Artykuły

Hekabe, czyli krwawy antyk

"Hekabe" w reż. Karoliny Labakhuy w Teatrze Polskim w Warszawie. Pisze Jan Bończa-Szabłowski w Rzeczpospolitej.

"Hekabe" jest jedną z najrzadziej wystawianych sztuk Eurypidesa. W Polsce dopiero po raz drugi. Tytułowa bohaterka, trojańska królowa, przeżyła śmierć wszystkich dzieci, stała się symbolem nieszczęścia, rozpaczy i bólu.

Akcja sztuki rozgrywa się na prawie pustej scenie. Ascetyczna dekoracja Marty Zając przedstawia morski brzeg. Jego prawa część spowita mrokiem to kraina śmierci, gdzie przebywa duch Polidora, zamordowanego syna Hekabe (Paweł Krucz). Z dramatyzmem, choć bez nadmiernego patosu, opowiada o fatum, jakie wisi nad matką.

Hekabe Jadwigi Jankowskiej-Cieślak nie jest posągową boginią. Wymiar boski przejawia się w niezłomności, z jaką walczy o godność i prawo do szacunku. Ale jej ból, udręczenie, szaleństwo, bezsilność mają wymiar głęboko ludzki. Patrząc na jej cierpienie i upokorzenie, gdy staje się niewolnicą Odyseusza, łatwo zrozumieć dojrzewającą chęć zemsty. Doprowadzona do ostateczności, odarta z godności, bierze odwet na Polimestorze i jego synach.

O ile rola Jankowskiej-Cieślak jest kreację, o tyle pozostali - z wyjątkiem Krucza - byli jedynie poprawni.

Z nadzieją patrzę na debiut reżyserki Karoliny Labakhua. Nie stara się na siłę uwspółcześniać opowieści, wierząc w jej uniwersalne przesłanie. W natłoku przekombinowanych inscenizacji asceza jej widowiska działa oczyszczająco.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji