja!

Jeśli coś mi w tym krótkim (30 min.) spektaklu przeszkadza to popadanie miejscami w tanie naigrywanie się w kościoła. I nie przeszkadza mi dlatego, że kościoł kocham. Boże broń! Ale dlatego, że to nie wymaga żadnego wysiłku intelektualnego, jest banalnie łatwe. Nie podobało mi się także przyszywanie różańca do stopy (w stopach Rafał Urbacki nie ma czucia), bo ja - żeby zrozumieć powagę tego, co autor chce mi powiedzieć - nie potrzebuję numerów w cyrkowym stylu z cyklu połykacz mieczy. I bez tego spektakl/performans Urbackiego jest mocny i bardzo sugestywny.

Przede mną siedziała na widowni kobieta na wózku. Po spektaklu powiedziała do mężczyzny (także na wózku): "Co to wszystko ma ze sobą wspólnego? Przecież homoseksualizm to choroba, a niepełnosprawność nie". Nigdzie nie ma chętnych na wyniesienie Rafała Urbackiego na ołtarze. Nigdzie. Nie chcą go w kościele, nie chcą go geje, nie chcą go niepełnosprawni. Wszędzie oferują najwyżej tylko jedno. Współczucie. Problem polega na tym, że on go nie chce.

"Mt 9,7 [On wstał i poszedł do domu]", Rafał Urbacki, Instytut Teatralny im. Zbigniewa Raszewskiego w Warszawie

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji