Artykuły

Merkariusz nadodrzański

Trzynasta pantomima Tomaszewskiego. Namiętności bogów i ludzi. "Przyjeżdżam jutro!". Trzy godziny collage'u bez wytchnienia. Nagość bez różnicy płci. "Bzik tropikalny" czyli kłapa przed pół wiekiem. Witkacy z niespodziankami. Zbiorowe wyprawy teatralne do Jeleniej Góry. Dublet Pankiewicza. Co słychać w teatrze Grotowskiego?

We Wrocławiu nie możemy narzekać na brak mocnych wrażeń!

Zaledwie się skończył X Festiwal Polskiej Muzyki Współczesnej a już Wrocławski Teatr Pantomimy wystąpił z premierą XIII Programu PRZYJEŻDŻAM JUTRO. Henryk Tomaszewski zaszokował wszystkich wielbicieli i adwersarzy nie tylko bogactwem wyobraźni, odwagą wypowiedzi, ale też i kolejną próbą stworzenia nowej formy widowiska teatralnego. Jest to collage pantomimy, baletu, teatru dramatycznego spojony muzyką, która w tym spektaklu nie tylko - jak w poprzednich programach Teatru Pantomimy - spełnia rolę ilustracyjną i formującą nastrój, ale też i dramatotwórczą (kompozytor Zbigniew Karnecki, 1. 27, wychowanek wrocławskiej PWSM. Uwaga! Talent!).

Już widzę, jak puryści, którzy od dawna zarzucają Tomaszewskiemu zdradę czystej formy pantomimy, rzucą się na "Przyjeżdżam jutro" i rozszarpią ten spektakl na sztuki. Nikt jednak nie zaprzeczy, że nawet przy wyraźnych pęknięciach stylistycznych - powstał jedyny w swoim rodzaju teatr muzyczny o niepospolitej sile wyrazu.

Akcja rozgrywa się w dwóch płaszczyznach: w świecie antycznych bogów i w świecie współczesnych ludzi. Prolog to wstrząsająca historia Dionizosa, zrodzonego z miłości Zeusa i Semele. Zazdrosna małżonka Gromowładnego, Hera, przysięgła zemstę. Za jej namową Semele spojrzała w oblicze boga bogów i spłonęła. Tytani rozszarpali Dionizosa, a Hera jego krwią napoiła Zeusa. Oszalały z rozpaczy Zeus ponownie zrodził Dionizosa, a Tytanów strącił z Olimpu na ziemię.

Tak się kończy tragedia bogów. Zaczyna się tragedia ludzi!

Szczęśliwa rodzina przy obiedzie i telegram: "Przyjeżdżam jutro!".

Zjawia się gość, który opanowuje umysły i zmysły wszystkich domowników. Kiedy go zabraknie, nie sposób będzie żyć w pustce powstałej po jego wyjeździe. Rodzą się tragedie, które ostatecznie doprowadzają do zupełnego zniszczenia całej rodziny. Ostatni ginie ojciec, splatając swoją tragedię z tragedią bogów, którą symbolizują postacie ukształtowane według słynnej rzeźby Henry Moore'a "Król i Królowa"...

Tomaszewski - podobnie jak w poprzednich swoich programach - świadomie nawiązuje do ogólnie znanych archetypów: "Bachantki" Eurypidesa, rzeźby Moore'a, "Ostatnia wieczerza" Leonarda da Vinci, sceny figuralne z tympanonów, sceny z filmów de Siki (kapitalna scena nawiązująca do "Cudu w Mediolanie"!), "Theorema" Pasoliniego i wiele innych znaków i sygnałów tworzy gęstą sieć symboli, które raz po raz uruchamiają wyobraźnię widza, nawarstwiając i kumulując napięcia.

Spektakl jest jeszcze zbyt długi - trwa prawie 3 godziny, ale przyzwyczailiśmy się już do systemu Tomaszewskiego, który dopiero w konfrontacji z widzami skraca i kondensuje swoje programy. Zresztą już i teraz - w tej 3-godzinnej wersji - "Przyjeżdżam jutro" robi wstrząsające wrażenie. Nie zaszkodziła "feralna trzynastka". XIII Program PANTOMIMY ma ogromne powodzenie. Bilety wyprzedane na miesiąc naprzód. Ludzie szukają mocnych wrażeń... A poza tym po mieście się rozniosło, że na scenie raz po raz błyska golizna i to obojga płci... I faktycznie!

Nie brak też tego samego rodzaju efektów w spektaklu "Mister Price czyli Bzik tropikalny" Witkacego, wystawionym na scenie kameralnej Teatru Polskiego, w reżyserii Piotra Paradowskiego. Jest to jedna z mniej znanych sztuk Witkacego, napisana w 1920 roku wespół z Eugenią Dunin-Borkowską. Prapremiera "Bzika tropikalnego" w Teatrze Niezależnym (był w latach 30-tych w Warszawie taki teatr-efemeryda, którego założyciele postanowili lansować sztuki awangardowe) przyniosła zupełną klapę i druzgocące krytyki. Zawiniła nieudolność realizatorów i wykonawców, ale większość recenzentów napadła na autora. Niektórzy zaś krytycy skłonni byli niedostatki utworu usprawiedliwiać tym, że powstał on we współpracy z... kobietą!

Rehabilitację przyniosły dopiero realizacje powojenne: w 1965 roku w Katowicach i 1969 roku w Łodzi. Niedawno "Bzika tropikalnego" wystawiono z niebywałym powodzeniem w uniwersyteckim teatrze Towson State College Theatre w USA.

Wrocławski spektakl utrzymany jest w tonie sensacyjnej groteski, naszpikowany mnóstwem zaskakujących pomysłów (np. "polowanie" na tubylców, którzy spadają z wysokości kilku metrów na scenę - to kaskaderzy!). Albo znakomite złudzenie monsunu przewracającego chatę, wywołane przez prosty trik (ruch drewnianej ramy, na której wiszą korale tworzące ściany). Świetne dekoracje Franciszka Starowieyskiego zmieniają w światłach reflektorów kolor - jak kameleon, co o dziwo - bynajmniej nie zaciera sensu tej Witkacowskiej historii absurdalnego, wzajemnego pożerania się rekinów finansowych w pogoni za pieniądzem.

Od kilkunastu miesięcy z teatrami wrocławskimi skutecznie konkuruje Teatr Dolnośląski w Jeleniej Górze pod wodzą Aliny Obidniak. Na ciekawsze premiery do Jeleniej Góry wyruszają całe wycieczki recenzentów i teatromanów wrocławskich. Ostatnio autobus teatralny z Jeleniej Góry zabrał spod wrocławskiego pomnika Fredry całą ekskursję na dublet Krzysztofa Pankiewicza - "Zemstę" i "W małym domku" Witkacego.

Wystawienie obu sztuk wywołało niebywałe kontrowersje. Jedni potępili inscenizacje Pankiewicza w czambuł, inni okrzyknęli je za odkrywcze! Bo też oba spektakle niewiele miały wspólnego ze znanymi realizacjami tych sztuk. Jak twierdził sam Pankiewicz - inscenizator, reżyser i scenograf w jednej osobie - komedię Fredry wystawił jako "Zemstą za Zemstę". Zemstę za tradycyjne wystawianie komedii Fredry i zemstę za "awangardowe" pomysły eksperymentatorów.

Horyzont w owej "Zemście za Zemstę" stanowiła "Bitwa pod Grunwaldem" Matejki, na tle której widniały rozsypujące się resztki niegdyś wspaniałego zamku, krytego w tej chwili już tylko słomą, z podworcami, na których walają się porozbijane wozy, siano, wałęsają się żywe gęsi. Akcja rozgrywa się w nieustającym ruchu, zamieszaniu, wrzasku. Mężczyźni biją się i awanturują, kobiety gżą się i biegają za chłopami, Cześnik ugania z krzykiem za służbą, Rejent w czarnym kaftanie z podwiązanymi włosami wygląda na samuraja, szeroki mur przepoławiający scenę wzdłuż, przesuwany jest przez walczących raz w jedną raz w drugą stronę... W każdym razie nie jest to konwencjonalna inscenizacja Fredry...

Ale zapewne Czytelnicy Przekroju chcieliby wiedzieć, co się dzieje w Teatrze Laboratorium Grotowskiego. Otóż ćwiczenia i próby Teatru Laboratorium odbywają się od dłuższego czasu poza Wrocławiem. W dużym domostwie położonym w lesie, obok szosy do Ostrowia, parę kilometrów za Oleśnicą, przystosowano do pracy Teatru Grotowskiego kilka pomieszczeń. Aktorzy, aspiranci i stażyści dojeżdżają do Brzezinki (tak się nazywa miejscowość, w której znajduje się owa zamiejska siedziba Teatru Laboratorium) autobusami, a od czasu do czasu mieszkają tam po kilka dni, gospodarując i żywiąc się "własnym przemysłem". Przygotowuje się tam nowy program, o którym w mieście nikt nic dokładnego nie wie. Powiadają, że ma to być wielkie święto, wspólny obrzęd, czy też świąteczny festyn aktorów i widzów...

Grotowski ze swym teatrem wyjeżdża do Australii na dwa i pół miesiąca z "Apokalipsis cum figuris", właśnie z tym nowym spektaklem, którego prapremiera, czy też generalne próby odbędą się na piątym kontynencie... Może po powrocie z Australii zobaczymy ten spektakl i we Wrocławiu?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji