Artykuły

Niby nic wielkiego

"Rewolucja balonowa" Julii Holewińskiej w reż. Sławomira Batyry w Teatrze Powszechnym w Warszawie. Recenzja Agnieszka Michalak, członka Komisji Artystycznej XVIII Ogólnopolskiego Konkursu na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej.

Niby nic nowego. Tekst Julii Holewińskiej idealnie wpisuje się w modę na opisywanie Peerelowskiej rzeczywistości, tym razem jej końcowej fazy, bo późnych lat osiemdziesiątych. A konstrukcja fabularna sztuki (ale też spektaklu) jest jednowymiarowa i ściśle wiąże się z przebiegiem losów bohaterki. Niby nic wielkiego. Monodram Katarzyny Zielińskiej na małej, niemal pustej scenie to w gruncie rzeczy skromny - chociaż wyprany z fałszu, niedoróbek i bylejakości - występ trwający niewiele ponad godzinę. Niby nic wyjątkowego. Od razu wiadomo, że spektakl reżysera Sławomira Batyry nie chce być czymś więcej niż tylko spowiedzią z pierwszego etapu życia pewnego bohatera, a przy okazji skróconą reportażową relacją o mentalności niewielkiej grupy społecznej. A jednak

A jednak "Rewolucja balonowa" uwodzi gracją, lekkością i poczuciem humoru. To nie tylko seans złożony z rozczarowań, marzeń, olśnień, ambicji, ale przede wszystkim osobista opowieść trojga trzydziestolatków (autorka, aktorka, reżyser), w której próbują odpowiedzieć na pytanie co ich ukształtowało, jakie pozostały w nich ideały, i wreszcie, kim są dzisiaj.

Z doświadczeń tej trójki powstała Wiktoria. Dziś ma trzydzieści lat, jest odrobinę infantylna, chaotyczna, roztrzepana, lubi polędwicę sopocką i z czułością wspomina dawną beztroskę. Pamięta jak tata do snu opowiadał jej bajki o złym Stalinie, który skończył w kosmosie. Jak z bratem jadła Nutellę i piła Coca Colę, tańczyła do kawałków Papa Dance i czytała "Bravo". Pamięta jak żuła gumę Donald i zbierała plakaty. A rodzice? Ci to dopiero byli zabawni, to oni najbardziej zachłysnęli się Zachodem i wszystkim co stamtąd płynęło. Kupowali w Amwayu, jeździli lśniącym polonezem i oglądali Dynastię. Gdzieś na drugim planie był inny świat - Mazowiecki, młodzi Kaczyńscy, Pawlak, Wałęsa i wielkie słowa: wolność, honor, solidarność. Tylko, że Vicę niewiele ten drugi plan obchodził. Ona nagrywała na kasety przeboje z radia i zbierała puszki.

A dzisiaj trochę się pogubiła, już nie może zachwycać się Nutellą, bo na półkach sklepowych ma jej dziesięć rodzajów, Coca Cola już nie smakuje jak czarodziejski eliksir szczęścia - tylko jak jeden z napojów zero procent. Kolorowa wszystkość bombarduje z każdej strony. I to nie tylko Vica tak ma. Jej przetrącone pokolenie też. Gadżety, wyścigi, technologie, neony, żetony i ajfony - wszystko jest na wyciągnięcie ręki. Tylko nie ma motywacji, żeby tę rękę wyciągnąć.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji