Artykuły

"Oresteja" Aischylosa w Teatrze "Wybrzeże"

Najpierw stwierdzenie o znaczeniu niemal historycznym. Wystawienie "Orestei" Aischylosa w Teatrze "Wybrzeże" jest pierwszą prezentacją sztuki autentycznie antycznej na zawodowej scenie teatralnej Gdańska w ostatnim ćwierćwieczu. To ma swą wymowę, to się liczy.

AISCHYLOSOWA trylogia o dziejach Orestesa, chociaż powstała dwa i pół tysiąca lat temu, i dzisiaj wstrząsa widzem. A oryginalna forma starogreckiej tragedii poddana tu została tylko małym zabiegom adaptacyjnym, które skromnie nazywa się układem tekstu, a które w gruncie rzeczy ograniczają się do "rozbijania na głosy" - wyrażając się formułą muzyczną - tej części dialogu, który chór prowadzi z postaciami. Przed Aischylosem - poza osobą dramaturga i chórem z przodownikiem - w dramacie greckim był tylko jeden aktor, drugiego wprowadził właśnie Aischylos, a gdy Sofokles kreuje trzeciego, za jego przykładem idzie i ten najstarszy z trzech wielkich dramaturgów starożytnej Grecji. Operacja adaptacyjna pomnożyła jeszcze liczbę postaci, dzięki czemu dialog tworzy sytuacje bliskie już temu co nazywamy akcją. Pewno, że postacie wciąż są jednorodne - majestatyczne, posągowe, monolityczne, a styl ich wypowiedzi wzniosły i patetyczny, ale dytyramby układają się w dialogi, z których wynikają nie tylko mitologiczne dzieje - znane już z poematów homeryckich - powrotu zwycięskiego Agamemnona spod Troi, jego śmierci z rąk żony Klitaimestry i jej kochanka Aigistosa, a potem zemsty za śmierć ojca dokonanej na mordercach przez Orestesa przy pomocy siostry Elektry - lecz także idee zwycięstwa demokracji nad tyranią, gdy gnębiony przez Erynie i wyrzuty sumienia za matkobójstwo tytułowy bohater trylogii, po delfickiej poradzie Apollona oddany zostaje przez Atenę pod sąd ateńskiego Aeropagu. Prawo więc odtąd zapanuje w Grecji nad plemienną czy rodową zemstą.

MIMO iż wszystko to pamiętamy z mitologii, w pełnym kształcie scenicznym - jak wspomniałem - trylogia robi potężne wrażenie. Reżyser i adaptator - Piotr Paradowski - dużo inwencji artystycznej włożył, aby przedstawienie było atrakcyjne. Oryginalne teksty greckie, monotonne skandowania chórów, starców i kobiet argejskich, służebnic z domu Agamemnona, Erynii i sędziów, poprzerywał muzyką, nawet śpiewem, a wreszcie i efektami akustycznvmi grzmotów, które zresztą stosowano i przed 25 wiekami (kamienie w miedzianych bębnach). Nade wszystko jednak ruchy tłumów, gesty i mimikę postaci, poddawszy dyscyplinie specyfiki teatru greckiego, równocześnie indywidualizował, co przyniosło piękny rezultat zróżnicowania osobowości.

Nie godzę się tylko z powierzeniem roli Ateny ELŻBIECIE GOETEL. Uczyniono krzywdę aktorce, która pięknie wygląda w hełmie i zbroi i włócznią i tarczą Pallas, lecz której sopran nie może brzmieć władczo i rozkazująco, a przecież córa Zeusa jest boginią piorunów i wojny.

ZNÓW wspaniałą postać sceniczną stworzyła Halina Winiarska. W jej interpretacji Klitaimestra, ta żona Agamemnona, matka złożonej przezeń na ofiarę, bogom Ifigenii, siostra przecież trojańskiej Heleny, jakoś się tłumaczy ze swej nienawiści do męża, tym bardziej, że o uczuciu do Aigistosa (Henryk Bista) tylko mówi, bo gdy razem występują wcale tego nie widać. Indywidualność aktorki zachwiała tu - moim zdaniem - właściwym rozumieniem postaci: widz więcej ma do niej sympatii niż do jej młodszych dzieci Orestesa (Krzysztof Wieczorek) i Elektry (Jadwiga Polanowska), które wspólnie popełniają zbrodnię matkobójstwa. A przecież ono jest następstwem podstępnego mężobójstwa. Tym niemniej i Wieczorek i Polanowska stworzyli postacie wierne tekstowi, a przy tym sugestywne.

Wyniosły i triumfujący Agamemnon Andrzeja Szalawskiego przybywa do Argos z branką u boku - Kasandrą (Krystyna Łubieńska), która już jest jego nałożnicą i wróży śmierć króla i swą własną, tak jak wywróżyła zagładę Troi. Widzimy ich w jednej tylko scenie ale oboje robią duże wrażenie. I znów rodzi się jakby nutka współczucia dla zdradzonej żony, myślę, że niezgodna z intencją tekstu.

Uczestników chórów nie sposób wymienić z nazwiska, wspomnijmy tylko, że przodownikami byli: w I części Tadeusz Gwiazdowski, w II Bogusława Czosnowska i w III Teresa Lassota, wygłaszający większość chóralnych tekstów.

Zwrócili jeszcze na siebie uwagę Apollon (Grzegorz Minkiewicz), Herold spod Troi (Edward Ozana) i strażnik z Argos (Stanisław Michalski).

Osobne omówienie należy się scenografii. Marian Kołodziej nie chciał widocznie stworzyć jednolitej stylistycznie dekoracji. Dlatego tylko płaskorzeźby na niektórych elementach są czysto helleńskie, resztę detali na tzw. scenie jednoczesnej (na której mogą rozgrywać się akcje dziejące się w różnych miejscach - tu w Argos, przed pałacem i u grobu króla, w Delfach i w Atenach) stylizuje, co zresztą zgodne jest z praktyką stosowaną w starożytnej Grecji, gdzie kostiumy np. wcale nie bywały ściśle historyczne.

Chodziło mu o nastrój - a ten stworzył. Wolałbym co prawda, by nie nadużywał umieszczania na scenie idoli. Dało to znakomite efekty w scenografii "Tragedii o Łazarzu i bogaczu" ale powielanie może nasuwać przypuszczenie o braku inwencji, której przecież temu znakomitemu scenografowi nie brakuje.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji