Artykuły

Narodowe dziedzictwo do katakumb

Jakiś czas temu na łamach "Naszego Dziennika" pytałam, dlaczego wspaniałe bogactwo naszego dziedzictwa narodowego zostało wyrzucone z teatru na rzecz sztuk często obcych nam kulturowo, historycznie, mentalnie i obyczajowo. I co najdziwniejsze, ten sztuczny twór został zaadoptowany przez niemałą część publiczności - pisze Temida Stankiewicz-Podhorecka w Naszym Dzienniku.

Nie tylko tej młodej, która została wychowana już tylko na antyteatrze i nie ma skali porównawczej. Myślę tu także o publiczności średniego pokolenia. Jak to się mogło stać, że ta koślawa proteza nie została odrzucona przez organizm teatru, który ze swej natury powinien dążyć do prawdy i piękna, a nie dewiacji i brzydoty?

To, co dziś oglądamy na scenach - poza nielicznymi wyjątkami - nie ma nic wspólnego ani z prawdą, ani z pięknem, ani z artyzmem. Taki był rok 2011, takie były lata wcześniejsze, a i obecny, który się właśnie rozpoczął, też nie napawa nadzieją na konstruktywne zmiany. Zwłaszcza gdy przyjrzymy się większości planów artystycznych pod kątem tematyki przedstawień (będzie m.in. o świętych "inaczej", a także o teatrze smoleńskim i posmoleńskim), zapowiadanych sposobów ich realizacji, no i wciąż tej samej grupki reżyserów "skumplowanych" ideowo, politycznie i towarzysko z medialnym lobby i czasem z dyrektorami scen. A wszystko razem skupione jest wokół ideologii politycznych mających za cel duchowe i moralne zniewalanie człowieka w imię wielkiej tolerancji dla inności. Wiemy, co to znaczy.

Są jeszcze ofiarni artyści

Nieszczęściem teatru jest jego serwilizm, służalcza postawa wobec dyktatu polityki. Teatr z własnej woli stał się dziś narzędziem liberalno-lewicowej propagandy. Słowem - instytucja do wynajęcia. Teatr narodowy jako idea, a więc prezentacja wartości narodowych - jeśli się pojawi - będzie chyba musiał zejść do katakumb, jak i wszystko, co narodowe. Pod warunkiem wszakże, iż są jeszcze twórcy, artyści, którzy ofiarnie w tych katakumbach, z dala od blasku fleszy, nagród i odznaczeń zechcą taki teatr realizować. W to, że są jeszcze tacy artyści, nie wątpię. Ale trzeba ich szukać, czasem daleko od Warszawy. Bardzo piękny estetycznie, głęboki myślowo, ważny historycznie i realizujący misję teatru narodowego spektakl "Ballada o Wołyniu" w reżyserii Tomasza Żaka powstał w tarnowskim Teatrze Nie Teraz. W Poznaniu nietypowy, wspaniały teatr słowa, Verba Sacra - Modlitwa Katedr, to dzieło Przemysława Basińskiego, który od lat realizuje ideę teatru narodowego. Jedna z najwybitniejszych współczesnych aktorek Halina Łabonarska wspólnie z o. Waldemarem Gonczarukiem CSsR stworzyli w Wyższej Szkole Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu scenę Laboratorium Słowa na wzór niegdysiejszego Teatru Rapsodycznego Mieczysława Kotlarczyka. Dzięki temu młodzież studencka, stykając się z największą polską literaturą, nie tylko pogłębia swoją wiedzę i kształci umiejętności interpretacyjne, ale w oparciu o dorobek naszej narodowej literatury rozwija się duchowo i intelektualnie. To kropla w morzu potrzeb. Ale od czegoś trzeba zacząć tę pracę u podstaw. Bo odbudowywanie formuły polskiego teatru narodowego, zwłaszcza jeśli chodzi o prezentację wartości, jest dziś niezbędne.

Teatr przeciwko Narodowi

Teatr nasz w całej swojej historii nie znajdował się w tak marnej kondycji moralnej, duchowej i artystycznej jak dziś. I nigdy dotąd nie był tak bardzo skierowany przeciwko swemu Narodowi. Bo wyszydzanie, karykaturowanie, pokazywanie polskiej historii w sposób kłamliwy i odstręczający, a także nieustanne atakowanie w najohydniejszy sposób Kościoła jest zarazem atakiem wymierzonym w Naród. A nawet więcej, to wojna wypowiedziana Narodowi, tylko nie przy użyciu armat, lecz w sposób zawoalowany, a więc jeszcze bardziej perfidny.

Bo jeśli w Teatrze Wielkim - Operze Narodowej w Warszawie wystawia się największe nasze operowe dzieło "Halkę" i reżyser Natalia Korczakowska realizuje ją w duchu lewacko-feministycznym, całkowicie odzierając operę Stanisława Moniuszki z jej charakteru narodowego, z polskości, o czym tu mówić. Z kolei po sąsiedzku, za ścianą, w Teatrze Narodowym w spektaklu "Sprawa" "zaszlachtowano" dramat Juliusza Słowackiego "Samuel Zborowski". I to rękoma nie byle kogo, bo znanego reżysera Jerzego Jarockiego, który przepisał dzieło Słowackiego po swojemu, ingerując w intencję autorską, co zresztą nikomu nie wyszło na dobre, bo powstał jeden bardzo długi bełkot z wygłupami. O tym, co robią dziś reżyserzy z utworami Henryka Sienkiewicza i nim samym, przykro mówić. A już wulgarna i nieprzebierająca w środkach karykatura tematyki kościelnej, symboliki religijnej, krzyża Chrystusowego, postaci Jezusa, Matki Bożej, a nawet Eucharystii to obowiązkowe wątki na dzisiejszych scenach. Warszawski Teatr Dramatyczny poszedł jeszcze dalej, wystawił "Mszę" w reżyserii plastyka skandalisty Artura Żmijewskiego (nie mylić z aktorem), będącą imitacją liturgii przeniesionej z kościoła na scenę. Tylko po co? Misja teatru narodowego wiąże się z dziejami narodu, z jego historią. A depozytariuszem naszych narodowych dziejów jest nieustannie Kościół. I to jedna z przyczyn owych napaści.

Teatr narodowy powinien być w prawidłowej relacji z historią. Jednak aby ten aspekt zaistniał, wypowiedź artystyczna musi zawierać prawdę faktów historycznych. Oczywiście nie w formie kalki dokumentacyjnej, lecz dzieła przetworzonego artystycznie, ale niewypaczającego prawdy historycznej. Sztuka, kultura danego narodu jest fundamentem, na którym mogą budować następne pokolenia. Mają bowiem z czego czerpać i do czego się odnieść. W ten sposób tworzy się dziedzictwo narodowe i więź międzypokoleniowa. To duchowe bogactwo jest jedyne i niepowtarzalne.

Dość przypomnieć, że polska kultura przez całe wieki czerpała z owego dziedzictwa, ze średniowiecznej przebogatej i przepięknej "Bogurodzicy", z Reja, który dowiódł, iż polszczyzna jest powodem do dumy, a Polacy nie gęsi i swój język mają, z Kochanowskiego, wybitnego poety i męża stanu, wreszcie z romantyków. Gdyby nie Norwid, Mickiewicz, Słowacki, Krasiński - jak wyglądałaby nasza literatura i cała kultura w dwudziestoleciu międzywojennym? A jaki byłby nasz patriotyzm, którego wyżyny podczas heroicznego Powstania Warszawskiego świat podziwiał i którego promieniowanie umacniało ducha narodowego po wojnie podczas okupacji sowieckiej? Tymczasem co roku 1 sierpnia w Muzeum Powstania Warszawskiego prezentowane są przedstawienia urągające bohaterskim powstańcom, tak jak to miało miejsce w roku ubiegłym w bełkotliwym spektaklu Michała Zadary "Awantura warszawska".

Zerwana więź międzypokoleniowa

Dziś owa bezcenna więź międzypokoleniowa już nie istnieje, została zerwana. Najpierw komuniści starali się oddalić w niepamięć nasze dziedzictwo narodowej kultury, w tym i teatr. Ale nie udało się. Dopiero libertyńsko-lewacka ideologia poprawności politycznej zerwała te więzi. Brak łączności międzypokoleniowej stworzył niebezpieczną pustkę. I zanim prawica się zorientowała, tę wyrwę natychmiast zagospodarowali lewacy i libertyni. Jest więc kulturowy marksizm, na którym karierę robią rozmaici bełkociarze na czele z najgłośniejszą i najbardziej utytułowaną licznymi nagrodami parą: Moniką Strzępką i Pawłem Demirskim. Ich spektakle można porównać do sztancy: w każdym jest "przywalenie" Kościołowi, bezsensowna bieganina, zaśmiecona scena, kloaczne wulgaryzmy, chaos i ogólny bełkot, jak w ostatnim przedstawieniu "W imię Jakuba S." [na zdjęciu] w warszawskim Teatrze Dramatycznym. Mowa o Szeli, ale gdyby w programie teatralnym tego nie podpowiedziano, wątpię, czy ktokolwiek domyśliłby się, o jakiego Jakuba chodzi.

Nie mamy więc teatru narodowego - nie chodzi o szyld, lecz o ideę, o prezentowane wartości, o rodzaj repertuaru, o powinność moralną, narodową, obywatelską i społeczną, jaką teatr winien swojej publiczności. Wyrosło nowe pokolenie wychowane na antyteatrze. Pokolenie, które nie ma się do czego odwołać, bo nie ma skali porównawczej. Przekazywanie z pokolenia na pokolenie wiedzy dotyczącej naszego dziedzictwa narodowego, pielęgnowanie najlepszych tradycji naszej kultury, dbanie o wielką polską literaturę, o język polski, a więc wszystko to, co jest świadectwem naszej tożsamości - w teatrze już w zasadzie nie istnieje. Młodzi reżyserzy wchodzący do zawodu zachowują się tak, jakby polski teatr rozpoczynał się dopiero od ich przedstawień. Ignorancja i pycha. Brak wiedzy, talentu i osobowości artystycznej zastępowane są więc skandalizowaniem, wyuzdanymi obscenami, wulgaryzacją obrazu i języka. Działają bezkarnie, bo mają zachętę ze strony obecnej władzy, która słów: "narodowy", "patriotyzm", "Ojczyzna", najchętniej zakazałaby używać. A jeśli już, to wyłącznie w znaczeniu ciemnogrodu lub nacjonalizmu, a nawet faszyzmu (vide: Marsz Niepodległości 11 listopada).

Bez tożsamości

O tym, że teatr powinien być nosicielem postaw moralnych stanowiących źródło siły i trwałości, pewnie już mało kto pamięta. Większość współczesnej dramaturgii polskiej i tej tłumaczonej z obcych języków to bełkot posługujący się wulgaryzmami i fizjologią. W warstwie inscenizacyjnej zdarza się, że bohaterem owego bełkotu jest nie człowiek, a jego ekskrementy ogrywane na scenie. Że nie wspomnę już o wątkach wręcz pornograficznych, lesbijskich w kontekście krzyża Chrystusowego, jak w spektaklu wrocławskiego Teatru Współczesnego "Białe małżeństwo" Tadeusza Różewicza, które rzekomo ma być obrazem kondycji erotycznej Polaków. Modna zaś estetyka brzydoty dopełnia obrazu.

Warto zapytać w tej sytuacji, czy obecnie teatr jest przygotowany na realizowanie programu narodowego. Myślę, że na przeszkodzie stoją dwie potężne siły: ideologia polityczna promująca nurty postmodernistyczne, nihilistyczne oraz postawy hedonistyczne wypierające wartości chrześcijańskie i odgórnie tępiony instynkt patriotyczny Polaków, co powoduje brak przywiązania do wartości narodowych.

Czego życzyć polskiemu teatrowi w nowym roku? Przede wszystkim, aby był świadomy swojej tożsamości narodowej. Wówczas być może powrócą na scenę takie pojęcia, jak wierność sumieniu, godność osoby ludzkiej, prezentacja wartości podstawowych. Wzorce moralne powinny być pokazywane w teatrze. Nietrudno je znaleźć w historii naszego Narodu, trzeba tylko po nie sięgnąć. Tymczasem rozmontowywanie teatru narodowego (a także całego systemu kultury) trwa u nas już blisko 20 lat, z roku na rok pogrążając scenę w coraz większym bagnie. A budowanie teatru na bazie ideologii wrogiej naturalnemu uwarunkowaniu człowieka uruchamia siły, które niszczą materię twórczą. Dlatego też konieczne jest jak najszybsze odrodzenie tradycyjnych i stale żywych wartości duchowych tkwiących w naszej narodowej kulturze.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji