Artykuły

Jesienne spotkanie

Spotkanie z Telewizją, po paru tygodniach prawie zupełnej rozłąki - jeśli nie liczyć hańbienia się współpracą, o czym pisałem w zeszłym tygodniu - przypomina powrót do domu, z urlopu. Włazi człowiek trochę niepewnie do mieszkania, zagląda tu i ówdzie, czy wszystko na miejscu, wsuwa nogi w stare, wydeptane kapcie i z ulgą zapada w fotel.

Nic się nie zmieniło - wszystko po staremu.

Rozstawałem się z Telewizją z uczuciem ulgi, trochę przemęczony obowiązkowym oglądaniem kanikularnego programu, ale witam się z nią bynajmniej nie jak recydywista z więzieniem. Co tu ukrywać - stęskniłem się za migającą sztuką. Mniej mi przeszkadzają realizacyjne kiksy, mniej rażą usterki techniczne. Cóż, że brak dźwięku - przecież jest obraz! Nie ma obrazu? Nic to, słychać przecież.

Poważnie, myślałem, że będzie gorzej. Przypuszczałem, że gdy po rozstaniu spotkam się znów z telewizyjną Muzą, pstryknę i - zobaczę mleczny ekranik. Wielokrotnie prorokowałem, że któregoś dnia po przebudzeniu przetrzemy oczy i - okaże się, że w Polsce nie ma w ogóle TV.

Nic podobnego, jest! Stara, wydeptana, ale jest.

To cieszy. Młoda to muza, ale już nie wyobrażamy sobie życia bez TV. Cóż robilibyśmy wieczorami bez tej piekielnej skrzynki, na którą wyrzekamy publicznie, a którą ukradkiem otwieramy, by obejrzeć którąś z rzędu beznadziejną Kobrę, czy skamieniały w rutynie magazyn młodzieżowy.

By jednak uzyskać tak łagodny i pełen humanizmu pogląd na świat - konieczne są krótsze, lub dłuższe rekolekcje oczyszczające; konieczne jest rozstanie i stworzenie pewnego dystansu.

Nie tylko dla Waszego recenzenta. Dla każdego. W lecie radziłem unikać telewizji, gdyż to czasie urlopu znacznie zdrowiej jest iść na grzyby, niż siedzieć w zadymionym pokoju z okiem wlepionym w ekran. Teraz radzę stosować takie posty o każdej porze roku.

Dla higieny psychicznej.

Zdarzają się przecież dni telewizyjne puste, gdy w programie nie ma niczego, co mogłoby nas zainteresować. Zdecydujmy się w takim dniu na przykrycie naszego pudła pokrowcem, by robić cokolwiek innego. Może wtedy, po takiej kuracyjnej, jednodniowej przerwie, innym, łaskawszym okiem popatrzymy w ekran.

Zaczyna się nowy sezon telewizyjny. Teatr TV rozpoczął go "Królem Edypem". Wprawdzie wszyscy recenzenci zachwycali się rewelacyjnym pomysłem, skutkiem którego artyści grali w odzieży, którą noszą na co dzień, ale ja nie zachwycałbym się tak znowu nadmiernie. Co ja poradzę, że w greckich tragediach bardziej mi pasują antyczne płótna niż najlepiej nawet uszyte garniturki.

W pewnych sprawach jestem konserwatywny i uważam, że jeśli już król - to jednak w koronie.

Ale zbytnio nie wybrzydzam, gdyż po tym spektaklu zmuszony jestem odwołać wszystko złe, co kiedykolwiek powiedziałem o Gustawie Holoubku, który to entuzjazm bynajmniej nie wyklucza entuzjazmu dla pozostałych artystów, na czele z Ireną Eichlerówną, którą na szczęście coraz częściej zaczynamy widywać na ekranach telewizorów.

W ubiegły poniedziałek pokazano nam znakomicie grany, choć nieco ślamazarnie poprowadzony "Klub Kłamców"; zapowiadają adaptację Reymonta z Łodzi; wraca do swoich przeznaczeń Studio 63, "Haftowanymi ostami" japońskiego pisarza...

Jednym słowem - coś się dzieje w Teatrze TV. Czy podobnie jest w innych redakcjach?

Zobaczymy, posłuchamy, pomówimy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji