Artykuły

Arkadia, czyli my

"Arkadia" w reż. Krzysztofa Babickiego w Teatrze Polskim we Wrocławiu. Pisze Leszek Pułka w Gazecie Wyborczej - Wrocław.

W "Arkadii" Tom Stoppard zagrał w dwa teatry, świetnie bawiąc się każdym z nich. Pierwszy to pastisz oświeceniowej komedii charakterów. Tę fantastycznie, po molierowsku rozgrywają Strączek i Kiljan. Ona - ekscytująca jako Thomasina Coverly, żywe srebro i niepospolity umysł, dziecko epoki, która zrodziła maszynę parową i libertynizm. On - znakomity jako Septimus Hodge, jej guwerner i nauczyciel, w istocie błyskotliwy filozof, czerpiący z dzieł Newtona i Leibniza równie swobodnie, jak my z internetowych leksykonów.

Teatr drugi, bliski tradycji angielskiej farsy o motoryce błyskotek Cooneya, czyli kryminalna intryga Bernarda (Jerzy Schejbal), historyka literatury angielskiej z udziałem potomków właścicieli Sidley Park. Bernard ogłasza światu, iż Byron - zlekceważywszy w 1809 roku amory pani domu - wpuścił do łóżka namiętną żonę Ezry Chatera (Marian Czerski). Grafomana, który zmarł w Indiach pokąsany przez małpę, na co - sugerują obecni na scenie - szczerze sobie zasłużył. To z kolei klasyczna komedia omyłek. Byrona nie oglądamy na scenie nawet przez sekundę. Widzimy tych, którzy na jego postaci chcą zbić majątek, lub roją swe sny - o poznaniu świata, o swobodzie seksualnej, o literackiej ekstazie. Bo w istocie rzeczy "Arkadia" jest dramatem komediowym, w którym Stoppard z wdziękiem pyta o to, kim jest człowiek łaknący prawdy jak Theresina czy jej współczesne alter ego Hanna (Monika Szalaty), a kim cynik. Krzysztof Babicki w ogóle nie bawi się imitacjami realności. Od początku jesteśmy w teatrze. Słuchamy świetnie napisanych dialogów. Oglądamy dość surową, ogołoconą z ozdobników (bo przeszkadzałyby w drodze ku jedynej w rezydencji toalecie) pałacową komnatę - miejsce obu akcji. Cały świat Stopparda/Babickiego to stół, krzesła, fortepian za ścianą. Kilkoro drzwi.

Babicki - jak w teatrze Czechowa - nie zapomina o postaciach, dźwiękach ani o rekwizytach. Wzruszają paralele między ekranem laptopa Valentine'a (Michał Opaliński) a lustrem, w którym tkwi duch Thomasiny. Pokruszone pasaże na fortepianie wyrażają autyzm Gusa (ciekawy debiut Michała Derlatki), a ich dzika kakofonia - seksualne swawole na klawiaturze lady Croom (Halina Rasiakówna) z niewidzialnym hrabią Zielińskim. Takich błyskotek jest więcej - jak w znakomitej scenie wykładu Bernarda, którego muszą słuchać bohaterowie. Co za teatr min! Swoje pięć minut ma nawet żółw

Błyskawica w akwarium.

To kompletnie nieważne, że bohaterowie romansują i zdradzają. Istotne, że mają namiętności naukowe lub i artystyczne. Tak na początku XIX w., jak współcześnie. Płoną - niektórzy dosłownie, bo w pożarze ginie Thomasina - z ciekawości, z łaknienia prawdy. Ich marzenie realizuje się na wielu poziomach. Bywają głupiutcy jak lady Croom, bywają olśniewający jak duet Septimus - Thomasina, który łączy prawdziwa intelektualna namiętność. A że wśród sporów o metodę budzą się zmysły, w "Arkadii" jest dowcipnie, błyskotliwie i seksownie.

Sceny aktu drugiego, w których przeszłość i teraźniejszość przenikają się, warte są każdych pieniędzy. Finałowy walc porwał widzów do oklasków. Obok protagonistów grali także Jan Blecki, Tomasz Lulek, Tadeusz Szymków, Aldona Struzik, i Maciej Wizner. Stworzyli świetny, stylowy zespół. Zobaczcie koniecznie!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji