Artykuły

Tomaszewski - wielki i dyskusyjny

Na spektakl Henryka Tomaszewskiego szedłem z przekonaniem, że dane mi będzie obcować z dziełem dużego bez wątpienia formatu. Miałem jeszcze w pamięci entuzjastyczną recenzję Wojciecha Dzieduszyckiego, którą swego czasu czytałem na łamach "Życia literackiego". Przyznać jednak muszę, iż doznałem pewnego rozczarowania. Spektakl pt. "Przyjeżdżam jutro" nie jest wprawdzie bynajmniej błahą propozycją teatralną, ale wydaje się, iż ważkiej, jakże istotnej propozycji myślowej (bo czyż może być problemem nieistotnym samotność człowieka, jego rozpaczliwe wysiłki uczynienia własnej egzystencji czymś pełnym, szalonym, niecodziennym, wyjątkowym, a także próba scalenia własnej osobowości w androgyniczną jedność: wspaniałą i wzniosłą?) nie dorównuje strona wizualna spektaklu.

Wprawdzie Tomaszewskiego, znakomitego inscenizatora i choreografa, rozpoznajemy w niektórych scenach, w kilkunastu konkretnych sytuacjach (np. w narodzinach Dionizosa, śmierci Semele pod "kołami" rydwanu Zeusa, śmierci Dionizosa pod toporami Tytanów na stole wieczerzalnym, w finale, w którym raz jeszcze triumfuje "śmierć w starych dekoracjach", a zamieszczony gdzieś w tyle zegar odmierza kres każdej ludzkiej egzystencji), niemniej zauważa się pewną monotonię (co brzmi dość paradoksalnie, bowiem wielokrotnie następują zmiany sceny), a całości widowiska brak tempa i zróżnicowanego rytmu (Tomaszewski zbyt wiele scen celebruje ponad miarę). Obok dramatycznych napięć kulminacyjnych w nagłych i ostrych spięciach zdarzają się nadto przestoje i dłużyzny, tak, że nawet po jakimś czasie widza przestaje interesować znakomity skądinąd warsztat wykonawców.

To co na scenie wygląda na dość nierzeczywistą, wymyśloną historię, może w realiach włoskich (film potrafi to oddać znakomicie), włoskim klimacie i nastroju, z solidną nadbudową psychologiczną, nabrać - zwłaszcza dla włoskiego widza apokaliptycznego wymiaru. Materia literacka - nawet jeśli traktować ją jako inspirację - stwarza tutaj zbyt duże przeszkody i teatr pantomimy wyraźnie jest wobec niej raczej bezradny.

Tomaszewski odszedł od dawnej formuły krótkich etiud i mimodramów, traktując pantomimę jako rozbudowane, pełnospektaklowe widowisko. "Przyjeżdżam jutro" to już czwarta taka pozycja po "Odejściu Fausta", "Śnie nocy listopadowej" i "Menażerii cesarzowej Filissy". Pantomima wrocławska - jak słusznie to określa sam Tomaszewski - jest teatrem kreacyjnym, zrywającym z tradycyjną pantomimą, a już tym bardziej z baletem. Do stosowanych już form pantomimiczno-baletowych dodana także zostaje technika aktorstwa psychologicznego.

"Przyjeżdżam jutro" to - mimo wszystkie zastrzeżenia - nieporównalnie bardziej doniosłe myślowo i teatralnie widowisko niż np. "Cesarzowa Filissa". Jest w nim charakterystyczne zresztą rozdarcie czy pęknięcie, jakże często pojawiające się w dziełach znakomitych artystów. Obok urzekających swym pięknem scen zdarzają się po prostu kiczowate, obok ostrych, drapieżnych sekwencji zdarzają się mdłe i rozcieńczone. Nawet teraz wszakże po obejrzeniu tego spektaklu mogę stwierdzić jedno: byłbym niepocieszony gdybym ostatniej premiery Tomaszewskiego nie zobaczył. Taka jest bowiem specyfika dzieł tworzonych przez wielkich artystów, że nie pozwalają być obojętnym, że urzekają, przyciągają, a jednocześnie rodzą gwałtowny protest i odruch niechęci (a więc uczucia ambiwalentne). Dlatego, bo tkwi w nich zawsze ten drobny choćby ułamek prawdziwej wielkości.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji