Artykuły

VI edycja na czwórkę z plusem

Mam w pamięci dużo efektownych obrazów, animacje perfekcyjnie połączone z dźwiękiem, nie zawsze jednak pamiętam, w jakiej sprawie twórcy zabierali swoim przedstawieniem głos - VI Międzynarodowy Festiwal Teatrów Lalek i Animacji Filmowej dla Dorosłych "Lalka też człowiek" podsumowuje Katarzyna Piwońska z Nowej Siły Krytycznej.

Festiwal "Lalka też człowiek" zapisał się w mojej pamięci jako wydarzenie przyjazne widzowi. Organizatorzy niemal rozpieszczają publiczność. Są na to przynajmniej trzy dowody. Po pierwsze - bogata i różnorodna oferta programowa. Festiwal trwał w tym roku aż dziewięć dni, podczas których zaprezentowano dwadzieścia spektakli. Organizatorzy zaproponowali również rodzinne warsztaty teatralne, warsztaty animacji oraz warsztat filmu animowanego dla dzieci. Ponadto w programie pojawiły się koncerty, pokazy filmów animowanych (m. in. z tegorocznej edycji poznańskiego festiwalu Animator), a w oczekiwaniu na spektakl niejeden widz obejrzał wystawę fotografii przysłanych na konkurs "w/na/obok teatru", czy wystawę prac Agnieszki Szczepańskiej "Atomowy ogród". Było w czym wybierać. Drugim dowodem troski o publiczność jest darmowy wstęp - wystarczyło zarezerwować miejsce. Nawet zapominalskim umożliwiano obejrzenie przestawienia - choćby z podłogi w pierwszym rzędzie. Wypełniona widzami sala gwarantuje atmosferę teatralnego święta. Trzecim gestem w stronę publiczności jest przyznanie przez nią nagrody - "Zaproszenia w ciemno", czyli prawa do występu teatru podczas kolejnej edycji z dowolnie wybranym spektaklem. Widownia zdecydowała, że za rok ponownie zobaczymy Obwodowy Teatr Lalek z Grodna.

Na ten przywilej zasłużyli sobie dzięki spektaklowi Olega Żigużdy "Dama Pikowa". Przedstawienie rozgrywa się w dwóch planach - żywym i lalkowym. W pierwszym spotykają się przy kartach Puszkin i Czajkowski - takie spotkanie bez wątpienia się nie odbyło, kompozytor urodził się cztery lata po śmierci poety. Co ich zatem łączy? W 1890 roku Czajkowski skomponował operę "Dama Pikowa" opartą na motywach opowiadania Puszkina pod tym samym tytułem. Obaj twórcy konfrontują swoje wersje historii o Hermanie i jego miłości do Lizy oraz kart. Właśnie miłość do kart karze sprzymierzyć mu się ze złymi mocami. Losy bohatera prezentowane są w planie lalkowym - świat petersburskiego salonu i miejskie przestrzenie zostają zaaranżowane na stole do gry, przy którym zasiadają Puszkin i Czajkowski. Kreując na naszych oczach wydarzenia, posługują się kartami jako rekwizytami. Obiekty architektoniczne zastąpione zostały przez niewielkie rysunkowe dekoracje - nie są to jednak imponujące dzieła sztuki plastycznej typowe dla teatru romantycznego, a raczej proste szkice. Jeżeli Puszkin i Czajkowski zaproponowali różne rozwiązania fabularne, to oglądamy oba - a o autorze danej wersji informuje nas komentator spektaklu. On też jeszcze przed rozpoczęciem "Damy pikowej" wprowadza widzów w tajniki gry w faraona - tej, od której uzależniony jest główny bohater.

Przedstawienie w pierwszej chwili wydawało się klasyczną ramotą: stroje z epoki, klasyczne lalki, patos, dominacja słowa (w granym po rosyjsku i bez tłumaczenia)... Już za moment okazało się, że artyści mają dużo dystansu do siebie i prezentowanych światów. Postawy i poglądy z epoki Puszkina, które bawią lub rażą współczesnych, zostały z sentymentalną pobłażliwością wydrwione. Twórcom udało się precyzyjnie wyważyć proporcje pomiędzy tym, co zabawne a tragiczne. W finale chciwy kochanek, który zaprzepaścił miłość, traci również majątek i popada w obłęd - wykonawcy budują nastrój pełen napięcia i nikomu nie jest już do śmiechu. Przedstawienie z Grodna nie objawia widzowi niczego nowego, przeciwnie: chce przypominać o wartościach, które zawsze będą cenniejsze niż pieniądze. Po raz kolejny sprawdziła się więc zasada, że najbardziej lubimy to, co znamy.

Z kolei jury studenckie, w którego skład wchodzą studenci wiedzy o teatrze z warszawskiej Akademii Teatralnej, nagrodziło zdobywców ubiegłorocznej nagrody publiczności - Scarlattine Teatro z Włoch. Już sam tytuł przedstawienia - "Dzień przed początkiem świata" - zarysowuje koncept twórców. Wizja artystów włoskiego teatru jest daleka od chrześcijańskiej wykładni, a komiksowo-kreskówkowa stylistyka spektaklu - od religijnego patosu (komiksowość pozwala na sprytne rozwiązanie kwestii tłumaczenia - wypowiadany tekst widzimy w dymkach, które pokazują się nad głowami postaci). W zasadzie dla ich propozycji lepszą nazwą byłoby "Dzień przed wyprodukowaniem świata", bo zdaniem twórców Ziemia powstała w warunkach fabrycznych. Pewien tajemniczy zleceniodawca (słyszymy tylko jego głos) polecił wykonanie świata w nieprzekraczalnym terminie sześciu dni. Produkt nie ma być jednak szczególnie nowatorski - według zamawiającego nie powinien odróżniać się od istniejących już światów. Zleceniobiorcą nie jest wcale starzec z siwą brodą, ale młoda, pełna wigoru kobieta. Zatrudnia ona projektantów i podwykonawców, aby zdążyć ze wszystkim na czas. Są oni dość niesforni i przy każdej sposobności próbują przyczynić się do powstania stworów pokracznych i "nieziemskich". Nie udaje im się co prawda przeforsować powstania konio-ptako-lwa, okazuje się, że istnienie pchły jest sprawką robotnika, któremu znudziło się monotonne rysowanie i ożywianie much (a zamówienie na te owady było duże - dwa miliony sztuk). Przedstawienie włoskiej ekipy jest pochwałą kreatywności. Przypomina też, że pomyłka, błądzenie jest naturalną konsekwencją aktywności. Włosi specyficznie wyrażają też zachwyt nad światem, w którym żyjemy. Na co dzień traktujemy jego funkcjonowanie jako oczywistość i raczej skłonni jesteśmy widzieć niedociągnięcia. Skoro jednak wszystko działa od setek tysięcy lat, to chyba jednak nie ma mowy o fuszerce. "Dzień przed początkiem świata" to jedno z tych przedstawień, które dowodzą, że poważne tematy można poruszać w sposób, który wprawi publiczność w doskonały humor.

Główne jury (w składzie Krystyna Żuchowska, Krystian Kobyłka, Michele Losi, Bartłomiej Miernik, David Zuazola) było hojne podczas rozdzielania nagród i wyróżnień (łącznie sześć) - nie zdecydowało się jednak przyznać Grand Prix. Wiele mówi to o tegorocznej edycji festiwalu "Lalka też człowiek": mogliśmy obejrzeć kilkanaście wydarzeń na niezłym poziomie, interesujących w pewnych aspektach, jednak żadna z tych propozycji nie wybiła się zdecydowanie na czoło. Werdykt głównego jury sugeruje, że opuszczając pierwszy weekend festiwalu, straciłam dwa z najważniejszych przedstawień tegorocznej edycji - "Czarne Skrzydło" Davida Zuazoli i "Wizualne wiersze" kompani teatralnej Jordiego Bertrana oraz wyróżniający się koncert słowackiej grupy Vrbovski Vitazi.

Udało mi się jednak obejrzeć "Mały cyrk" Laurenta Bigota nagrodzony za "Wyrażenie lalką teatru". W istocie dla tego przedsięwzięcia teatralnego powinna powstać kategoria "Wyrażenie dźwiękiem lalki". Bigota bez dwóch zdań można nazwać inżynierem teatru: zasiada przy niewielkim stoliku, który podłączony jest do skomplikowanej aparatury. Będzie to scena, na której rozegra się spektakl ruchu i dźwięku. Na blacie znajdują się liczne przedmioty - zabawki, drobne rzecz codziennego użytku lub tylko fragmenty większych sprzętów. Wykonane są z różnych tworzyw, co pozwala wywołać całą gamę dźwięków - Bigot wzmacnia je i kompiluje. Siatka przewodów i linek, które przenoszą dźwięk, jednocześnie kreuje cyrkową przestrzeń. Każdy element wprawiony w ruch staje się też bohaterem cyrkowego show - linoskoczkiem, akrobatą tancerką Wystarczy odrobina fantazji, by widzowie w zabawkach zobaczyli np. tresowane zwierzęta. Podczas spektaklu można zamknąć oczy i słuchać minikoncertu muzyki konkretnej. Powstający utwór za każdym razem będzie inny, bo Bigot puszczając obiekty w ruch, pozostawia je już same sobie - długość i natężenie danego dźwięku zależy od energii, z jaką poruszać się będą jego mali cyrkowcy. Sądzę, że taka forma dopuszcza też możliwość swobodnej improwizacji, a fabuła tworzy się na oczach widza. "Mały Cyrk" przypomina o tym, że w teatrze nie tylko się pokazuje i patrzy, lecz przede wszystkim korzysta z wyobraźni - ta zasada obowiązuje i twórców, i widzów.

Dwoma wyróżnieniami nagrodzono duet aktorski występujący w przedstawieniu "Fumum Vendere" Nieformalnej Grupy "Avis - Agnieszkę Makowską i Olka Różanka. Makowska i Różanek wcielają się w artystów wędrownej trupy aktorskiej - zarysowują na początku swoją sytuację społeczną. Tacy wykonawcy nigdy nie cieszyli się dobrą reputacją - ich styl życia jawnie odbiegał od mieszczańskich reguł moralnych. Zasady te często nie były przestrzegane przez samych mieszczan - ale jeśli nikt o tym nie wiedział, wszystko pozostawało w jak najlepszym porządku. Dziś nie ma już wędrownych artystów, pozostała mieszczańska dwulicowa moralność i właśnie z tę chcą napiętnować twórcy "Fumum Vendere". Aktorzy tworzą wykaz głównych grzechów zakłamanego społeczeństwa, obrazując go przykładami tak strasznymi, że aż śmiesznymi. Postaci pozytywnych brak - a przynajmniej nie zostają one w pamięci. Opary zgnilizny moralnej unoszą się na scenie i mieszają z wysoko stężonym komizmem. Dało się zauważyć, że niektórym widzom prezentowany przez "Avis" rubaszny typ humoru był nie w smak, większość jednak parskała co rusz śmiechem. Piosenki napisane i wykonywane przez Różanka stanowią cięty komentarz do scen, bawią językowymi połączeniami. Ich klimat przywodzi na myśl zadymioną piwnicę pubu, w którym nad ranem po przejściach nocy spotykają się "barowe ćmy". Swoją drogą cały spektakl dużo chętniej oglądałabym w takich właśnie zupełnie nieoficjalnych kawiarnianych warunkach niż w sali teatralnej.

Podczas szóstej edycja festiwalu "Lalka też człowiek" nie zobaczyliśmy przedstawień wartych tego, by spierać się o przyznanie im palmy pierwszeństwa, czy jednego spektaklu -niekwestionowanego lidera. Nie oznacza to jednak, że zaprezentowane dzieła pozbawione były wartości. Myślę, że każdy widz odnalazł w programie wydarzenie odpowiadające jego wrażliwości i teatralnym oczekiwaniom. Mnie festiwal "Lalka też człowiek" dostarczył głównie wrażeń estetycznych - wspominając tegoroczną edycję z pewnego dystansu, mam w pamięci dużo efektownych, często wysmakowanych obrazów, animacje perfekcyjnie połączone z dźwiękiem, nie zawsze jednak pamiętam, w jakiej sprawie twórcy zabierali swoim przedstawieniem głos.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji