Artykuły

Nareszcie Wyzwolenie

Doczekaliśmy się nareszcie "Wyzwolenia" w Warszawie.

Do Wyspiańskiego wracamy po latach kilkunastu. Trzeba było przejść przez kilka etapów uświadomień, zanim się pozbyliśmy tych naiwnych i prostodusznych oporów, które nas oddzielały od jednego z największych dramaturgów polskich.

A przyznać trzeba, że "Wyzwolenie" z szeregu innych utworów Stanisława Wyspiańskiego, które się cieszyły ongiś tak wielkim powodzeniem, jest najmniej dostępne, lecz może najbardziej charakterystyczne dla poety. Słuszną więc decyzją Teatru Narodowego było podjęcie się realizacji tego właśnie dzieła, z okazji uczczenia 50-lecia zgonu poety.

"Wyzwolenie" ma przy tym w chwili obecnej pewną swoistą, że tak powiem, aktualność. Od kilku lat ze szczególną wyrazistością wystąpiły u nas zagadnienia budowy czy przebudowy "Polski współczesnej".

Termin ten i sprawy z nim związane budzą całą serię uzasadnionych porywów i refleksji. Wyspiański w "Wyzwoleniu" daje nam właśnie historyczny, sprzed lat pięćdziesięciu, obraz "Polski współczesnej" - uwikłanej w setki sprzeczności, jak zawsze zresztą w realnej bryle życia. Mamy więc możność na tym obrazie - porównania i zestawienia "Polski ówczesnej" ze "współczesną", której kształt wykuwamy w chwili obecnej w wysiłku dnia codziennego i świątecznej zadumy.

Urok romantyki i zasłuchania się w echa zamierającej już przeszłości jest dotąd motywem walki i zmagań dnia dzisiejszego.

Zagadnienia form życia narodowego, zepchnięte przez zagadnienia społeczne lat ubiegłych z miejsc czołowych wracają teraz i z nową siłą domagają się głosu. Ta "własna" droga, o której tyle się mówi i pisze, nie jest wszak niczym innym jak nową odmianą starego zagadnienia o formach i tętnie życia narodu.

Kwestia "wyzwolenia" tak, jak ją Wyspiański pojmuje, nie dotyczy tylko wyzwolenia narodu z pęt obcej przemocy. Stanowi ono cząstkę może najistotniejszą, lecz nie jedyną tego zagadnienia. Nigdy się nie jest dość "wyzwolonym" z pęt zarówno zewnętrznej jak i wewnętrznej niewoli. W obydwu tych kierunkach zwraca się myśl poety, szukając drogi wyjścia z zapartych wrót o żelaznej mocy.

Z wielu chwytających za serce efektów uprościła trochę i ogołociła dramat Wyspiańskiego reżyseria Teatru Narodowego. Nie zabrzmiało słowo jego pełnią właściwego mu brzmienia i akcentu. Ale już sam fakt zbliżenia się do dzieła po tylu latach sprawia wrażenie niemal wstrząsające.

Po latach zresztą tych straszliwych doświadczeń dziejowych, których los oszczędził poecie a nas nimi przytłoczył, po dwóch wojnach światowych, po zmianach społecznych, jakie zaszły na świecie i u nas - zetknięcie się z wizją poety jest tym bardziej błędne i owocne.

Obok wielu innych składników nie da się pominąć faktu, że "Wyzwolenie" jest również rodzajem pamfletu politycznego na Polskę ówczesną, że Wyspiański zajął w nim stanowisko wobec walk politycznych tej epoki, że uczynnia w nim i aktualizuje swoją wolę działania.

"Kochanka moja zwie się wola".

W epoce budowania Polski Ludowej nie jest dla nas bez znaczenia fakt, że kto jak kto, ale Wyspiański najgłębiej chyba z wielu ówczesnych myślących Polaków starał się wniknąć w zagadnienie ludowości i roli ludu w budownictwie przyszłości.

Że jest to jedno z najbardziej palących dla niego zagadnień i że je odsłania nie tylko od strony "malowniczości" guni i sukmany.

Łańcuch dzieł takich jak "Klątwa", "Wesele", "Wyzwolenie" świadczy o tym, że Wyspiański przypisywał ludowi rozstrzygającą rolę w budownictwie Polski przyszłości.

W związku z tym właśnie, zwłaszcza w ostatnich dwóch dziełach toczy pojedynek myślowy nie tyle z Mickiewiczem, choć w jego rysy wyposaża Geniusza, lecz z Krasińskim - najklasyczniejszym wcieleniem w poezji naszej kultu szlachetczyzny. Hołysz i Karmazyn - to satyryczne i paredystyczne odwrócenie "Psalmu miłości" Krasińskiego.

Gdy Krasiński wylicza same cnoty i zasługi dziejowe szlachty polskiej, Wyspiański na wzór Pankracego prawie z "Nie-boskiej" - obrazuje jej grzechy: pogodzenie się z niewolą, dojutrkowość, pychę, lekkomyślność, utożsamianie się z Polską, karciarstwo, pasożytowanie i znęcanie się nad chłopem.

Tezie Krasińskiego - "Z szlachtą polską polski lud i "Bez szlachty ludu nie ma" - przeciwstawia Wyspiański wiarę w "piastowskie" cechy ludu polskiego, w jego samodzielną rolę.

Krytycyzmowi jego w stosunku do historycznej roli szlachty towarzyszy równie krańcowy krytycyzm wobec współczesnej inteligencji, ośmieszonej i skarykaturowanej w "Weselu".

Wyspiański z całą niejako zaciekłością i nie bez pewnego fanatyzmu politycznego, tym skompromitowanym dziejowo warstwom społecznym przeciwstawia białą kartę przyszłości - lud. Oczywiście Wyspiański nie jest żadnym klasowcem ani socjalistą, choć podlega nastrojom rewolucyjnym tych lat sprzed roku 1905.

Bodajże więcej wierzy Wyspiański w rolę chłopstwa niż klasy robotniczej. Próbowano Wyspiańskiego w swoim czasie kreować na ludowca typu "piastowskiego". Wyspiański operuje pewnymi uogólnieniami społecznymi, które nie dadzą się oprawić jednak w ramy doktryny określonego obozu społecznego. W "Wyzwoleniu" Konrad się zwraca do robotników ze słowami: "Siła - to wy". W zakończeniu dramatu rolę wyzwolicieli wobec spętanego w myślach i działaniu Konrada odgrywa również "wyrobnik i dziewka bosa".

Nie jest to więc przygodna i dorywcza konstelacja myśli, lecz stały motyw przewodni, osiowy układ koncepcji społeczno-politycznej poety - przynajmniej w tej epoce.

Ale Wyspiański jest oczywiście indywidualistą.

Choć pierwszy akt wyzwalającej łaski spływa na Konrada od Czerni, która zdejmuje mu z rąk i nóg kajdany, nie ona jednak w ujęciu Wyspiańskiego jest samoczynnym motorem dziejów. To Konrad - wybitna jednostka, myśląca i czująca za wszystkich "przychodzi wprząc ją do dzieła".

Akcja dziejowa wyraża się więc we współdziałaniu tych dwóch czynników, rolę dominującą i kierowniczą odgrywa jednak jednostka, która wmawiając w masę świadomość potęgi jej siły, usypia ją jednak i obezwładnia, uzależniając ją od swojej myślowej inicjatywy.

Takie ujęcie stosunku jednostki do masy i jej roli dziejowej - raczej mylne i parodystyczne - coś nam jednak z naszych doświadczeń dziejowych z tragiczną wyrazistością zaczyna przypominać. "Wyzwolenie" zaczyna wyglądać na jakąś bolesną współczesną satyrę, której ostrza godzą w wiele zakłamań naszego życia współczesnego.

Gdyby iść o krok dalej w tym kierunku, kto wie czy by nie należało z Konrada uczynić taki sam przedmiot satyry i parodii jak z Kołysza, Karmazyna, Prezesa, i Samotnika, którego brak na scenie jest jednak brakiem, gdyż właśnie ów Samotnik jest bliskim krewnym Konrada.

Byłoby to jednak ujęcie... "rewizjonistyczne" - nic więc dziwnego, że Wiliam Horzyca wolał iść utartym szlakiem tradycyjnego kultu dla Konrada i tradycyjnej koncepcji "Wyzwolenia".

Można się zgadzać czy nie zgadzać z przedmiotami miłości czy nienawiści Konrada - Wyspiańskiego (dość dowolne skreślenia utrudniły nam nieco orientację w tych poszukiwaniach) dialektyka jego nie zawsze nas przekonywa, lecz słowo poety narzuca ramy dla uniesień, które wypełniamy już treścią własnej zadumy i tęsknoty, własnych doświadczeń, które wkładamy już na swoją odpowiedzialności w postaci aktualnych Karmazynów, Mówców, Prezesów i Kaznodziejów...

Fale sprzecznych uniesień i namiętności przelewają się w słowach symbolicznych bohaterów, z których każdy po swojemu fałszuje naród i krzywi jego drogi. Straszliwa i wspaniała scena z Maskami - monolog wewnętrzny Konrada możemy obecnie ująć jako wyraz wszystkich usypiających wolę czynną narodu fałszerstw sloganowych, od których roiło się tak niedawno nasze życie zarówno polityczne jak i kulturalne.

Każdy z nas na własną rękę aktualizuje "Wyzwolenie", które jest, czy może się stać dla nas dziełem bliskim i zrozumiałym, choćbyśmy nie wszystkie symbole jego należycie odcyfrowali. Niemałą zasługą i wkładem do naszej kultury teatralnej jest zrealizowanie przez Teatr Narodowy tego wielkiego dzieła wielkiego poety.

Pogrążeni i zagubieni w aktualnostkach dnia bieżącego zatracamy poczucie perspektywy dziejowej, z której należy patrzeć na dzień dzisiejszy. "Wyzwolenie" pozwala nam oddalić się od dnia dzisiejszego na tyle, by z perspektywy tych lat 50-ciu, po rozpłynięciu się we mgle oddalenia wielu szczegółów i drobiazgów, ujrzeć prawdziwszy zarys ogólny kształtu naszego życia.

A jest to niemała usługa, jaką nam może oddać w tej chwili poeta, z którym obawialiśmy się zetknąć przez tyle lat zamroczenia.

Podobnie jak reżyseria Wiliama Horzycy podkreśliła raczej tradycyjne akcenty koncepcji scenicznej "Wyzwolenia", tak i scenografia Władysława Daszewskiego utrzymała się w monumentalnych ramach tego widowiska, odziedziczonych po przeszłości. Daszewski, który celuje w uproszczonych formach ekonomicznie wypełnionej przestrzeni scenicznej, dał tutaj upust zarówno poczuciu malarskości jak i wymaganiom stylizacji historycznej.

Tadeusz Białoszczyński w czołowej roli Konrada miał momenty prawdy i głębi (zwłaszcza w scenie z Maskami), lecz nie utrzymał się w równym napięciu w całej roli, miał wiele momentów słabszych zwłaszcza w patetycznych partiach roli (w akcie III w pojedynku z Geniuszem).

Majestatycznej roli Geniusza nadał Janusz Strachocki posągową wyrazistość w prymitywnym, oszczędnym, lecz celowym geście i tonacji słowa.

Ewa Bonacka w roli Muzy wyzyskała świetnie kapryśne i wieloznaczne zazębienia swej zróżniczkowanej roli.

Całość wspomnianej premiery, na którą złożył się talent reżyserski i umiłowanie sztuki Wiliama Horzycy, budowa przestrzeni scenicznej Wł. Daszewskiego, muzyka Zbigniewa Turskiego, wytężona i owocna praca całego zespołu - zostanie w pamięci widza i kronice wybitnych osiągnięć teatru polskiego doby obecnej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji