Artykuły

Za co kochamy Holoubka?

CZY cokolwiek ominęło Edypa po tej czarnej serii? Oczywiście tak. Los nie jest w stanie zniszczyć kogoś bez reszty. Królowi Teb pozostaje przecież wybór. Może powiesić się, tak jak Jokasta. Nie jest to złe wyjście. W świecie antycznym samobójstwo uchodziło za rzecz honorową. Parę minut umiarkowanego cierpienia. Potem już tylko zielone oczy śmierci, które są barwą zapomnienia.

Edyp wybiera życie. Będzie ślepcem. Będzie wygnańcem. Przez wiele lat dno nieszczęścia będzie jego udziałem. Dlaczego to czyni? W warszawskim Muzeum Narodowym jest duży wstrząsający obraz: Edyp wiedziony przez Antygonę na drogach wygnania. Popatrzcie, jeśli się wam okazja zdarzy, na to malowidło. I postójcie przez chwilę w milczeniu. W tej ciszy dotrze do was najgłębsza prawda o tej sprawie. I o innych ważnych sprawach, które was osobiście dotyczą.

Gdy zapaliło się światło, Edyp w ujęciu Gustawa Holoubka przypomina amerykańskiego technokratę od "manipulacji masami". Własną siłą doszedł do obecnego znaczenia. Poradził z niejednym kłopotem: psychotechniką i socjotechniką, bez żadnych tam proroków, mistyków czy wieszczbiarzy. Losem człowieka czy losem państwa kierujemy tak, jak kajakiem czy samochodem. Kilkadziesiąt dobrych chwytów. Klawiatura środków, sposobów, narzędzi. Tu nacisnąć, tam zwolnić, trochę stanowczości, trochę cierpliwości, wszystko powinno być o.k.

To pierwsza runda. A potem druga. Fatalność wali się na monarchę małego greckiego państewka. Los ma zrobić z niego szmatę. Edyp próbuje walczyć. Ale po kilku starciach już wie. Lęk szarpie go za włosy. Zasłania twarz rękoma. Przez chwilę gotów jest upaść na kolana. Skamłać o łaskę?! Partner jednak, zwany przeznaczeniem, jest obojętny i zimny. Jak światła Wielkiej Niedźwiedzicy.

Coś przerosło Edypa. Już teraz nie on manipuluje. Już teraz nim manipulują. Był podmiotem, stał się przedmiotem. Czegoś - co jest gorsze od igrania. Edypem się już nie igra. Nad Edypem się już nie znęca. Edypa się masakruje.

Teraz - cóż zostało? De Gaulle powiedział latem 1940 roku, po upadku Paryża, że kiedy wszystko jest stracone, zawsze pozostaje coś, dla czego warto żyć. W tym paradoksie jest potężny kawał prawdy.

Właśnie: co Edypowi zostało? Tu trzeba odróżnić Edypa w ujęciu Holoubka i Edypa w ujęciu Sofoklesa. Edyp Holoubka płacze. Wstrząsająco płacze prawdziwymi łzami. Nad losem swych córek. Nad okrucieństwem, jakie zostało mu przeznaczone. Światło w telewizorze gaśnie, a poprzez zmrok jeszcze dochodzi echo tego szlochu.

A więc szloch tylko i banalna prawda, że nikt z ludzi, póki nie przeszedł na tamtą stronę życia, nie może o sobie powiedzieć, że był lub jest szczęśliwy - to tylko Edypowi Holoubka pozostało.

Inaczej u Sofoklesa. Proszę Redakcję o złożenie tego tekstu kursywą:

"... A jednak zostało coś więcej niż szloch. Jest parę rzeczy w życiu człowieka, których nawet wszechmocny los nie jest mu w stanie odebrać. Patrz zatem, zły i okrutny Przypadku, zmiażdżyłeś mnie, jestem zmasakrowany. Ale będę żył i będę rozmyślał, a każde drgnienie mózgu i każde poruszenie serca oskarży twoje okrucieństwo.

... Czy myślisz, że tylko rozpacz powodowała mną, kiedy chwyciłem broszkę z martwej głowy Jokasty i wybiłem nią swoje oczy? Mój pusty wzrok, tym głębiej zajrzy w twarz Oprawcy i odbierze mu spokój tak, jak Oprawca odebrał mi królestwo, żonę, dzieci i szczęście.

... Czymże jestem? Trzciną drżącą na wietrze. Ale ta trzcina przeciwstawi twojej, Losie, wszechmocy - inną wszechmoc, siłę, którą czerpie człowiek z samego dna nieszczęścia. Bo przecież wiadomo, że w godzinie ostatecznej pojawiają się w człowieku jakieś nowe, niezwykłe siły. Nie podejrzewał, że istnieją. Teraz one dają o sobie znać. I mówią: że oto, kiedy wszystko jest stracone, wszystko zaczyna się na nowo. W innym wymiarze, w nowym układzie wartości."

*

To właśnie Sofokles. Tragedia jest tragedią właśnie dlatego, że taki jest jej finał. Nie szloch, ale kaleka droga wygnania, która jest drogą kontrataku. Jest tragedią, a nie koszmarem. Jest tragedią, nie makabreską. Czymś, co wstrząsając ludźmi, nie łamie ich, ale hartuje.

Jak hartuje? Bardzo prosto. Rokrocznie zjadacie miliard proszków uspokajających. Wypijacie kilkadziesiąt litrów alkoholu. Żeby rozproszyć złe myśli. Czymże są te złe myśli, jak nie mackami strachu sięgającymi po wasze serce? Strachu przed kaprysem losu, który wami igra, rozwala plany, przekreśla nadzieje, szydzi z ambicji i intencji.

Nie bójcie się, uczy was tragedia. Patrzcie śmiało w oczy temu, co ma nadejść. Jeśli trzeba - oślepcie się, aby wzrok był bardziej ostry. W was samych tkwią niezwykłe siły, które dadzą o sobie znać, kiedy już nic wam nie pozostanie. Wtedy zdołacie ocalić waszą godność, a to znaczy, ocalić wszystko, co jest godne ocalenia.

Wierzcie, że te siły istnieją. Mocniejsze od proszków i odurzającego alkoholu. Mocniejsze od samego Losu.

*

A więc kontrast między Edypem Holoubka i Edypem Sofoklesa. Tym dziwniejszy, że właśnie to bardzo holoubkowska rola. Przypomnijcie jego wielkie kreacje - z "Diabła i Pana Boga", z "Ryszarda II", z telewizyjnego "Don Juana" Moliera... Nikt tak genialnie jak właśnie Gustaw Holoubek nie potrafił oddać tragiczności, która przecież jest nierozłączną syntezą rozpaczy ze wzniosłością. U Holoubka jest ten wspaniały zwrot, te kilka czy kilkanaście sekund, w których człowiek miażdżony przez los w pewnej chwili w sposób oczywisty staje się większy od niego: większy swoją inteligencją i większy swoją determinacją, w której rozpacz przeistacza się w kamienną wyniosłość, a klęska człowieka przeistacza się w zwycięstwo ludzkości nad okrutnym i martwym biegiem materii.

Powiedziałbym, że właśnie ten punkt jest wysokim "C" aktorstwa Holoubka. Powiedziałbym więcej: jemu zawdzięcza on swoje niezwykłe powodzenie, to, że właśnie Holoubek jest wizytówką gustów naszej epoki.

*

I czegoś więcej niż gustów. Przyciśnięci przez los, tak często odczuwający bezsilność wysiłków i daremność marzeń, łykamy proszki uspokajające, proszki na dobre samopoczucie, narkotyzujemy się kawą i alkoholem; ta psychotechnika wywołuje w nas apatię, która jednak jest pozbawiona spokoju, apatię z bólem głowy i migotaniem serca.

Tyle razy Holoubek ze sceny i z radia i z okienka telewizyjnego pokazywał nam, że z losem można rozmawiać inaczej niż poprzez lęk i za pomocą rozmaitych chemicznych i intelektualnych narkotyków. Że wszechmocny los nie jest taki wszechmocny - a słaby człowiek nie jest taki słaby.

Takie jest nasze pragnienie i dlatego Holoubek jest czymś więcej, niż wizytówką naszych gustów. Jest skrótem artystycznym ideologii, którą zwiemy prometeizmem i której sprzeniewierzając się często - ciągle przecież wyznajemy nie tylko słowem, ale - może przede wszystkim - czynem.

W poniedziałkowym "Królu Edypie" prawda rozpaczy przesłoniła prawdę wzniosłości. Tragedia stała się jak ptak, któremu obcięto jedno skrzydło. Wbrew Sofoklesowi. Wbrew temu wszystkiemu, za co kochamy Gustawa Holoubka.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji